Rozdział 19

235 19 1
                                    

*Per Ookami*
Podeszłam do ostatniej celi. Stała tam moja ciocia. Po moich policzkach popłynęły łzy. Szybko rozwaliłam zamek, a ciocia mnie przytuliła.
-Tęskniłam wilczuniu...-powiedziała.
-Ja też...-mruknęłam.
-Cioociu Wilczo!-usłyszałam zawołanie Sally.
Sześciolatka podbiegła do niej niczym do mamy i wtuliła się.
-Muffinko, a ty co tu robisz?-spytała ciocia.
-Przyszłam mordować z Ookamiś, ciociu!-zachichotała.
Stanęłam jak wryta. Ciocia znała Sally i tak jak ja nazywała ją muffinką!?
-To bardzo ciekawe, ale nie powinnyśmy tak tu stać. Co jeśli ktoś tu przyjdzie?
Wyszłyśmy z laboratorium, a ciocia z zainteresowaniem i podziwem spoglądała na leżące wokół ciała.
-Prescott wiedział, że żyjesz?
-Nie wie... Czy ty powiedziałaś wiedział? Zabiłaś sukin... surykatkę?-zacięła się ciocia.
No tak, przy dziecku się nie klnie.
-Zabiłyśmy go! Było super!-krzyknęła Sally.
*Per Slendera*
Gdy wróciliśmy, Jeffa nie było w szkole. Jak zwykle, czułem już, że polazł dość daleko. Mijały kolejne godziny, a ani on, ani dziewczyny nie wracały.
*

Per Wolfii*
Dotarłyśny wspólnie do jaskini. Ookami wspominała coś o szkole, w której ma schronienie. Sally zdążyła zasnąć mi na rękach, więc moja wilczunia zmieniła się w wilka i utuliła Muffinkę. Ja wtedy przesunęłam jedną ze skał i wyjęłam niszczący się album. Ookami przysunęła się bliżej i spojrzała na rozwalającą się okładkę.
-Tak, to ten sam. Oglądałyśmy go... pięć lat temu?
-Taa...-odezwała się po wilczemu.-Nigdy mi nie powiedziałaś, czy oni naprawdę istnieją.
Otworzyłam album. Pokazałam jej wtedy zdjęcie, na którym leżała w śniegu, w wilczej postaci. Była to jej pierwsza odważniejsza przemiana. Ale nim zdążyłam otworzyć na ciekawszej fotografii, Ookamiś zasnęła. Odłożyłam niszczące się dzieło, dorzuciłam drewna do ogniska i wyszłam, poprawiając zsuwający się kaptur. Czuję, że nie jesteśmy tutaj same.
*Per Jeffa*
-Jeffi, nie powinieneś spać na gołej ziemi, bo się rozchorujesz.-usłyszałem głos nad głową.
Otworzyłem oczy. Kiedy zdążyłem zasnąć w tych liściach? Spojrzałem przed siebie. Stała tam kobieta. Przypominała mi nieco Ookami. Miała na głowie ciemny kaptur. Patrzyła na mnie z powagą, bez jakiejkolwiek oznaki strachu.
-Cieszę się, że się obudziłeś. Wstaniesz?-jej głos wydawał mi się podejrzanie znajomy.
Brzmiał ciepło i jakoś... ufnie? Na świecie nie było dużo osób, którym mógłbym zaufać. Jednak nie pozbawiło to mnie ostrożności.
-A skąd pani mnie zna?-odrzekłem wstając.
Spojrzała na mnie lekko zdenerwowana. To nie był taki zwykły strach. Raczej lekkie zakłopotanie.
-Nie pamiętam.-rzuciła szczerze.-Nie stój tak, na pewno już się rozchorowałeś.
Poprowadziła mnie do jaskini. Było tam rozpalonei ognisko i coś śpiącego.
-Zostaw je. Nie powinniśmy ich budzić.
Przysiadłem przy ogniu i usiłowałem się ogrzać. Kobieta wyjęła album i zaczęła go wertować. Nie chciała mi jednak pokazać zawartości zdjęć. Spoglądałem na nią co chwila, usiłując cokolwiek odczytać z jej twarzy. Wtem jej fioletowe ślepia wpatrzyły się we mnie. Czekaj... fioletowe!?
-Przyjęcie urodzinowe...-wymamrotała niemal bezgłośnie.-To był najzwyklejszy dzień...
Zwyczajny człowiek zabrałby ją do psychiatryka. Ja jednak znałem ten odruch. Tak zachowywały się osoby z amnezją po "oświeceniu".
-Dzieciaków było od groma, własnych myśli się nie słyszało... a wtedy pojawił się ten dupek, czyż nie?-wtedy rozpoznałem, że mówiła o mym początku.-I wtedy ta czerń w głowie... pistoleciki, które zawinęli z miejscowego komisariatu... jak go powaliłeś wszyscy darli się dookoła... butelka Sobieskiego i ten śmierdzący wybielacz... i zapalniczka z Ferrari...
Zadrżałem. Nikt nie znał takich szczegółów. Żadna rozpuszczona legenda nie wspominała o Sobieskim i Ferrari, nawet Papciowi nie mówiłem o tym. Więc skąd ona wie?
-Kim jesteś?-spytałem, ciągnąc ją za płaszcz.
Pod kapturem kryły się wilcze uszy. To nie była Ookami. To...
-Ciocia?-jęknąłem zadziwiony.
Teraz sam miałem "oświecenie". Wolfia. Morderczyni. Wilczoucha opiekunka. Jak mogłem zapomnieć o kimś takim?
-Slender ukrył pamięć o mnie przed wami gdy zniknęłam, prawda?-odpowiedziała na niezadane pytanie.
-Najwyraźniej... Ile jest wilczouchych ludzi na ziemi?-spytałem cicho.
-Słyszałam tylko o mnie i mojej siostrzenicy. Czemu pytasz?
Ten błysk. Za każdym razem, spoglądając Ookami w oczy wiedziałem że mogę jej zaufać... Teraz wiem przynajmniej, dlaczego. Wtem zobaczyłem, że z chrapiącego kąta wyszła Sally, przytulona do wilka.
-Jeffiś? Jesteś! Zobacz! Zobacz! Ciocia Wilcza i Ookamiś!
Wilk od razu podszedł do mnie i polizał mnie po twarzy. Wyszczerzył kły w zadziornym uśmiechu, a po chwili się zamienił w Ookami. Moją Ookami.
-Tak myślałam, że na dupie nie usiedzisz, Jeffu~
Wtem usłyszeliśmy chichot. Ciotka patrzyła na nas ze śmiechem, a potem podała nam dwa zdjęcia. Jedno przedstawiało mnie zwisającego głową w dół z huśtawki, a drugie, które skądś znałem, Ookami robiącą dokładnie to samo.
-Pamiętasz wilczusiu? Zawsze patrząc na to zdjęcie z Jeffem mówiłaś, że chciałabyś go poznać...
-A ja robiłem to samo z twym zdjęciem...-dokończyłem myśl.
Jednak pocałowałem Ookami. Niemal ją przewróciłem, pragnąc jej ust ponad wszystko. Ostatnie na co zwracałem uwagę to ciocia, zasłaniająca Sally oczy. Rozkosznie.

Szkoła marzeńOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz