Najpierw myślę, że zemdlałam, ale gdyby tak było, to straciłabym również świadomość. Nagle przede mną zjawia się dziadek, patrzy na mnie dziwnym wzrokiem.
- Co... Co się dzieje? - wyrzucam z siebie. - Gdzie ja jestem, co mi zrobiłeś? - panikuje.
- Proszę, wysłuchaj mnie, nie mamy dużo czasu. Może dziwić cię to, co się dzieje. Ale obiecuję, że wkrótce będziesz wiedziała o wszystkim. Póki co musisz wiedzieć, że nie jesteś normalną osobą. Uważaj na siebie, bo inaczej... Nie pozwalaj nikomu wdzierać się do twojego umysłu, dobrze? Próbuj najmocniej jak potrafisz, to ważne - mówi pośpiesznie.
- Dziadku, powiedz mi teraz o co w tym wszystkim chodzi, proszę! Nie wiem jak mam to robić, nie wiem po co! - krzyczę bezradnie. On jedynie kiwa głową z rezygnacją i mówi cicho:
- Kocham cię. - W tym momencie następuje koniec wizji. Z trudem otwieram oczy. Widzę powoli przesuwające się niebo. Jakim cudem dotarłam na kuter? Ale to jest mój najmniejszy problem. Jak najszybciej muszę dowiedzieć się, o co w tym wszystkim chodzi. Przecież to nie jest normalne, zaczynam być coraz bardziej przerażona. Następnym razem jak spotkam dziadka, będzie musiał mi wszystko wytłumaczyć.
- Alice, w końcu! - z góry spogląda na mnie przejęty Jake. - Co to było? Dobrze się czujesz? Lepiej usiądź - mówi prędko.
- Nie wiem, po prostu było mi słabo i zemdlałam. Ale już jest w porządku - oświadczam niezgodnie z prawdą. Ale przecież nie powiem mu, że dziadek wpłynął na mój umysł i dlatego przez chwilę byłam nieobecna, prawda? - Dlaczego nie płyniemy?
- Właściwie to nie wiem co się stało... Odpaliłem, łódź ruszyła do przodu, później silnik zagruchotał i wszystko stanęło - odpowiada bezradnie rozkładając ręce.
- A pan kapitan nie pomyślał o tym, że hmm... należy wlać paliwo na przykład? - pytam rozbawiona.
- Paliwo? A tak, paliwo. Oczywiście, nie pomyślałem. Nie mam doświadczenia w podróżowaniu łodzią -chłopak najwyraźniej jest zakłopotany.
- Spokojnie, liczą się chęci -mrugam wesoło chwytając karnister z paliwem. Prezentuje mu gdzie i jak należy je wlać. Potem przechodzę do sterów, Jake stoi tuż obok mnie. Rozmawiamy wesoło przez całą drogę na wybrzeże. Dzięki niemu zapominam o wszystkim. Nawet o dziadku... Nadal nie wiem co o tym myśleć, przecież to nawet nie ma żadnego logicznego wytłumaczenia. „Nie pozwalaj nikomu wdzierać się do twojego umysłu!" - brzmi jak z jakiegoś tandetnego filmu sci-fi, ale niestety dzieje się naprawdę. Poza tym, jak mogę nie być normalnym człowiekiem? Kim wówczas jestem?
- Alice, przywiążesz łódź do pomostu? - z zamyślenia wyrywa mnie głos nastolatka. Tak też robię. Chłopak proponuje spacer brzegiem morza, na co chętnie przystaje. Przechadzamy się rozmawiając o wszystkim i o niczym. Słyszę cichą muzykę, gdzieś dalej musi być impreza.
- Czyli chodzisz do liceum plastycznego? Fakt, twój ostatni szkic robił wrażenie.
- Tak, ale chyba wylądowałam tam jedynie z przypadku.
- Z przypadku też świetnie rysujesz? W takim razie czekam w najbliższym czasie na wernisaż – chłopak uśmiecha się szeroko, ja odpowiadam tym samym. Wtedy dostrzegam grupę ludzi siedzących przy ognisku. Rozpoznaje ich tożsamość i mam zamiar zawrócić, ale jest już za późno.
- Alice, poczekaj! - woła z daleka Matt. Pod wpływem jego głosu budzi się we mnie milion sprzecznych ze sobą uczuć.
- Kto to? - pyta Jake, nie kryjąc zdziwienia.
- To jest właśnie osoba, która dzisiaj ode mnie odeszła -mruczę, gdy nastolatek jest dostatecznie blisko.
- Możemy porozmawiać w cztery oczy? Proszę - dyszy chłopak. Patrzę na niego obojętnie, chociaż wewnątrz mnie toczy się walka. Czego może ode mnie chcieć? Powinnam go wysłuchać...
- Poczekasz na mnie kilka minut? - zwracam się do Jake'a, który w odpowiedzi kiwa głową. Odchodzimy kilka metrów dalej.
- O czym chcesz rozmawiać?
- Alice... Chciałbym cię przeprosić. Ten sms... to była wielka pomyłka. Moglibyśmy zacząć wszystko od początku, byłoby cudownie, obiecuje - rzuca pośpiesznie.
- Nie wierzę w to. Nie wierzę w nas - odpowiadam oschle. Jak on ma jeszcze czelność tak mówić, po tym wszystkim co zrobił?
- Teraz będzie inaczej, tylko ty i ja - przytula mnie do siebie, a mnie ogarnia znajomy, wcześniej ukochany, a teraz znienawidzony zapach.
- Daj mi spokój! - odpycham go bliska płaczu.
- Mogę dać ci spokój. Tylko jestem ciekaw, czy wcześniej też byś się tak do mnie odezwała.
- Po prostu mnie zostaw, przecież robisz to doskonale! - łzy strumieniami spływają po moich policzkach. -Czego ode mnie chcesz?!
- Tego, żeby było tak jak dawniej - patrzy mi w oczy, jego wzrok jest jakiś... zamglony, nieobecny.
- Matt, nigdy nie będzie tak jak dawniej, pogódź się z tym - szepcze, dławiąc płacz.
- Może tak być! Może! - krzyczy, boleśnie mną przy tym potrząsając. Chcę strząsnąć jego ramiona, na co on jeszcze mocniej zaciska je na moich barkach.
- Zostaw ją, słyszysz?! - krzyczy Jake, podbiegając do nas. - Po prostu ją puść.
-Ja sobie życzysz skarbie - popycha mnie, upadam na ziemię. Czuję ogromny ból, ale na szczęście nie uderzyłam się w głowę. Jake kuca obok, na jego twarzy maluje się niepokój.
- Alice, nic ci nie jest? - pyta zatroskany.
- Myślę, że nie... To nic takiego - odpowiadam cicho, gdy nad nastolatkiem pochyla się Matt. Co z nim nie tak? Może jest pijany? Przecież byłam z nim na kilku imprezach i zazwyczaj po alkoholu wygłupiał się i mówił zabawne rzeczy, ale nigdy nie był agresywny. A na pewno nie w takim stopniu...
- Chłoptasiu, od kiedy uwodzimy cudze dziewczyny? - mówi, zmuszając się do miłego tonu. - Od kiedy?! - teraz krzyczy.
- To smutne, ale z nią zerwałeś. Przez sms'a, o ile mi wiadomo. Brawo, bardzo dorosłe zachowanie - odpowiada niewzburzony Jake.
- Przynajmniej nie jestem takim gejowatym wyrzutkiem społeczeństwa! - krzyczy ostro, uderzając chłopaka pięścią w twarz. Serce podchodzi mi do gardła. Siła uderzenia na moment odpycha Jake'a, który po chwili wstaje i chwiejnym krokiem podchodzi do Matt'a. Ten nie ma czasu na kolejne wyzwiska, tylko celuje pięścią w brzuch nastolatka. Chłopak odparowuje uderzenie, sam zaś zadaje kilka ciosów. Wydawać by się mogło, że to Jake ma przewagę, dopóki Matt'owi z pomocą nie przychodzą koledzy.
- Zostawcie go, proszę! - krzyczę przez płacz. Jednak nastolatkowie nadal bez litości obijają Jake'a, dopóki ten nie traci przytomności. Wtedy wystraszeni uciekają z miejsca zdarzeń. Niezgrabnie podnoszę się z ziemi i podchodzę do chłopaka. Moje serce bije ciężko niczym dzwon. O mój Boże, co teraz?
- Och, Jake! Jake, odezwij się proszę... - obejmuje jego twarz w dłonie. Nie ma żadnej reakcji.
CZYTASZ
Wojna kłamstw
Teen FictionCzy możliwe jest pokazywanie komuś swoich myśli, wspomnień? Wpływanie na czyjąś świadomość? W świecie dziwnie podobnym do naszego - owszem. Alice musi zmierzyć się z duchami przeszłości, kiedy nic nie jest tym, czym wydawało się być na początku. Cz...