Złość

19 4 6
                                    

Po nie udanej misji, o wrócili do domu. Ciałem zajęli się ludzie organizacji.  Gavi rozmawia z Flickiem przez telefon–Tak przepraszam szefie że nie udało nam się go dowieźć żywego. Nie spodziewaliśmy się ze posunie się do tego czynu. Niestety nie wyciągnełiśmy z niego żadnych szczegółów. Nie zdążyliśmy. Tak nastepny...razem nam się uda- mówił, a Pedri słuchał go tuż z boku. Wkoncu rozłączył się a następnie uderzył pięścią w sciane–. ¡La puta madre!

Odłożył telefon, z trudem powstrzymując złość, która zaczęła kipieć, odkąd usłyszał chłodny, acz zawiedziony ton Flicka. Był gotów dołożyć wszelkich starań, by prawnik Alberto poszedł na współpracę, by wyciągnąć z niego cokolwiek, co mogłoby ich przybliżyć do końca tej misji. Jednak niespodziewane samobójstwo przeciwnika pokrzyżowało im plany w sposób, którego się nie spodziewali.

Pedri obserwował Gaviego w milczeniu. Wiedział, że partnera dręczy poczucie winy. Przecież był perfekcjonistą, zawsze dawał z siebie wszystko i dążył do perfekcji. A tym razem nawet nie udało im się wypełnić zadania zgodnie z poleceniem. Widząc, jak Gavira uderza pięścią w ścianę, bez wahania podszedł bliżej.

– Ej, ej, spokojnie – zaczął łagodnym tonem, chwytając Gaviego za nadgarstek, jakby chciał powstrzymać go przed kolejnym ciosem.

– Nie mogę się uspokoić! – wyrzucił chłopak, odrywając się na moment od ściany i patrząc mu prosto w oczy. – Gość miał wszystko pod kontrolą, Pedri. Myśleliśmy, że będziemy mieli chwilę na reakcję, że może się złamie... A on po prostu… – Gavi urwał, zaciskając pięści z frustracji. – Przecież powinien być jednym z tych słabszych ogniw, bez szefa. A zachował się, jakby wiedział, że my już i tak przegraliśmy.

Pedro pokiwał głową, próbując przemyśleć słowa Gaviego. Jego stoicki spokój pomagał w ocenie sytuacji, nawet jeśli w środku także targały nim emocje.

– To wszystko rzeczywiście wygląda podejrzanie. Bez szefa, a jednak… mają zasady, plany. Jakby ktoś za kulisami nimi kierował – powiedział, zamyślając się. – Może za szybko założyliśmy, że są w rozsypce.

Gavi opuścił głowę, wpatrując się w swoje dłonie. Wiedział, że Pedri miał rację, że w tej chwili powinni skupić się na analizie sytuacji, ale narastająca frustracja nie pozwalała mu się skupić.

Pedri, widząc, jak młodszy tłumi w sobie całą tą burzę emocji, przybliżył się jeszcze o krok. Chwycił go za ramiona, chcąc go uspokoić, ale też przypomnieć mu, że nie jest w tym sam.

– Posłuchaj, Pablo, daliśmy z siebie wszystko – powiedział cicho, z całkowitym przekonaniem w głosie. – Nie mogliśmy przewidzieć, że Alberto będzie aż tak zdeterminowany, żeby zatrzeć wszystkie ślady. Myślał o tym wcześniej, rozumiesz? Był przygotowany, co tylko potwierdza, że to nie jest zwykła banda przypadkowych ludzi. Ale nie oznacza to, że przegraliśmy. Po prostu… jest ktoś jeszcze.

Gavira milczał, ale w jego oczach pojawił się cień ulgi. W głębi serca wiedział, że Gonzalez ma rację, ale potrzeba perfekcji i chęć dowiedzenia swojej wartości przyćmiewały rozsądek.

– Dajmy sobie chwilę – kontynuował Pedri, widząc, że powoli trafia do Gaviego. – Przeanalizujmy, czego się nauczyliśmy, zanim znów rzucimy się na kolejnego. Może nie mieliśmy wszystkich odpowiedzi, ale mamy w sobie więcej siły, niż myślisz.

Pablo przygryzł wargę, odwracając wzrok. Uspokajał się powoli, biorąc kilka głębokich oddechów, jakby chciał wyciszyć to, co w nim buzowało. Niespodziewanie spojrzał na Pedriego, uśmiechając się blado, z odrobiną ironii.

– Masz szczęście, że jeszcze tu jesteś i próbujesz mnie uspokoić. Inny już by dawno stąd zwiał – rzucił żartobliwie, choć w głębi kryła się wdzięczność.

Pedro odpowiedział mu lekkim uśmiechem i puścił jedno z jego ramion, ale dłoni nie cofnął, tylko lekko ścisnął Gaviego na pożegnanie gniewu.

– Nigdy nie byłem z tych, co łatwo odpuszczają – odpowiedział cicho, spoglądając mu w oczy z lekkim błyskiem w spojrzeniu. – A poza tym, jeszcze musimy to wszystko skończyć.

– Fakt – rzekł cicho, a gdy uspokoił się, pojawiły się kolejne myśli, bo poczuł, jak Pedri jest blisko niego.

Zapanowała cisza, w której obaj rozważali wszystkie możliwe scenariusze, ale im dłużej siedzieli, tym bardziej skupiali się nie na sługach, a na sobie nawzajem. Od kilku dni napięcie między nimi narastało, niezauważalnie, ale teraz było niemal namacalne.

Gavi odwrócił się w stronę Pedriego i przez chwilę przyglądał mu się w milczeniu, jakby oceniając każdy szczegół jego twarzy. W końcu, przełamując się, pozwolił sobie na odrobinę szczerości:

– Wiesz… od jakiegoś czasu mam wrażenie, że nasze relacje... zmieniły się, tak jakbyśmy się rozumieli bez słów.

Pedri uśmiechnął się, ale jego spojrzenie było poważne. – Może to ta presja? Może dzięki niej jesteśmy bliżej siebie, czy… coś więcej?

W tej chwili napięcie stało się niemal nie do wytrzymania. Gavi spojrzał na Pedriego, jego serce zaczęło bić szybciej. Wyczuwał, że teraz dzieje się coś, co nie ma nic wspólnego z misją ani ich wspólną pracą.

Pedri podszedł bliżej, nie spuszczając z niego wzroku. Oboje milczeli, jakby czekali na czyjś pierwszy ruch. Gavi czuł przypływ adrenaliny, niepewność mieszała się z pożądaniem. W końcu, ledwie świadomy, co robi, sięgnął ręką do twarzy Pedriego, pozwalając sobie na dotyk.

Pedri nie odsunął się, a wręcz przeciwnie – zrobił krok bliżej, skracając odległość między nimi do minimum. Ich twarze były teraz o centymetry od siebie.

– Wiesz, że możesz powiedzieć stop – powiedział Pedri cicho, jego głos drżał, mimo że próbował brzmieć pewnie.

– Gavi przełknął ślinę, wciąż patrząc mu prosto w oczy. – Może... nie chcę mówić stop.

Gavi zamilkł, czując, jak serce bije mu coraz mocniej. Widząc, że Pedri nie cofa się, tylko wręcz przeciwnie, pochyla się ku niemu, poczuł dziwne, niemal elektryzujące podniecenie.

Nagle Pedri, nie odrywając od niego wzroku, zrobił krok naprzód i z delikatną stanowczością przysunął Gaviego plecami do ściany. Ich oddechy splatały się w ciasnej przestrzeni między nimi, a Gavi poczuł chłód ściany na plecach, który jednocześnie kontrastował z ciepłem bijącym od Pedriego. Przez chwilę obaj po prostu patrzyli sobie w oczy, jakby czekali, kto pierwszy przełamie to napięcie.

– Czekasz... aż coś zrobię? - szepnął Pedri, a jego głos brzmiał jak wyzwanie.

Gavi nie odpowiedział, jednak jego spojrzenie zdradzało więcej, niż był w stanie powiedzieć. To był moment, którego nie chciał przerywać żadnymi słowami. Poczuł, jak Pedri unosi dłoń i delikatnie układa ją na jego biodrze, powoli przesuwając ją w stronę jego talii. Gest był nieśpieszny, jakby Pedri delektował się każdą sekundą tej bliskości, jakby nie chcieli, żeby ten moment się kiedykolwiek skończył.

Pedri przysunął się jeszcze bliżej, a ich ciała zetknęły się na całej długości, bez żadnej przestrzeni między nimi. Gavi czuł jego oddech tuż przy swojej szyi, ciepły i równy, a serce przyspieszyło mu jak szalone. Czuł każdy dotyk jeszcze intensywniej – każdy nieśpieszny ruch dłoni Pedriego na jego plecach, każdą zmianę nacisku, jakby każdy centymetr ich bliskości miał znaczenie.

~~~
Hehe

 | Zbrodnia Nadal Trwa | Gadri | Kryminał | CZ.2|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz