1

3 0 0
                                    

Colin

-Kochanie, czy możemy Cię prosić do nas na chwilę?

Rzuciłem mamie spojrzeniem z cyklu tych nieodgadnionych

-Wiem, że pewnie jesteś zajęty, ale to nie potrwa długo, a musimy koniecznie o czymś porozmawiać – widziałem po dłoni opartej o futrynę, że nie da za wygraną. Że będzie tak długo stała w tych drzwiach, tak długo stukała długimi czerwonymi paznokciami o drewno futryny, aż w końcu się ruszę. Upór mam po niej.

-Dobra – mruknąłem niezadowolony

-I jeszcze jedno – to już powiedziała stojąc o krok w korytarzu. Ale nadal czekała, jakbym miał się rozmyślić i wrócić do pokoju – bardzo Cię proszę skarbie, nie drażnij taty. Cokolwiek byłoby mówione, cokolwiek miałbyś usłyszeć – proszę bez nerwów – tu znacząco uniosła palec wskazujący. Znak, że nie życzy sobie, czytaj : „ma być tak jak powiedziałam".

-Dobra – znowu mruknąłem.

Kiedy wszedłem do salonu ojciec właśnie odkładał dzisiejszą prasówkę na siedzenie obok siebie. Na kanapie nie było więcej miejsca, więc dla własnej wygody wybrałem jeden z foteli na przeciwko. Usiadłem, poprawiłem się i cierpliwie czekałem na to, co miało nastąpić.

Mama podała zimne napoje. Po szklaneczce burbona z lodem. Lubię i z chęcią przyjąłem ten poczęstunek, uśmiechając się pod nosem z wdzięcznością.

Tata upił łyk, przepłukał gardło, odchrząknął. Szklankę odstawił na stoliczek obok kanapy. Spojrzał na mnie wyczekująco.

-Ja jestem gotowy, możesz zaczynać – zwróciłem się do ojca. No w końcu to ja zostałem zaproszony na te rozmowy.

-Hmm, Colin ... więc ... - no niezbyt składnie zaczyna się ta rozmowa. Wstęp wskazuje na ogromnie kłopotliwy temat. Etap dojrzewania mamy za sobą, więc to nie to, dziewczyny i rozmnażanie też nie... czego jeszcze nie przerabialiśmy?

-Dobrze kochanie ja zacznę, bo słyszę, że tata ma niejakie trudności – mama jak zwykle pokazała się od jak najlepszej strony. Jako ta, na której można polegać, ta, która zna się na rzeczy i ta, której rodzina nie bez powodu od 5 pokoleń trzęsie całym Manhattanem.

-Kochanie, hmm, Colin skarbie – postanowiliśmy wziąć sprawy w swoje ręce. Ponieważ Ty dziecko, nie wykazujesz żadnego zainteresowania tematem, postanowiliśmy to zrobić za Ciebie. Chcemy Cię ożenić –

-Słucham? – zakrztusiłem się alkoholem. W przełyku poczułem niemiłe pieczenie. Jakbym siorbnął kwasu. Nie było to zbyt eleganckie i trochę płynu pociekło prosto na białą koszulę od Ralfa Laurena – Cholera to żart?-

-Nie wyrażaj się! – Mama podniosła jednocześnie palec wskazujący i głos

-Pysiu, nie mów do niego „dziecko". On ma 26 lat, jest po studiach, pracuje i utrzymuje się samodzielnie, a przez to, że ty zwracasz się do niego w ten sposób i traktujesz jak dziecko nie może wydorośleć. Sama zobacz – ojciec wskazał dłonią na mnie.

Co ja im zrobiłem? Grzecznie siedzę, nic nie mówię, chociaż w myślach rzucam kurwami ... nie, stanowczo za dużo tego. Muszę coś powiedzieć, bo mnie wmanewrują ...

-Słuchajcie ... - nie było mi dane

-Nie. Dość Colin. Ja wiem, ja rozumiem. Znam Cię lepiej niż ktokolwiek – mama zgrabnie złączyła nogi w kostkach, a jej dłonie natychmiast powędrowały na kolana. Taki odruch panienki z dobrego domu. No i jeszcze ten ton – Kochanie. Odkąd skończyłeś 10 lat, zawsze nam powtarzałeś, że jak ślub to tylko z tą jedyną. Ja wiem. Wierzysz w miłość od pierwszego wejrzenia i tylko takiej chcesz. Ale skarbie ... - to moment, aby dla zwiększenia efektu założyć nieistniejący kosmyk za ucho – wydaje nam się, że twoje działanie zmierza do życia w stanie kawalerskim przez wieki –

MementoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz