V

1 0 0
                                    

Kolejny krzyk. Jeszcze większy, jeszcze głośniejszy, sprawia, że lekko marszczę brwi, a wszystkie dzieci wokół mnie niemiłosiernie piszczą. Moje uczucia zaczynają napływać, wracają do mnie mordując brutalnie wszystko co we mnie jest, tworząc nadzieję, którą i tak zabiję w kilka następnych sekund.

To coś zakrywa oczy swymi wielkimi łapami, jego paznokcie wbijają mu się w skórę, a krzyczy tak głośno, że i ja padam na kolana.

Krzyczy i krzyczy, milionem martwych głosów. Rozpoznaję piski dzieci, szepty błagalne seniorów, bolesne, wręcz torturowane krzyki mężczyzn. Kobiety rozdzierają gardło wpół. Ludzie odżywają tylko by za chwilę ponownie umrzeć. Jeden krzyk się rodzi, drugi jest na swoim pogrzebie i tak w kółko i w kółko i w nieskończoność.

Unoszę wzrok.

Nie wierzę własnym oczom.

Ostatkiem sił podtrzymuję je otwarte. Wiem, że wiele osób już zemdlało.

Krew jest wszędzie.

Potwór, paznokciami ostrymi niczym noże rzeźnika, wydrapuje własne oczy. Wokół niego tworzy się czarna plama. Podciągam się na najbliższym łóżku, stale walcząc z potrzebą zamknięcia oczu. Podtrzymując się zapadającego się materaca, zmierzam w stronę czarnej, wychudzonej bestii. Ta cofa się i cofa, ucieka przede m n ą

Uderza we mnie fala wielkiej energii. Przekonania o własnej sile. Moje ręce zaczynają świecić na czarno. Ich światło rozjaśnia cale pomieszczenie, pełne przerażenia, krzyków i łóżek.

Kreatura pada z hukiem na ziemię, miażdżąc przy tym puste, rozpadające się łóżka. Oczy są otwarte, nie chcą się zamknąć,
chcą oglądać.

K o n t r o l a napływa mnie myśl

Utrać kontrolę przychodzi kolejna. Wierzę, że to intuicja triumfuje wraz ze mną. Bo wiem, iż to ja wygrywam. Ja wygrywam z istotą siedem razy większą ode mnie.

Rozluźniam się. Wtem, obie ręce, mimowolnie i powoli szybują w górę, zatrzymując się na wysokość klatki piersiowej. Nadgarstki ukazują się mnie, bandaże zlatują, ukazując nieskończony las blizn po cięciach na całej długości rąk. Gwiazda na lewym nadgarstku zaczyna promieniować i pulsować, wytwarzając przy tym czarną poświatę.

Dłonie złączają się bokami.

I dzieje się m a g i a.

Mgła, która do tej pory je oświetlała, wylatuje, jakby była w nich dziura. Jest to tak przyjemne, że na chwilę zapominam o monstrum obumierającym przede mną.

Mgła.

Mgła formuje się w kulę, obracając się szybciej i szybciej, świecąc coraz jaśniej i jaśniej. A ja czuję się silniej i silniej.

I silniej.

I cholera, w i e m , że jestem silna.

Bo czuję.

Nagle, przed sobą mam czarną kulę, wielkości piłki do tenisa.

Opuszczam ręce wzdłuż ciała. Czuję się

w o l n a.

Zabiję go jego własną bronią.

Przez środek kuli przechodzi biała, zakrzywiona linia, dzieląc ją na perfekcyjne połówki. Na każdej z nich, znajduje się biała kropeczka.

Małe, latające stworzonko, zaczyna pulsować swoim czarnym światłem. Jest to dla mnie takie śliczne, takie spokojne, takie miłe, takie uzależniające.

THE dreamWhere stories live. Discover now