Rozdział 18

227 17 0
                                    

*Per Ookami*
Ciach. Ciach. Ciach. Jak moi ulubieni Asasyni. W milczeniu. Już nie ma strażników. Sally postraszy niektórych, ale nikt jej nie złapie. Za szybka. W końcu, gdy krew zaczęła rozlewać się po całym budynku, pozostało tylko jedno biuro. Romuald Prescott. Dyrektor tego morderczego ośrodka. Zabójca.
-Requiescat in pace.-szepnęłam raz jeszcze.
Delikatnym krokiem, postukując trampkami o płytki na korytarzu, dochodziłam do biura. Równie ostrożnie otworzyłam drzwi i zasiadłam na krześle. Prescott wyglądał na starszego. Jego włosy powoli siwiały. Leżał głową na biurku wystraszony.
-Podnieś się, dupku.-szepnęłam stanowczo.
Usiadł normalnie w swym fotelu. Był okropnie blady.
-Ookami Last? To naprawdę ty? Uf...
Wzdrygnęłam się.
-Tylko ja? To ja mogę powiedzieć, że to tylko ty. Tylko ty zostałeś.
-Dla... Dlaczego?
-Nie pamiętasz, Prescott!? Osobiście porwałeś mi ciotkę i kazałeś zamordować rodziców! I ty się pytasz dlaczego!?-wybuchłam najgłośniej jak się dało.
-Twoja rodzina była podejrzana o bycie bądź ukrywanie ich. A jak wiesz, mamy prawo badać ich i w razie czego pozbyć.
-Ich? Czyli kogo?
-G/POB. (Groźne/Psychiczne Obiekty Badań) popularnie zwane creepypastami. Jesteś obiecującą, mądrą dziewczyną, więc nie powinnaś się z takimi "niechcianymi" zadawać.
-"Niechcianymi"? Za późno, dupo wołowa. Oni, jako jedyni przyjęli mnie życzliwie. Jestem jedną z nich! Obraziłeś moją rodzinę!
-Wiesz, że mam to na nagraniu? Widzę że masz stary nóż twojej równie głupiej ciotki. Zaraz cię zabiję i poddam bardzo szczegółowej sekcji zwłok i zobaczymy...
-Ha! Jeszcze tego nie pojąłeś!? Jesteś tu sam, Prescott! SAMIIUSIEŃKI W PROMIENIU 20KM!!! Twoi podwładni byli idiotami. Rzucali się na bezbronne dziecko, a zignorowali mnie! Widzisz? Jestem lepsza!-ostatnie słowa wyrzekłam wbijając mu nóż w rękę. Krzynął z bólu. Obróciłam kilkakrotnie ostrze, powodując większy krwotok. To było takie... przyjemne. Wtem ze stukotem bucików wbiegła do pokoju Sally. Z uśmiechem na ustach spojrzała na Prescotta.
-Och, jak ty fajnie cierpisz!-westchnęła.-Jeszcze on został do pomęczenia?
-Tak... To od kogo zaczniemy? Może od Eyeless Jacka?-zwróciłam się w stronę roześmianej dziewczynki.
Wbiłam mu nóż w oko. Krzyknął przerażony. Szybkim ruchem je wydłubałam, a potem zrobiłam to samo z drugim.
-Za...bi...j-jęknął donośnie.
-Jeszcze nie...-mruknęłam z uśmiechem.-To teraz może Jeff?
Odcięłam mu powieki, choć w sumie było to tylko elementem legendy, niżeli rzeczywistą cechą wyglądu czarnowłosego. Następnie wycięłam mu przepiękny uśmiech. Po chwili postanowiłam rozciąć mu struny głosowe, aby był nieco ciszej. Zabawa z pomocą Sally trwała bardzo długo. Gdy w końcu Prescott wyzionął ducha i wykrawił się, wyszłyśmy z gabinetu.
-Ookami... gdzie jeszcze nie byłyśmy?
-W samym laboratorium. Nikogo tam nie ma... żywego... ale rozejrzeć się można.
Przeszłyśmy zakrwawionymi korytarzami w stronę sporego laboratorium. Było tam sporo pociętych od dawien dawna istot. Im już nie mogłyśmy pomóc.
-Czyli oni zabili ci rodzinę?-mruknęła Sally.
-Tak.
W końcu weszłyśmy do korytarza pełnego cel. W pierwszych czterech znajdowała się jedynie zaschnięta krew różnorakiego koloru. W kolejnej bezkształtna szara masa, przywodząca na myśl galaretkę. Następne były puste. Gdy zamierzałam już zawracać, usłyszałam jęk.
-Ookamiś? Wiii... lczuniu...
Nie, to przecież niemożliwe!
*Per Jeffa*
Ja? Ja się nie nadaję? Doprawdy, ja do walki się najbardziej nadaję. Ale nie, bo mam czekać na powrót wilczki i Sally. Głupota. Chociaż w sumie... Pójdę ich poszukać... Mam to gdzieś, że ekipę zaatakował patrol MdsP, sami stwierdzili, że pójdą beze mnie. Nie chcą mojej pomocy, więc zmuszać nie będę.

Szkoła marzeńOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz