Ta jedna przygoda

74 19 2
                                    

Spojrzał na nią z ukosa. Nie trudno było zauważyć, że blask w jego oczach przeczył obojętnym, drwiącym słowom.

– Moje mieszkanie – wskazał na szerokie wejście do eleganckiego budynku. – Czeka na nas kolacja. I niespodzianka.

– Wiesz... W zasadzie to mam szaloną ochotę na belgijskie frytki, które serwują niedaleko stąd. Moglibyśmy się przejść.

– Frytki?!

– Takie z pysznym majonezowym sosem. Proszę, chodźmy!

– Na frytki?! – Aż wmurowało go w kamienne płyty chodnika.

– No dalej! – pociągnęła go za sobą. – A później pokażesz mi tę swoją niespodziankę.

– Ale...

Jednak ona wykorzystała moment zaskoczenia i zręcznie poprowadziła w przeciwnym kierunku niż dotychczas szli.

Ocknął się dopiero na ulicy.

– Kazałem zamówić jedzenie w najlepszej restauracji w mieście.

– Pewnie ostrygi i takie tam. Sushi może?

– Także. Jako urozmaicenie.

– A co ja kot, żebym jadła surowe ryby? – spytała z udawanym oburzeniem. – Chcę tłustych, ociekających oliwą frytek. Następnie dużego kubka gorącej czekolady. To po przeciwnej stronie rynku, w takiej małej uliczce prowadzącej pod górę.

– Czekolady? – jęknął. – A potem co? Zażyczysz sobie wielbłąda?

– A zakład, że byś go dla mnie zdobył, gdybyś musiał?

Mile połechtany tą wiarą w jego możliwości, mruknął tylko coś pod nosem. Ilona prowadziła go, klucząc w labiryncie wąskich uliczek, cały czas uśmiechając się i paplając o kulinarnych smakołykach serwowanych w barze, do którego zmierzali. Zerkał na nią z ukosa, zastanawiając się, gdzie tkwił jej urok. W tych pięknych oczach czy też w szerokich, wiecznie rozciągniętych w uśmiechu ustach? Co powodowało, że nie potrafił oderwać od niej wzroku, że zapominał o wszystkim?

Kompletne szaleństwo, uznał, gdy stanęli przed celem. Sam jednak nie wiedział czy ma na myśli to miejsce, czy też swoje własne uczucia.

Jakby jednak nie było, został zmuszony do przestudiowania menu nad barem, a następnie do zajęcia miejsca przy drewnianym stoliku, na plastikowym krześle.

– Pychota! – Ilona zatarła dłonie, patrząc na tacę, która przed nią stała. – Częstuj się panie prezes. Takich smakołyków na pewno nie jadasz na co dzień?

– Akurat to absolutna prawda.

Podejrzliwie przyglądał się jak otwiera poszczególne kartoniki, oblizując się na widok ich zawartości. Potem zanurzyła jedną frytkę w białym sosie i wepchnęła mu do ust.

– No dalej, śmiało! Twoja nienaganna sylwetka zaraz nie ucierpi przez niewinne grzeszki.

– Wolałbym grzeszyć nieco inaczej. Lecz... – uniósł ze zdziwieniem brwi – to nawet jest niezłe.

– Spróbuj z tym drugim sosem.

– Na ostro?

– Tak. Kubek z colą w pogotowiu – roześmiała się, pakując sobie do buzi kilka frytek.

– Ejże – spojrzał na nią. – Dobre!

– No widzisz. A ty mnie chciałeś nakarmić ryżem i surowym łososiem.

– Nie lubisz sushi?

– Lubię. Najprostsze, z dużą ilością sosu sojowego. Ale nie dziś. Dziś mam ochotę grzeszyć! – zaczęła się śmiać. – I nie rób takiej wygłodniałej miny.

W moim sercu, w twojej głowieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz