Rozdział 9

440 35 1
                                    

*Per Jeffa*
Po kwadransie czekania Ookami weszła do sali. Z jej twarzy zniknął ten "Offenderowy" uśmiech, przy którym szczerzyła swe śnieżnobiałe zęby. Przykryła swe oczy grzywką. Usiadła na krześle przy łóżku.
-To byłaś ty, co nie?
Spojrzała na mnie lekko zaskoczona. Zapewne nie spodziewała się mojego pytania. Opowiedziałem jej o mych przemyśleniach i o tym, jak wpadłem, że to ona mnie znalazła.
-No ten... Chodziłam wtedy po lesie i widziałam ciebie. Chciałam... posiedzieć tam z tobą. A wtedy ty zjechałeś. Byłam zaledwie kilka metrów od ciebie. To była chwila...
Zamilkła, gdy zobaczyła moje zadrapania na rękach. Odgarnęła grzywkę i sporzała mi niewinnie w oczy. Zapewne jak zwykle oczarowałbym się jej ametystowymi ślepiami, ale tym razem sama się zdradziła. Mimowolnie uśmiechnęła się tym uśmiechem. Dojrzałem wtedy, że jej kły były dłuższe niż powinny.
-Co ci się stało w zęby?-spytałem z beszczelnym uśmieszkiem.
-Mam tak od zawsze. Kiedy się denerwuję. Coś jak tik nerwowy. Nad innymi rzeczami umiem panować.
Gdy spojrzałem na nią pytająco, wyciągnęła rękę przed siebie. Zabrzmiał lekki świst, a zamiast jej bladych paznokci, pojawiły się ciemne, wilcze, pazury. Uśmiechnęła się znów, a jej kły były już normalnej długości. Spojrzałem na nią. Na jej twarzy malował się spokój.
-I co? Już ci lepiej?
-Yy... Chyba tak. A co?
-Podobno pochwaliłaś się Jackowi, że się ze mną całowałaś. Po co?
-Nie wiem. Chyba dlatego, że lubię rozpowiadać nieprawdopodobne cuda.
-Cuda, powiadasz?-spytałem kpiąco.-Nie wierzysz, że moglibyśmy się jeszcze całować?
-Wnioskuję po tym, że patrzysz na mnie jak na wariatkę.
Lekko podniosłem się z łóżka.
-Nie martw się, też jestem wariatem.-szepnąłem, po czym ją pocałowałem.
Odwzajemniła mój pocałunek, tuląc się do mnie. Usiedliśmy na łóżku.
-Aale...-stęknęła.-ja już kogoś kocham...
Spojrzałem na nią krzywo. Miała dziwną minę. Patrzyła mi w oczy.
-Jest mordercą...-zamruczała.-ma na imię Jeff...-dorzuciła ciszej.-i jest zabójczo seksowny.
Zaśmiałem się i zacząłem ją łaskotać. Chichotała dosyć głośno, ale nie pozostała mi dłużna. Schowała pazury i rzuciła się na mnie. Nie pamiętałem, gdzie mnie bolało lub co o niej myślałem wcześniej. Liczyło się tu i teraz. Gdy na chwilę przestaliśmy, Ookami pocałowała mnie namiętnie. Jej wargi smakowały bajecznie. Gdy wsunąłem swój język w jej usta, czułem jej bijące serce. Musnąłem jej podniebienie, a ta zamruczała z podniecenia.
-K-kocham cię, Jeff.-wyszeptała, łapiąc oddech. Jej blade policzki płonęły ze szczęścia.
-Ja ciebie też, wilczku.-odrzekłem cicho, okręcając jej kruczoczarne włosy wokół palców.
Przejechała palcem po mym uśmiechu. Nie lubiłem, gdy ktoś mnie macał, ale ona to wyjątek. Wtedy chyba równocześnie przypomnieliśmy sobie o Ashley. Stała w drzwiach z łezką w oku.
-Nie jestem wami, w końcu bym wyszła.-odrzekła lekko zawstydzona.
Wybuchnąłem śmiechem. Ookami również.
-Bo ten... Romase w telewizji to takie nierealne.
-Masz genialne teksty Ashley. Prawie tak dobre jak moje.-odrzekłem z uśmiechem.
-W sumie, gołąbki. Możecie iść do domu. Nie będę was zatrzymywać.
Wyszliśmy z tego "miniszpitala", trzymając się za ręce. Pięknie świeciło słońce. Zmierzaliśmy w stronę stołówki, gdyż dochodziła pora obiadu. Weszliśmy głównymi drzwiami. Wilczyca pocałowała mnie przy wszystkich w policzek, po czym odbiegła po obiad. Od strony chłopaków od razu usłyszam śmiechy i gromkie oklaski. Gdy odebrałem swą porcję obiadu, Ookami dosyć głośno kłóciła się z Usą. Ben parsknął śmiechem.
-Co się tak cieszysz?-spytałem °krasnala°.
-Ty nie słyszysz o co się kłócą?
-Niezbyt.
-Stary... One kłócą się, czy ty już spałeś z Ookami czy nie...-odrzekł powoli, powstrzymując śmiech.
-A właśnie!-wtrącił się °klaun°.-Spaliście razem czy nie?
Spojrzałem na nich z miną 'czy was posrało'.
-Nie.-powiedziałem, popijając kawę.-A myślałem, że to ja jestem zboczony.
Ben i Jack spojrzeli na siebie i znów zaczęli się śmiać. W tym samym czasie do stolika przysiadł nasz °Romeo°.
-Tee... Kochaś!-zawołałem E. Jacka.-Podobno randkę ci przerwałem.
-Trochę tak. Ale tobie nic nie przerwało.-powiedział puszczając do mnie oko. Dziwię się, jak to zobaczyłem przez jego maskę.
-Spadaj. Do niczego nie doszło, zboczeńce.-odrzekłem z dziecinną satysfakcją.
Nagle usłyszałem cichy stukot butów i ktoś pociągnął mnie za włosy. Tym kimś była Sally, dzierżąca poniszczoną pluszową Chicę.
-Ładna z was para.-powiedziała uśmiechając się.
Pogłaskałem ją po głowie, szczerząc lekko zęby. "Wieści szybko się rozchodzą."
---TimeSkip---
Po obiedzie siedziałem z Ookami na drzewie i podziwialiśmy zachód słońca. Dziewczyna położyła głowę na mym ramieniu i zmrużyła oczy. Podrapałem ją za uszami.
-Jest jeszcze coś, o co chcę się zapytać.-powiedziałem cicho.
-Hm?
-Usa twierdziła, że śniłem ci się tuż przed poznaniem naszej klasy. Mógłbym wiedzieć, co się działo w tym śnie?
Spojrzała na mnie z lekkim zdziwieniem.
-Ah... Ona nigdy nie potrafi powiedzieć czegoś takiego wprost. A jak myślisz, co mogło się śnić takiemu zboczeńcowi jak ja, Jeffy?
Syknąłem, bo nie lubiłem gdy mnie tak nazywano. Ookami cicho chichotała pod nosem. Przewróciłem ją na plecy, (siedząc na drzewie? Oj Jeffy ;-; dop. Autorki) i położyłem się na niej. Uśmiechnąłem się chytrze.
-Chyba już wiem.-szepnąłem.
_______________________________
Elo! Mamy nasz nowy rozdział!
Długo kombinowałam, jak to ma wyglądać, więc mam nadzieję, że jakoś to wyszło :3
Zostawcie komentarz i do zobaczyska ^~^
Ps jeśli macie pomysł na jakąś ciekawą akcję w historii, to nie krępujcie się i piszcie :3

Szkoła marzeńOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz