Rozdział 5.

6 0 0
                                    


Wychodząc ze szkoły wiedziałam, że dzis nie będzie klasycznej gorącej czekolady z zimnym tiramisu tylko zakupy na imprezę.

Lubiłam zakupy gdy wiedziałam, że idę po coś konkretnego. Dziś totalnie nie miałam pomysłu  w czym mogę pójść dlatego z wielką nie chęcią skierowałam sie na przystanek autobusowy zmierzający do niewielkiego centra handlowego. Niestety, ale w Litchfield nie było dużych galerii w których można było kupić wszystko.

Gdybym miała większą ochotę i konkretny plan na zakupy to poprosiłabym mamę o wspólną wyprawkę do innego miasta w którym zapewne są galerie handlowe.

Wsiadając do autobusu i zajmując moje klasyczne niezmieniające sie miejsce włączyłam telefon, a następnie weszłam w aplikacje pinterest i zaczęłam szukać inspiracji.

pierwsze co mi wyskoczyło to kobieta kot. Proste do wykonania, czarny kombinezon makijaż. Dużo roboty by nie było.

 Ale uznałam, że skoro dostałam już te zaproszenie to pewnie może Lorelai oczekuje ode mnie więcej niż stroju którego zapewne będzie miało dużo lasek. 

Przewijając pinteresta również pokazał mi się strój kobiety w wersji jokera. Mogłabym zakupić zieloną perukę, makijaż tez nie wydawał się jakiś trudny, ale w jasnym zielonym nie było mi do twarzy więc ta propozycja też odpadła.

Po dłuższym czasie scrollowania natrafiłam na kobiete pirata i jeśli mam być szczera to jedyny pomysł, który mi się spodobał i nie widziałam w nim żadnych dużych minusów. No może poza jednym.

Prawdopodobieństwo, że nie będę miała jako jedyna tego przebrania wynosiło blisko zera.

Poza tym w zaproszeniu nie było nic napisane, że przebrania mają się nie powtarzać więc czysto teortycznie ze spokojem mogłam iść na kobietę pirat.

Zapisałam pina, a następnie wysiadłam z autobusu kierując sie do niewielkiego budynku, który był dwupiętrowy z dużymi witrynami sklepów. Przed wejściem klasycznie znajdował  sie parking.

Wchodząc do wnętrza budynków na pierwszy rzut oka rzucają sie różnorodne sklepy, od odzieżowych po artykuły gospodarcze. 

Na samej górze są lokale gastronomiczne, takie jak restauracje czy kawiarnie.

Lubiłam tą galerię, ponieważ przestrzeń była duża co sprawiało łatwe pole do nawigacji.

Dominują tutaj kolory neutralne i wygodne miejsca do siedzenia, które wręcz kusiły mnie abym na nich usiadła i zasnęła.

Wchodząc do pierwszej sieciówki i po przejściu jej całej znalazłam dwie rzeczy z listy. Bordową bandanę i białą krótką hiszpankę z bufiastymi rękawami. 

W następnym sklepie znalazłam bordową falowaną spódniczkę, która co prawda była trochę za długa, ale to nic bo miałam trochę tam jakieś umiętności i zawsze mogłam ją skrócić. Poza tym ładnie fitowała do bandany którą miałam w torbie zakupowej i była na promocji. Musiałam ją mieć.

Z listy brakowało mi jedynie czarnego gorsetu. Nigdzie nie mogłam go znaleźć więc musiałam go kupić przez internet. 

Wyjęłam komórke, a nastepnie wpisując "czarny gorset" w wyszukiawrkę wyświetlił mi się piękny czarny gorset z ciemniejszymi zdobieniami i srebrnymi  czterema guzikami. Spojrzałam na cenę i chyba autentycznie nogi mi się ugięły.

200 dolarów za gorset. DWIEŚCIE.

Czy dwieście dolarów były tego warte? 

Szybko przypomniały mi się słowa, któe były na kartce zaproszeniowej. Jeśli kupię ten gorset nie będę miała nudnego stroju.

LitchfieldOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz