Rozdział X

36 5 1
                                    

Budzę się nad ranem zlana potem. Mam już dosyć męczących mnie koszmarów. Chwytam małą karteczkę leżącą na stoliku nocnym i przyciskam ją do serca. Jake zapisał na niej swój numer telefonu oraz adres, co jeszcze bardziej przekonało mnie do podjęcia pewnej decyzji. Lekko zestresowana schodzę na dół i przygotowuje śniadanie dla babci i Melanie, które powinny niebawem wrócić. Przez okno kuchenne zauważam coś zatrważającego – w ogrodzie sąsiadów stoi ów tajemniczy mężczyzna i mały chłopiec, wpatrują się w siebie skupionym wzrokiem. Zupełnie jakby rozmawiali ze sobą w myślach. Właśnie wtedy ich spojrzenia lądują na mnie. Stoję oszołomiona w miejscu. Przecież to niemożliwe, żeby w jakiś nadprzyrodzony sposób wyczuli moją obecność. A jednak mnie zauważyli... Oboje pośpiesznym krokiem wracają do domu, a ja wystraszona próbuję kontynuować śniadanie.

- Dzień dobry Alice, tak wcześnie wstałaś? - dziwi się babcia, wchodząc do kuchni.

- Jakoś nie mogłam spać... Proszę, usiądź, przygotowałam śniadanie. - Staruszka siada do stołu, lecz niczego sobie nie nakłada. Przysiadam obok i chwytam kanapkę, bo zdążyłam trochę zgłodnieć.

- Dzwoniła do mnie babcia Jake'a... Muszę mu o czymś powiedzieć, jeszcze śpi? - mówi tak cicho, że ledwo słyszę jej słowa.

- Jake już o wszystkim wie. Wczoraj był tutaj pan Hovard i zabrał go do domu.

- Ach tak... - widzę, że jej oczy są mokre od łez. - To taka tragedia... Najpierw stracili Collin, a teraz Jeff... - przykrywam jej dłoń swoją. Moja babcia zawsze była troskliwa. A mama Jake'a to w końcu jej przyjaciółka, więc ma prawo do smutku.

- Babciu, dlatego jest jedna rzecz, o którą chcę cię prosić – podejmuje niepewnie. Ta myśl błąkała się po mojej głowie przez całą noc, teraz nadeszła pora, aby ją urzeczywistnić.

- Chciałabym pojechać do Jake'a. Za kilka dni wrócę, po prostu nie chcę, żeby był teraz sam. - Tym razem babcia posyła mi ciepły uśmiech. Jestem zszokowana tą reakcją.

- Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę, że wyrósł z ciebie taki dobry człowiek. Jasne, że możesz jechać. Zostań tak długo, jak będzie trzeba. - wyciąga z portfela kilka banknotów i wciska mi je do ręki. - Weź, przydadzą się. Kiedy chcesz jechać?

- Dziękuje babciu. Właściwie, to za pół godziny odjeżdża pociąg do miasta.

- W takim razie szerokiej drogi kochanie. Razem z Melanie będziemy tutaj na ciebie czekały.

- Trzymaj się, babciu – przytulam kobietę do siebie na pożegnanie.

                                                                               ************

Wysiadam z pociągu i od razu uderza mnie zapach spalin i przeróżnych fast-food'ów – w ten sposób wita mnie miasto. Zazdroszczę babci tej świeżej, morskiej bryzy, którą może oddychać codziennie. Spoglądam na karteczkę od Jake'a – nie mam pojęcia, gdzie dokładnie znajduje się dzielnica na której mieszka, więc postanawiam pojechać taksówką.

- Hej piękna, gdzie cię zabrać? Mogę nawet na koniec świata – zagaduje kokieteryjnie taksówkarz z wąsem. Uśmiecha się szeroko, ukazując przy tym szereg pożółkłych zębów.

- Dziękuje, wystarczy mi tutaj – odpowiadam lekko zdegustowana, ale pokazuje mu karteczkę.

- A co panienkę sprowadza w takie strony? - pyta mężczyzna, podczas gdy ja wsiadam do samochodu. O co mu chodzi? Co prawda wiem, że Jake mieszka w rezydencji i ma lokaja, no ale...

Wojna kłamstwOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz