04

6.6K 357 9
                                    

Po powrocie do domu byłam cała mokra od śniegu i wkurzona na tego pajaca z domu naprzeciwko. Byłam zmęczona i czułam, że atakuje mnie  przeziębienie. Napisałam więc wiadomość do Cole'a, aby nie przychodził wieczorem i nie zawracał mi głowy, a na jego durny mecz przyjdę, żeby tylko dał mi spokój.

***

Sobotni mecz, ostatni mój pobyt na terenie szkoły. Rozpoczynamy tydzień wolnego, coś w stylu zimowych ferii przedświątecznych. Niektórzy uczniowie już od wczoraj mogą się wylegiwać w łóżku i nic nie robić, chętni uczniowie (w tym na pewno nie ja) muszą przyjść na mecz szkolnej drużyny na zamkniętym stadionie. Jakżeby inaczej, skoro śnieg na Alasce opanował każdą powierzchnię ziemi? Mecz miał odbyć się o siedemnastej, więc z racji swojego niechcenia zaczęłam się przygotowywać kilkanaście minut wcześniej. Kiedy dotarło do mnie, że jeśli się nie pośpieszę, to sąsiad zawita do naszego domu, powodując zachwyt mojej matki, natychmiastowo zbiegłam na dół, ubierając kurtkę i buty. Otwierając drzwi, o mało co nie dostałam w twarz z dłoni chłopaka, który właśnie chciał do nich pukać. Na szczęście zdążyłam się odsunąć, nie obrywając.

— Ale masz wyczucie czasu — skomentował.

— Nic nie mów. — Machnęłam ręką, wychodząc z posesji.

Kierowałam się w stronę szkoły, nie będąc zbytnio zainteresowana, czy chłopak podążał za mną. Dołączył do mnie z papierosem między zębami, gdy zatrzymałam się przed bramą placówki.

— Idziesz, książę? — zapytałam, obserwując jego twarz.

— Idź, ja zaraz dołączę.

Tak, jak powiedział, tak zrobiłam. Weszłam do budynku, kierując się do sali sportowej. Stojąc przy wejściu, zauważyłam pełne trybuny i rozgrzewających się zawodników. Cole widząc mnie, musiał odegrać szopkę  przed uczniami i nauczycielami, więc przybiegł w moją stronę.

— Cześć kochanie — powiedział uśmiechnięty, kładąc dłonie na mojej talii.

— Mogę zająć miejsce na trybunach? — zapytałam, patrząc w jego brązowe oczy.

— Możesz, ale to za chwilę — powiedział, po czym pocałował mnie przed tłumem, który zaczął krzyczeć "uuu". Kiedy się ode mnie odsunął, zauważyłam Biezlesa, który klaszcząc w dłonie, stał oparty o trybuny.

Wyswobodziłam się z jego uścisku, kierując się w poszukiwaniu wolnego miejsca. Zajęłam miejsce na samej górze, a obok mnie usiadł szatyn.

— Wzruszyłem się — skomentował z uśmiechem, patrząc na wbiegających piłkarzy.

— Oh, zamknij się.

Mecz przebiegał pomyślnie dla drużyny mojego udawanego chłopaka. Jamie nie  zawracał mi głowy, uważnie obserwując i wyłapując błędy drużyny, o  których mnie czasami informował. Po skończonym meczu wraz z szatynem udaliśmy się do szatni piłkarzy. Cole popisując się przed mdlejącymi dziewczynami, wyszedł do nas bez koszulki, ukazując swoją umięśnioną klatkę piersiową.

— Idziemy po meczu do pubu, idziesz z nami skarbie? — wymruczał mi do ucha, powodując mój odruch wymiotny.

— Wracam do domu — powiedziałam pełna entuzjazmu. I tak straciłam wystarczająco dużo czasu na niego.

— A ty Biezles?

— Z chęcią pójdę.

— W takim razie, żegnam! — pomachałam im, prędko opuszczając budynek szkoły. Zrobiłam to szybko, w razie, gdyby zachciało mu się zmienić zdanie.

Give Me A ReasonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz