Rozdział III

67 10 3
                                    

Właśnie jem śniadanie, gdy do kuchni wchodzi Jake. Jak gdyby nigdy nic siada przy stole i niewinnie zagaduje:

- Co sprowadziło cię z miasta aż tutaj? Chęć powdychania morskiej bryzy, czy może coś innego?

- Przyjechałam do babci, nie widziałam się z nią od trzech lat. - On tylko kiwa ze zrozumieniem głową. - A ty? Pewnie rodzice ci kazali? - subtelnie zmieniam kierunek rozmowy.

- Tak, chcieli gdzieś ze mną wyjechać, ale jak zwykle im nie wyszło, więc wysłali mnie tutaj. Według mojego taty to zawsze jakaś odskocznia od miejskiego gwaru. Na miejscu stwierdziłem, że nie będę żałował - spogląda na mnie znacząco, a ja czuję, że moją twarz oblewa rumieniec. Cholera, czemu on tak na mnie działa? Szykuje się do odpowiedzi, której nie muszę udzielać, bo do kuchni właśnie wchodzi babcia z kuzynkami, wszystkie obładowane siatkami.

- Dzień dobry - mówi Jake, podchodząc do babci, aby zabrać od niej zakupy. Gdy staruszka to zauważa, pakunki niemal lądują na ziemi.

- O mój Boże, Jake - kobieta przytula go do siebie . - Ależ wyrosłeś! Kiedy przyjechałeś? Pewnie jesteś głodny?

- Panią też dobrze widzieć. Przyjechałem jakąś godzinę temu. Nie, dziękuję.

- No dobrze. Widzę, że Ali już poznałeś. Mam jeszcze dwie wnuczki - to jest Melanie i Alex - wskazuje na bliźniaczki.

- Miło mi was poznać - nastolatek podaje dłoń na przywitanie obu dziewczynom. Melanie posłała mu delikatny uśmiech, a na policzku jej siostry pojawia się delikatny rumieniec, co bardzo mnie dziwi. Czyżby mojej kuzynce wpadł w oko Jake?

- Dobrze kochani, plan na dzisiaj jest następujący: Teraz rozpakujemy zakupy, a potem jedziemy nad jezioro.

- Nie lepiej pójść nad morze? Jest o wiele bliżej... - wtrąca Melanie.

- Owszem, ale moja przyjaciółka prowadzi tam pensjonat. Poprosiła, żebym ją odwiedziła jak wszyscy przyjedziecie. Też ma wnuki w waszym wieku, więc na pewno nie będziecie się nudzić. - Tak też wedle zaleceń babci kiedy już kończymy rozpakowywać torby, bierzemy niezbędne rzeczy i z trudem wciskamy się do jej pick-upa. Ląduje na tylnej kanapie między Alex i Jake'm. Jest tak ciasno, że moja noga styka się z udem chłopaka, co przyprawia mnie o dziwne dreszcze. Po kwadransie możemy już podziwiać pensjonat - jest to ogromny drewniany budynek otoczony mnóstwem przeróżnych roślin. Prowadzi do niego wysypana kamieniami ścieżka. Wszystko wygląda naprawdę pięknie, ale zastanawia mnie jedna rzecz, a mianowicie – brak turystów. Ze środka wychodzi uśmiechnięta staruszka ubrana w roboczy fartuch.

- Nareszcie jesteście! Lucy, niech cię uściskam! Tak dawno się nie widziałyśmy.

- Ellen, promieniejesz moja droga. Poznaj moje wnuczki – to jest Alex, Alice i Melanie. A ten młodzieniec ma na imię Jake.

- Jakie urocze dziewczyny, no i jest z nimi przystojniak. Zapraszam was do środka, chłopcy nie mogą się doczekać. - Wnętrze jest urządzone raczej po staroświecku, jednak nad kominkiem wisi płaski telewizor, w którego wpatrzona jest dwójka nastolatków. Podnoszą się niemal natychmiast kiedy nas zauważają.

- Cześć, jestem Carl - chłopak ma góra piętnaście lat. Wygląda na to, że waży kilka kilogramów za dużo. Blond grzywka zasłania mu oczy, całą twarz ma pokrytą potem. Obdarza mnie chytrym uśmiechem, przez co ja spoglądam na niego pytająco. Wtedy mój umysł zalewa wizja. Jestem w pomieszczeniu przypominającym szkolną salę  w której roznosi się ostry zapach detergentów. Przy biurku siedzi mężczyzna w średnim wieku z gniewnym wyrazem twarzy.

- Carl Johnson – woła bezbarwnym tonem. Niemal natychmiast do środka wchodzi mały, pulchny chłopiec trzymający swoją babcię za rękę.

- Co pani tutaj robi? Procedury jasno mówią,..

Wojna kłamstwOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz