Lekarze zajmują się kobietą.
O ile można to nazwać opieką.
Opatrują jej dłoń, tak to nazwę.
W tym czasie, lekarz obok mnie, wstaje i podchodzi do zlewu.
Obserwuję go, czuję, że moje oczy gniją wraz ze mną.
Lekarz z krzesełka wstaje. Po igłę i nitkę, jak się okazuje.
Nie...
Kiwam głową, przecząco.
Dostrzegam las grubych blizn na mych gołych dłoniach.
Na całej. Cholernej. Długości.
Nie mam na sobie bluzy Camerona. Jest to zwykła czarna halka, bokserki męskie i dziurawe skarpetki.
Tasak jest dezynfekowany...
Igła tak samo.
Lekarz zdejmuje pas z mojej ręki, a ja jak zahipnotyzowana, boję się nią poruszyć.
Zamiast tamtego, zakłada mi ciężkie, metalowe, śrubami przykręcone do krzesła obręcze: jedną na nadgarstku, drugą w łokciu.
Nie chcę żyć.
Kobietę odwiedza dwóch napakowanych ochroniarzy.
Łapią ją pod ramię i wyprowadzają.
A jej nogi marnie ciągną się za nią po ziemi.
Błagam, zabijcie mnie.
Lekarz podchodzi do mnie.
Poderżnij mi gardło, przetnij wszystkie żyły.
Zasiada na krzesełku obok mnie, przodek do lewej ręki. Zaglądam do jego oczu.
Widzę nicość.
Pierdoloną maszynę.
Słowo „nie" powtarzane przeze mnie w kółko brzmi jak przekleństwo, którego nie umiem się pozbyć.
Może na to właśnie zasługuję?
Tasak wchodzi mi pod skórę. Oni nie mówią nic. Patrzą się na mnie jak na cholerną lalkę
TASAK WCHODZI GŁĘBIEJ. PALI, PALI, PALI. KRZYCZĘ, CHCĘ WYRWAĆ RĘKĘ LECZ TA ANI DRGNIE. WYRYWAM SIĘ LECZ TO NA NIC SIĘ NIE ZDAJE. KRZYCZĘ I KRZYCZĘ I KRZYCZĘ I PROSZĘ O ŚMIERĆ Z KAŻDĄ NASTĘPNĄ SEKUNDĄ. TAK BARDZO PRAGNĘ ZGINĄĆ. TAK BARDZO PRAGNĘ WYRWAĆ MU TEN PIERDOLONY TASAK I PRZYTULIĆ GO SOBIE DO GARDŁA. TAK BARDZO MYŚLĘ ŻE NA TO ZAŁUŻYŁAM, LECZ W TYM SAMYM MOMENCIE MYŚLĘ SOBIE NIBY CZYM? TLENU, BŁAGAM O TLEN. CIAŁO ME WYGINA SIĘ NA WSZELKIE STRONY, NIE PANUJĘ NAD NICZYM, A PRZECIEŻ ZROBIENIE TEJ KRESKI TRWA TYLKO CHWILĘ. PATRZĘ NA RĘKĘ. NA CHOLERNĄ I CHOLERNIE GŁĘBOKĄ KRESKĘ. TA CHWILA, TA PIERDOLONA CHWILA TRWAŁA TAK DŁUGO, ŻE KRZYCZĘ RESZTKAMI POWIETRZA. JESZCZE RAZ BLAGAM ZE ŁZAMI W OCZACH O ŚMIERĆ, O TO BY MI PRZYŁOŻYLI NÓŻ DO GARDŁA.
NIC Z TEGO.
PIEKŁO TRWA.
PODCHODZI DRUGI LEKARZ, ZAMJUJE MIEJSCE TEGO PIERWSZEGO.
WBIJA IGŁĘ.
I SZYJE MNIE JAK JEBANĄ SUKIENKĘ.
CZUJĘ NAJPIERW IGŁĘ, POTEM JESZCZE BARDZIEJ NIEKOMFORTOWĄ NIĆ. I JESZCZE RAZ I JESZCZE RAZ I ODPŁYWAJĄC WCIĄŻ CZUJĘ TEN BÓL. NIE MAM SIŁY KRZYCZEĆ A WCIĄŻ TO ROBIĘ. PULSOWNIE CZUJĘ OD GŁOWY PO NOGI, NIE CZUJĘ NICZEGO POZA CIERPIENIEM. POZA JEGO BEZKRESEM. POZA KRWIĄ, PRZEMIERZAJĄCĄ ME ŻYŁY DWANAŚCIE CHOLERNYCH RAZY SZYBCIEJ.
IGŁA NIE PRZECHODZI DO KOŃCA a już mdleję.
YOU ARE READING
THE dream
FantasyJestem Lily. Skrót od Liliya. Jestem w sierocińcu, mam jednego przyjaciela i (wstydzę się tego mówić) nadzieję. Nadzieje na to, że dotrwam jutra.