Aurora westchnęła ciężko, a jej głos zabrzmiał teraz miękko, jakby nagle poczuła całą wagę sytuacji.
– Wiem, Pedri – powiedziała cicho. – po prostu, jeśli jest jakaś szansa, że Pablo może przyjechać…
Pedro zerknął na Gaviego, który stał obok, pogrążony w myślach, zupełnie nieobecny, jakby wszystko wokół niego przestało istnieć. W jego oczach widać było ten sam ból, który Pedri sam kiedyś czuł, to samo poczucie bezradności, gdy nagle tracisz kontrolę nad czymś, co dla ciebie najważniejsze.
– Aurora, spróbujemy – odparł, przerywając ciszę. – Rozumiem, że to dla Gaviego bardzo ważne. Ja… zrobię wszystko, co mogę, żeby go tam zabrać. Ale musimy działać z rozsądkiem, bo jeśli ktoś z ich organizacji nas wyśledzi, możemy zaszkodzić sobie, a nawet twojej mamie.
Aurora była cicho przez chwilę, przetrawiając jego słowa. W końcu odpowiedziała szeptem, jakby sama próbowała dodać sobie odwagi.
– Rozumiem, Pedri. Doceniam to, że z nim jesteś. Wiem, że może na ciebie liczyć. Uważajcie na siebie.
González skinął głową, chociaż Aurora nie mogła tego widzieć, a potem spojrzał na, Pabla który wciąż stał nieruchomo, wpatrując się w ziemię. Delikatnie położył rękę na jego ramieniu, próbując wyrwać go z otępienia.
Gavira uniósł głowę, a jego oczy wydawały się szkliste, jakby wciąż próbował zrozumieć to, co właśnie usłyszał. Jego spojrzenie spotkało się z oczami Pedriego, a w tej krótkiej chwili obaj wiedzieli, że to nie jest czas na wahanie.
– Musimy tam być – wyszeptał Gavi, ledwie słyszalnie. W jego głosie było coś, co zdradzało, jak wielki ból odczuwał w środku. – Nieważne, jak bardzo to ryzykowne. Musimy się tam dostać, Pedri.
Pedri skinął głową, akceptując jego decyzję, choć czuł napięcie narastające w sobie. To nie była bezpieczna misja, ale wiedział, że teraz najważniejsze było wsparcie Gaviego.
– Wiem. Zrobimy to razem, ale… musimy być ostrożni.
Młodszy wziął głęboki oddech, próbując przywrócić sobie ostrość umysłu. Wiedział, że teraz nie ma miejsca na chwile słabości, na niepotrzebne rozmyślania czy spekulacje. Wszystkie emocje, cała ta burza myśli, która przewalała się przez jego głowę — musiał to odłożyć na później. Teraz liczyła się tylko jedno: działanie.
Z zamyślenia wyrwał go cichy, delikatny dotyk na ramieniu. Podniósł wzrok i natychmiast napotkał oczy Pedriego. Było w nich coś, co zawsze potrafiło uspokoić Gaviego, nawet w najgorszych chwilach. Jego spojrzenie miało w sobie szczerość i głębię, której chłopak ufał bez wahania, a dotyk – pewny i łagodny – przypominał mu, że nie jest sam.
To była ta najprawdziwsza wersja Pedriego, ta, która ujawniała się w chwilach, gdy wszystko inne traciło znaczenie. W tych momentach Gonzalez był nie tylko partnerem, ale też ostoją, osobą, przy której Gavi czuł się bezpiecznie, jakby jego obecność mogła złagodzić ból i pomóc mu odnaleźć się w chaosie.
Gavira poczuł, jak niepokój nieco się rozprasza, zastępowany przez skupienie. Pokiwał głową, a potem wziął kolejny głęboki oddech. Musiał być silny – dla siebie, dla matki, dla siostry… i dla Pedriego, który teraz był tuż obok, gotowy, by wspierać go na każdym kroku.
– Dziękuję – powiedział cicho, patrząc w oczy starszego. To jedno słowo kryło w sobie więcej, niż był w stanie teraz wyrazić.
Pedri uśmiechnął się ciepło i ścisnął lekko jego ramię, zanim powoli cofnął dłoń. Obaj stali przez chwilę w milczeniu, a Gavi czuł, że zaczyna odzyskiwać równowagę. Musiał działać – ale tym razem wiedział, że nie jest sam.
– Co teraz? – zapytał Pedri, przechylając lekko głowę i wyczekująco patrząc na Gaviego. – Chcesz, żebyśmy od razu pojechali do szpitala?
Chłopak skinął głową, choć wiedział, że to nie jest takie proste. – Tak, ale… – zawahał się, czując powracający ciężar. – Musimy być ostrożni.
Pablo przygryzł usta w wyniku stresu. Pedri zauważył ten gest – drobny, ale tak wyrazisty, pełen napięcia, które Gavi próbował ukryć. Przez ułamek sekundy zawahał się, walcząc z impulsem, który z każdym dniem był coraz trudniejszy do stłumienia. Miał ochotę odgonić te wszystkie zmartwienia jednym prostym, czułym gestem, ale wiedział, że teraz nie czas na to, że Gavi potrzebował wsparcia, a nie większego chaosu.
Westchnął więc tylko cicho i poklepał Gaviego po ramieniu – gestem, który choć prosty, był pełen troski.
– Damy radę, okej? – powiedział cicho, patrząc mu prosto w oczy. – Jestem tutaj. Cokolwiek się wydarzy, będziemy przez to przechodzić razem.
Gavi uniósł głowę, spoglądając na niego z wdzięcznością. To wsparcie, które od Pedriego czuł, było jak niewidzialny mur chroniący przed napływającymi falami niepokoju. Wziął głęboki oddech, jakby nabierał sił, czerpiąc z tej obecności u swojego boku.
– Dzięki – mruknął, a na jego twarzy pojawił się ledwo dostrzegalny uśmiech. Choć miał przed sobą trudne chwile, czuł, że wcale nie musi stawiać im czoła samotnie.
Jeszcze raz zerknął na telefon, sprawdzając szczegóły wiadomości od Aurory. W jego głowie rodził się już plan.
~~~
5:2 dla Barçy z Creveną. Ale dalej czekam na Szczęsnego na bramce.
CZYTASZ
| Zbrodnia Nadal Trwa | Gadri | Kryminał | CZ.2|
FanfictionKsiążka jest kontynuacją "Połączeni zbrodnią" który znajduje się na moim profilu. Jeśli chcesz to przeczytać, koniecznie zacznij od pierwszej części. Co kryje druga część? W drugiej części tej historii, Pedri i Gavi znajdą się na ścieżkach, które p...