Rozdział 7

434 33 0
                                    

*Per Jacka*
Po kilku lekcjach wyszliśmy ze szkoły. Wszyscy, łącznie z papą i Sally widzą, że coś jest między mną a Usą. Początkowo sądziłem, że Ben wszystkim wypaplał, ale to nie był on. W końcu każdy się domyślił, gdy po jednej z lekcji całowaliśmy się na korytarzu. Oczywiście, od kilku dni chodziłem bez maski, bo w końcu nikt z klasy się mnie nie boi. Teraz kocham Usę, a ona mnie, więc jestem najszczęśliwszym psychopatą na ziemi. Po szkole umówiliśmy się na randkę nad jeziorem. Usa rozanielona poleciała do swojej chatki. Chłopacy z mojej chacjendy mi raz gratulowali, raz nabijali się ze mnie itp. Brakowało tylko momentu, gdy Jeff spyta czy już z nią spałem -.-
Jestem dobrym kumplem, więc nikomu nie mówiłem o "tajemnicy" Bena. Widawałem czasem ich razem, gdy nawijali o modach do Simsów i Skyrim. Nasz elf kurdupel dorasta ^^ [musiałam to napisać xd dop. Autorki] Zebrałem trochę żarcia i wyszedłem z domu. Zerwałem kilka kwiatów i ruszyłem do "willi" dziewczyn. Nim zdążyłem zapukać, Ookami otwarła drzwi.
-Julio, och Julio uszata! Romeo czeka u drzwi!-wydarła się z dziecinną satysfakcją, po czym parsknęła śmiechem.
-Przymknij się, bo powiem...-wysyczałem do niej chytrze, udając, że wiem coś, co mogłoby ją pogrążyć.
-Co powiesz?-stęknęła z udawanym szokiem.-Jak chcesz to mów, Romeo. Ja tam się nie zamierzam kryć, że całowałam tego wariata.-dodała, kiwając z dumą uszami.
-Wariata?-zdziwiłem się. Tej odpowiedzi nie przewidziałem. Mój twórczy umysł szybko wykombinował odpowiedź.-Jeffa?
-Yhm.-stęknęła.
Nagle pojawiła się Usa i udając furię, popchnęła wilczycę. Ja, tłumiąc śmiech, podstawiłem jej nogę. W chwilę potem huknęła o ziemię. Zamiast choćby pisnąć z bólu, zaczęła prawie dławić się ze śmiechu.
-Ty chyba nie jesteś wilkiem.-odrzekłem.-Rżysz jak hiena z ADHD.
-No ten, dzięki. Miłej randki. Sorry za moją głupawkę.
Dziewczyna szybko podniosła się i trzasnęła drzwiami. Delikatnie chwyciłem Usę za rękę i ruszyliśmy w stronę lasu. Podziwiając przyrodę, oddalaliśmy się od murów szkoły. Dosyć strome zejście ze zbocza poprowadziło nas w końcu nad brzeg malowniczego jeziora. Usa wtuliła się we mnie. Czułem jej bijące serce. Szliśmy powoli w stronę pomostu nad jeziorem.
-Ehh...-westchnęła króliczka.-Niech ten °zbok° znajdzie sobie chłopaka do wnerwiania, a nie nas wkurza...
"Czyli nie słyszała wielce emocjonojującego wyznania Ookami? Nie no, niech ten cholerny zboczeniec sam opowie o swym ważnym wydarzeniu w życiu" Pękłem ze śmiechu w głowie.
-Dobra myśl.-odrzekłem.-Ale zostawmy może ten durny temat?
Usiedliśmy na skraju pomostu i zdjeliśmy buty, chcąc pomoczyć stopy w wodzie. Usa położyła mi głowę na ramieniu.
-Podoba ci się tu?-spytała.
-Tak. Bo ty tu jesteś. Bez ciebie... to nie byłoby to samo.
-Słodki jesteś.-szepnęła.
-Ty też, króliczku.
Zdjąłem bluzę, bo robiło się gorąco. Usa spojrzała na mnie i uśmiechnęła się. Wpatrzyłem się w jej nieziemskie oczy i pocałowałem ją. Poczułem przyjemny dreszcz, który zawsze towarzyszył naszym pocałunkom.
-Jak to jest zabić?-spytała wpatrzona w lśniącą wodę.
-A to jest pora na takie pytania?-odrzekłem zamyślony.
Dziewczyna przewróciła mnie na plecy, po czym położyła głowę na moim torsie.
-Najlepiej spytać specjalistę.-odrzekła spokojnie.
-Nie wiem, jak to opisać. Przyjemnie? Kij wie. Uspokajająco? Zaspakajająco?
-Zaspakająco? Głód masz na myśli?-spytała.
-No... Tak.-odrzekłem. Dopiero wtedy wpadłem na to, że ona jest całkowicie świadoma tego co jem, a jednak nie brzydzi się mnie całować.-A co?
-Nie nic. Lubię to i tyle...
-Zadawać kłopotliwe pytania czy zabijać?-odrzekłem pół żartem, pół serio.
-Hm... Chyba to i to.-odrzekła, mrucząc cicho.
-Co?-stęknąłem. "Taka niewinna dziewczyna? Nikt mi nie wmówi, że ona zabija."
-Z-A-B-I-J-A-M.-przeliterowała mi bardzo wyraźnie.-Ale tylko wtedy, gdy mam doprawdy kiepski humor.
Spojrzałem jej w oczy, zaskoczony tym "wyznaniem".
-A czym?-spytałem.-Ja w końcu morduję wyłącznie gdy jestem głodny.
Wysunęła rękę wysoko w górę, a w otwartej dłoni pojawił się bladożółty dym, przypominający "czary" L. Jacka. Po chwili w jej ręce zmaterializowała się złota kosa.
-No nieźle... Zostałaś kostuchą?
-Nie... Mam niezłą rękę do tej kosy. Poza tym mam jeszcze jedną niby moc. Jeśli zrobię kosą ranę, mogę ją odwrócić. Raz nawet w ten sposób przyszyłam głowę kotu.
-Moja mała spryciula... Stylowa kostucha...
Dziewczyna zagłuszyła moje docinki namiętnym pocałunkiem. Aż nagle, usłyszeliśmy niosący się echem krzyk.
-Co to było?-spytała nagle Usa.
-Nie wiem, chodźmy sprawdzić...
_________________________________
Tadam! Oficjalna randka Usy i Jacka <3 Romantyczne jak nie wiem co... Jak myślicie? Kto darł japę? Chcecie wiedzieć? No, to do następnego rozdziału :)

Szkoła marzeńOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz