XIV

0 0 0
                                    

Po całej Sali rozchodzi się echo alarmu, trwającego trzy sekundy. Czuję, że zaraz rozsadzi mi głowę, jest gorzej niż na kacu.

Poproszę Camerona, żeby poszedł po jakieś cukiereczki do naszej pielęg...

Nagle pamiętam.

Cholera. To nie był  t y l k o  sen.

To było pierdolone ostrzeżenie, nakaz ucieczki.

-Li, wstajemy! Kolejny chujowy dzień na nas czeka! - Chowam głowę w zawiniętą kołdrę, jednak na próżno; ten debil podchodzi od drugiej strony łóżka i brutalnie zdziera ze mnie puszyste, białe okrycie, na swoje łóżko.

Jęczę przeciągle, wstając do pozycji siedzącej.
Krzyżuję nogi po turecku i z ledwo otwartymi oczyma obserwuję, jak Cameron zmienia koszulkę.

-Jeszcze się we mnie zakochaj- zadrwił.

-Patrząc na ciebie w te chwili, przesyłam największe wyrazy współczucia lasce, której spodoba się taki imbecyl.

Obrywam bluzą, którą za chwilę na siebie włoży.

Czołgam się z łóżka na spróchniałe deski i zaglądam pod łóżko w celu znalezienia czegoś, co nie śmierdzi. Kończy się to na tym, że z mojej sterty ubrań, na światło dzienne nie wychodzi żadna szmatka, a na moją luźną halkę założę bluzę przyjaciela.

Z niemiłosiernie bolącą głową, próbuję pozbyć się nocnej, czarnej bluzy.

Udaje mi się to po dosyć dłuższym czasie.

Chcąc niechlujnie wrzucić ją do reszty śmierdzieli, wyczuwam pod palcami coś szorstkiego. Z zaciekawieniem podsuwam materiał pod oczy.

Zaschnięta krew.

Jest tego więcej.

Nie mów tego Jasmine, napływa mnie wspomnienie z krzyczącymi wisielcami.

Zakrwawioną bluzę wrzucam nie pod wszystkie ubrania, a w za duże spodnie dresowe, które dziś mam na sobie.

To nie był tylko sen.

Spod czystego i uporządkowanego łóżka Camerona, wyciągam jedną ze złożonych w kostkę kolorowych bluz.

Padło na błękit.

Czekam na niego aż założy te cholerne, sznurowane buty i będziemy mogli przejść do jadalni na obrzydliwe i na całe szczęście nieobowiązkowe śniadanie.

Widząc, że kończy, wstaję powoli, gdyż każdy gwałtowny ruch przyprawia mnie o niemiłosierny ból głowy.

-Idziesz pierwsza- kiwa głową.

Dziś wszystko mi jedno.

No nie do końca wszystko...

-Cam...

-Nie Camuj mi tutaj proszę. Idziesz pierwsza, bo znowu ta niebezpieczna „tajemnicza siła" magicznie cofnie cię do łóżka.

-Cameronie Wilde. To ważne. – mówię na jednym oddechu.

Zrozumiał. Od razu spoważniał, a jego oczy zalał... strach

-Dobrze.

THE dreamWhere stories live. Discover now