Daj mi szansę

294 41 2
                                    

Sprawdziły się najgorsze przypuszczenia. Zaledwie zjawiła się w pracy, dostała wezwanie by stawić się u prezesa. Z duszą na ramieniu udała się w kierunku biura. Samopoczucia z pewnością nie poprawiła pełna złośliwej satysfakcji, mina sekretarki.

Ale Dawid wcale nie wyglądał na rozgniewanego. Raczej trwał w ponurej zadumie, dłońmi podpierając podbródek.

– Usiądź – niedbałym gestem wskazał na fotel po drugiej stronie biurka.

Jakoś nie miała ochoty na sprzeciw. Posłusznie zajęła miejsce i czekała na to co powie. A raczej na zwolnienie. Czegóż by innego mogła się spodziewać?

– To było strasznie głupie – w końcu się odezwał, nie spuszczając z niej wzroku.

Poczuła, jak się rumieni pod wpływem intensywności tego spojrzenia.

– Wiem.

– I tylko tyle masz mi do powiedzenia?

– Przepraszam. Ale byłeś taki arogancki i pewien siebie, gdy proponowałeś mi kolację...

Zmilkła zmieszana, z pochyloną głową i duszą na ramieniu. Dosłownie.

– W takim razie ja również przepraszam. Chyba po prostu miałem zły dzień – dodał usprawiedliwiająco.

– Czy teraz mnie zwolnisz? – spytała cicho, podnosząc wzrok.

Zwolnić ją? Jeszcze czego! Jego piękny plan od razu spaliłby się na panewce.

– Nie mam mowy. Dopiero wtedy okazałbym się ostatnią świnią.

Wyglądała na zadziwioną jego słowami.

– Mam pracować dalej jak gdyby nigdy nic?

– Jeśli chcesz. Mnie nie przeszkadza twoja obecność.

– Teraz to dopiero mnie zaskoczyłeś!

– Musisz mi tylko jedno obiecać...

No tak. Wiedziała, że nic nie ma za darmo. Ale Dawid wstał i podszedł bliżej. Potem ukląkł tuz obok niej i przykrył swą ręką splecione dłonie dziewczyny. A kiedy na dodatek spojrzał na nią z niesłychaną powagą w oczach, poczuła najprawdziwszą panikę. Już wolała, gdy był chamski i grubiański.

– Jedną kolacją, sam na sam ze mną. Tym razem bez obstawy. Dwie godziny i zadecydujesz czy naprawdę jestem łajdakiem, którego lepiej unikać.

– Ale ja...

– Daję słowo honoru, że więcej nie będę ci się naprzykrzał, jeśli nie zachcesz.

– Raczej podejrzewam, że nie wierzysz w porażkę?

– Widziałem wczoraj jak całowaliście się przy pożegnaniu – aż zabrakło jej tchu – widziałem i wcale nie jestem pewien zwycięstwa.

– To co chcesz osiągnąć?

– Chcę, byś dała mi jedną, jedyną szansę.

Patrzyła na niego nieco podejrzliwie. Był zbyt spokojny, zbyt opanowany, kiedy o tym mówił. Ale jednocześnie tak delikatnie, niemal czule pieścił jej dłoń.

– Jesteś ode mnie dużo starszy...

– Osiem lat.

– I bardziej doświadczony...

– To czasem może być zaleta.

– Żyjesz w innym świecie, obracasz się w innym towarzystwie...

– Jesteś tchórzem Dominiko? Skoro nic do mnie nie czujesz, to będzie jedynie udana kolacja. Nic poza tym. Przecież o tym wiesz?

– Kto powiedział, że nic? – spytała cicho, patrząc wprost w jego oczy.

Poczuł słodki powiew zwycięstwa. Ale nie mógł sobie pozwolić na żaden fałszywy ruch. Inaczej spłoszy już i tak wystraszoną zwierzynę.

– A więc jedna kolacja?

– Dobrze. Tylko jedna.

– W ten weekend?

Zawahała się. W zasadzie miała już inne plany. Ale musi najpierw zamknąć tę sprawę. Najwyżej z Mateuszem umówi się na kolejną sobotę. Nie wierzyła, aby mogła wybrać Dawida, ale kusiło ją, by sprawdzić jak to jest. Miała jedyną, niepowtarzalną okazję, również na to, by pozbyć się widma niechcianego adoratora.

– W sobotni wieczór.

– W takim razie przyjadę po ciebie o ósmej – podniósł jej dłoń i pocałował. – Słowo honoru, że więcej nie będę się naprzykrzał.

– Trzymam cię za nie – odparła żartobliwie, wstając. – A teraz wracam do pracy. Pozwolisz?

– Jak najbardziej – odpowiedział szerokim uśmiechem na jej szczere, pełne radości spojrzenie.

Dopiero kiedy wyszła, spochmurniał.

W zasadzie wolał płacić. Ale czuł, że tutaj nie pomoże jakakolwiek kwota. Musiał uciec się do podstępu, czułych słówek. Musiał być cierpliwy i subtelnie zdobywać każdy przyczółek. Na jego twarzy ukazał się dziwny wyraz niezdrowej satysfakcji.

To była tylko uparta gąska, przekonana o swej wyjątkowości. Gdy już się nią nasyci, pokaże jej, że wcale nie była wyjątkowa. Była taka sama jak inne, z którymi sypiał. Upokorzy tak samo, jak ona jego wczorajszego wieczoru.

O, tak! W tym zakresie miał niemałe doświadczenie.

Zatarł ręce, już ciesząc się wizją przyszłych planów. Nic tak bardzo nie poprawiało mu humoru, jak świeża, niewinna zdobycz, z którą będzie mógł zrobić to, czego zapragnie. W tym wypadku warto było nawet odgrywać przez jakiś czas komedię, w której sam siebie prezentował jako szlachetnego i romantycznego adoratora.

Tak. Zdecydowanie zapowiadała się dobra zabawa.

W moim sercu, w twojej głowieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz