-LILY! – krzyczy Cameron – Lily, to był tylko sen, oddychaj...
Zrzucam kołdrę, uciekam, przeskakując przez łóżka stronę drzwi. Gdy jestem w rzędzie jedenastym, sprawiam, że moje ręce otacza błękitne światło, rozprowadzone na całą salę.
Nad łóżkiem dwunastym, w locie, dziecko łapie mnie za kostkę. Mgła ucieka mi spod kontroli. Wylatuje prosto na drzwi, wywarzając je za pierwszym uderzeniem. Roztrzaskują się one na naprzeciwległej ścianie, co było słychać jakby działo to się niemalże obok.
Mimo bólu głowy, spowodowanego wypadkiem, wstaję jak najszybciej i wybiegłam przez drzwi. Zaświecam dłonie na kolor czarny, w razie W.
Zaraz po przekroczeniu ramy drzwi, skręcam w lewo. Biegnę przed siebie, po skrzypiących deskach, wymijając bardzo dobrze znane mi miejsca z dziurami w podłodze.
Widzę miejsce, w którym mam skręcić w prawo na schody. To jest dosłownie chwila, kilka kroczków.
Skaczę nad największą dziurą w podłodze, której wymijanie podczas biegu byłoby zbyt ryzykowne.
Skręcam w prawo, a na schodach
widzę
tego
potwora
zabijającego
nadzieję.
Znowu czuję się tak dziwnie, jak gdyby wchodził do mojego umysłu i próbował przemówić, że szczęście jest pułapką, że prawdziwe szczęście jest dopiero po śmierci. Jakby chciał zabrać mi pragnienie do oddychania.
Prawo do niego.
I
nagle
r o z u m i e m,
że boi się mnie, iż ja takiego pragnienia nie posiadam.
Nie ma z czego mnie okraść.
Nie może już zabić mojej martwej nadziei.
Gdyż ja pragnę kresu cierpienia, a nie ciągłego bicia serca.
Bez dalszego namysłu, podchodzę do niego i dotykam obiema rękoma.
Obrzydliwa kreatura zaczyna krzyczeć w ten swój własny okropny sposób, powoli zmieniając się w popiół. Widząc to, że ode mnie ucieka, nie zatrzymuję jej. Pragnę stąd jedynie uciec, a nie ratować to miejsce.
Krzyk ucicha.
Gówno mnie to obchodzi
YOU ARE READING
THE dream
FantasyJestem Lily. Skrót od Liliya. Jestem w sierocińcu, mam jednego przyjaciela i (wstydzę się tego mówić) nadzieję. Nadzieje na to, że dotrwam jutra.