Rozdział XIII

26 5 2
                                    

Na początku nic nie widzę. Wokół panuje nieprzenikniony mrok. Zawsze bałam się ciemności. Nie mamy tak dobrego wzroku jak na przykład koty i nigdy nie wiemy co może w niej czyhać. Takie sytuacje tylko pogłębiają mój strach. Powietrze jest nieznośnie suche, wręcz duszące. Pod gołymi stopami czuję piach, ale nie mogę się ruszyć, zupełnie jakby ktoś związał mnie niewidzialnym sznurem. Gdzieś w oddali tyka zegar, odliczając czas dzielący mnie od śmierci. Nieznośne tik tak, tik tak. Tylko tyle. A może aż tyle. W tym stanie nawet ten dźwięk wydaje się być jakiś nadprzyrodzony.

- Przygotuj się kochana, to jest dopiero początek. Twój czas mija - Ostatnie co rejestruje mój umysł, to ten budzący krew w żyłach szept.

Budzę się w łóżku, chociaż nie mam zielonego pojęcia jak do niego dotarłam. Otwieram zmęczone oczy i odkrywam, że jestem w pokoju Jake'a.

- W końcu oprzytomniałaś. Spokojnie, lekarz jest już w drodze.

- Że co? Niepotrzebnie go wezwałeś, nic mi nie jest - jąkam, ale chłopak mi przerywa:

- Nic? Zemdlałaś po raz drugi w przeciągu kilku dni. Ktoś powinien cię obejrzeć.

- Po prostu ostatnio mało jadam i sypiam – w sumie to nie jest kłamstwo, po prostu nie mówię mu całej prawy. Nie musi wiedzieć, że to wszystko spowodowane jest faktem, że ktoś wpływa na mój umysł, prawda?

- Odwołasz go? - pytam pełnym nadziei głosem. On jedynie ciężko wzdycha.

- A obiecasz mi, że jak najszybciej się przebadasz i zaczniesz bardziej o sobie dbać? - patrzy mi prosto w oczy, a ja jedynie lekko kiwam głową. Zaczynam mieć wyrzuty sumienia, że go okłamałam. Pocieszam się myślą, że było to konieczne. Zapada przyjemna cisza, chłopak delikatnie gładzi mnie po włosach, a ja rozpływam się w tej chwili.

- Nie musisz tutaj siedzieć – mruczę. Kolejne kłamstwo, w głębi serca nie chcę, żeby kiedykolwiek odchodził.

- Chcę, to o niebo lepsze niż słuchanie tych ludzi na dole. - Nagle, jakby na zawołanie, w pokoju rozlega się pukanie.

- Jake kochanie, idź coś zjeść, a ja posiedzę z twoją przyjaciółką – zza drzwi spogląda pani Catherine.

- Dobrze, zadzwonię jeszcze do tego lekarza – chłopak spogląda na mnie,po czym opuszcza pomieszczenie. Staruszka przysiada na skraju łóżka i uśmiecha się ciepło.

- Nie miałam okazji ci wcześniej tego powiedzieć, ale ładnie się wczoraj wypowiedziałaś.

- Dziękuje. Było ciężko, bo nie bardzo wiedziałam co powiedzieć, ledwo znałam pana Jeff'a.

- Cały czas myślałam, że skądś cię znam. Teraz już wiem dlaczego. Jesteś bardzo podobna do naszego aniołka, masz ten sam uśmiech – kobieta wzdycha ciężko. Co ona może mieć na myśli?

- Przepraszam, do kogo?

- Och, Jake ci nie opowiadał o Collin? - Wyciąga z torebki fotografię i podsuwa mi pod nos. Jest na niej kilkuletnia dziewczynka z miedzianymi włosami i oczami barwy zielonej. Jej uśmiech faktycznie wygląda dziwnie znajomo.

- Tak, coś opowiadał – jąkam zmieszana. - Ale nie rozumiem, dlaczego widzi pani w nas podobieństwo?

- Nie wiem, to z pewnością zwykły zbieg okoliczności. - Ogarnia mnie paraliżujące wrażenie, że wcale tak nie jest.

- Może pani mnie zostawić, chciałabym trochę pospać.

- Oczywiście Alice, odpoczywaj. - Nie mam zamiaru spać, ale po prostu potrzebuje spędzić trochę czasu w samotności. Pobyt w tym domu coraz bardziej mnie przytłacza. Nic dziwnego, że Jake był taki szczęśliwy podczas wakacji w Cambory. O wilku mowa, chłopak właśnie wrócił do pokoju.

Wojna kłamstwOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz