15

0 0 0
                                    

Wypełnieni nową mocą, rycerze Kręgu Przeznaczenia stali w sali, która powoli odzyskiwała swój dawny blask. Jednak Arthur czuł, że coś nie było jeszcze w porządku. Mimo że ciemność została rozproszona, coś pozostało w powietrzu — niewidzialne napięcie, jakby wciąż nie wszystko zostało zakończone.

„Co się dzieje?” zapytał Percival, patrząc na Arthura z niepokojem. „Dlaczego to nie zniknęło całkowicie?”

Arthur poczuł, że odpowiedź leży poza tym, co mogli zobaczyć. Ciemność, którą wyczuwali, nie była tylko manifestacją Morgany. To było coś głębszego, czego nie mogli dostrzec gołym okiem. Musieli ponownie zmierzyć się z tym, co nie zostało jeszcze uzdrowione, z tym, co tkwiło w samym sercu Kręgu — z niezliczonymi strachami, które nawet po tak potężnym rytuale nie zostały jeszcze w pełni pokonane.

„To nie jest koniec,” odpowiedział Arthur, głos pełen determinacji. „Musimy przejść jeszcze jeden krok, by poznać prawdziwą moc Kręgu Przeznaczenia.”

Lancelot spojrzał na niego uważnie. „I co to za krok?”

„Morgana nie tylko nasza wroga,” powiedział Arthur. „Jest również symbolem wszystkich niewidocznych zagrożeń, które mogą nas rozbić, ale jeszcze głębiej… Jest manifestacją mrocznych sił, które musimy stłumić w sobie. Rytuał dał nam moc, ale nie daje nam odpowiedzi na to, co nas dzieli, co rozdziela nasze serca i myśli. Prawdziwa próba czeka nas teraz.”

Gawain zmarszczył brwi. „Mówisz o wewnętrznych wątpliwościach?”

„Dokładnie,” odpowiedział Arthur. „To, co przeżyliśmy, to tylko część walki. Ciemność, którą pokonaliśmy, nie zniknęła. Ona nie jest tylko zewnętrzna. Musimy rozwiązać nasze własne problemy. Nasze niedoskonałości. Lęki, które nie zostały zrozumiane, będą nas osłabiać.”

I wtedy poczuli to – po raz kolejny. Na czołach każdego z nich pojawiły się kropelki zimnego potu, a cała sala wypełniła się niepokojącym mrokiem. Morgana nie była pokonana. Zbyt wiele nie zostało jeszcze zrozumiane. Ale tym razem, zamiast atakować w sposób bezpośredni, Morgana rzuciła na nich wyzwanie — w postaci wizji.

Zanim Arthur zdążył cokolwiek zrobić, w jego oczach pojawiła się wizja. Wszystko wokoło stało się nierzeczywiste. Był znowu w tym samym miejscu, ale teraz wszystko było w odwrotnej perspektywie. Zamek był pusty. Rycerze nie istnieli. Królewska sala, w której dotychczas stali, była zrujnowana, a ziemia pokryta była popiołem. Wszystko było martwe.

„Wszystko to jest twoje… wszystko to jest wynikiem twoich decyzji…” głos Morgany rozbrzmiewał wokół niego, ale nie mógł znaleźć jej w tym zrujnowanym świecie.

„To nie jest prawda!” Arthur krzyknął, próbując ponownie przywrócić porządek, ale jego ręce były ciężkie. Ciężar przeszłości, niezrealizowanych nadziei i niespełnionych oczekiwań zdawał się go przygniatać.

„Popełniłeś błąd…” Morgana kontynuowała, jej szept rozszedł się po pustej sali, niczym echa. „Nie tylko władza jest twoją odpowiedzią, Arthur. To nie wystarczy. Twoje błędy będą rządzić światem. Będziesz sam…”

Arthur czuł, jak jego serce bije mocniej. Czuł się uwięziony w swojej własnej wizji, jakby nie miał siły na uwolnienie się. „Zawsze będą ci, którzy cię zawiodą,” szepnął głos, jakby Morgana nie mówiła tylko o przeszłości, ale o przyszłości.

Ale w tej chwili poczuł coś, czego nie spodziewał się poczuć — otuchę, wsparcie, coś, co zbliżyło się do niego jak łagodny powiew wiatru. W oczach wszystkich rycerzy, których mógł zobaczyć, odbijały się odważne spojrzenia. Gawain, Galahad, Lancelot — ich spojrzenia były teraz pełne determinacji. To nie była wizja, w której byli sami.

„Nie jesteśmy sami, Arthur,” usłyszał głos Galahada. „Razem przejdziemy przez wszystko. To nie tylko twoja walka. To walka nas wszystkich.”

I wtedy Arthur zrozumiał. To nie chodziło o pokonanie przeszłości. To nie chodziło o to, by kiedykolwiek naprawić każdy błąd. To chodziło o to, by zaakceptować swoje braki i stać się silniejszym razem z innymi.

Zanim zdążył odpowiedzieć, wciągnął oddech. Wizja zaczęła się rozpływać. Poczuł ziemię pod stopami, usłyszał odgłosy sali. Przed nim stali rycerze. To była ta sama sala, w której jeszcze przed chwilą odbywał się rytuał. To była rzeczywistość.

„Jestem gotów,” powiedział, teraz pewniejszy siebie, wiedząc, że prawdziwa moc Kręgu Przeznaczenia polega na akceptacji słabości i na byciu silnym razem. To była prawda, którą musieli poznać, a dopiero teraz zaczynali ją rozumieć.

Głos Morgany zniknął, ale cienie nadal były obecne. Ciemność, która otaczała ich, nie została całkowicie usunięta. I wiedzieli, że muszą kontynuować. Muszą stawić czoła temu, co nadchodzi, a przede wszystkim temu, co tkwi w ich wnętrzach. I tylko wtedy, gdy naprawdę zjednoczą się, będą w stanie pokonać prawdziwego wroga — nie tylko zewnętrznego, ale także wewnętrznego.

„Krąg Przeznaczenia nie jest tylko siłą,” powiedział Arthur. „To nasza jedność. A jedność to nasza prawdziwa moc.”

Na te słowa, cała sala zaświeciła się jasnym blaskiem. Morgana może jeszcze nie była pokonana, ale teraz Arthur i jego rycerze byli gotowi, by w końcu stawić jej czoła — jako jedność, jako Krąg Przeznaczenia.

Arthur: Przebudzenie Króla"Inny Świat"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz