11

5.1K 317 21
                                    

Siedziałam w swoim pokoju, próbując przemóc się i zrobić cokolwiek na jutro do szkoły. Postanowiłam, że zacznę od matematyki, której osobiście nie lubiłam, ale nie sprawiała mi problemów, co było jakimś plusem.
Usłyszałam pukanie do drzwi, na co mnie zdziwiło i chwilę później do środka wszedł mój sąsiad.

— Witaj znowu Peny.

— Powiedziałam ci, że masz mi dać spokój. Wyjdź stąd.

— Potrzebuje pomocy — przyznał.

— W czym? — zapytałam niemiło.

— Wytłumacz mi matmę.

— Nie zasłużyłeś na moją pomoc.

— No dobra, jeśli wolisz anatomie, to możemy też od tego zacząć. — Poruszył dziwnie brwiami.

— Wyjdź.

— No proszę cię Penelope, to ci zajmie tylko chwilę, a ja muszę to jutro zdać. Luke mi ciebie polecił, więc chyba nie zrobił tego bez powodu.

— Siadaj, ale zaraz po tym masz sobie iść.

Chłopak przewrócił tylko oczami, po czym wziął podręcznik od matmy i usiadł obok mnie, otwierając na danej stronie.

— Tłumacz te pierwiastki — mruknął, rozkładając się na moim łóżku.

— Poproś ładnie — uznałam. Nie zasłużył na żadną dobroć z mojej strony.

Szatyn podniósł się do pozycji siedzącej i przybliżył do mnie.

— Bardzo proszę Peny, jesteś mi to winna, za to ugryzienie — dodał, pokazując palcem na swoją zaczerwienioną wargę.

Odepchnęłam go i przywaliłam z książki.

— Nie jestem ci nic winna debilu.

~~Jamie~~

Nie przyszedłem tutaj, bo nie umiałem matmy. To był tylko pretekst, aby się do niej zbliżyć. Nie mogłem pogodzić się z tym, że "ten pocałunek" tak głupio się skończył. Musiałem zmienić jej nastawienie do mnie i miałem zamiar zacząć właśnie teraz.

— Przestań mnie obrażać. — Udałem obrażonego.

— To przestań się zachowywać jak ostatni dupek i skończ mnie podrywać.

— Nie moja wina, że jesteś ładna i mi się podobasz. — Wzruszyłem ramionami, wkraczając w grę słowną.

Dziewczyna otworzyła szerzej oczy i spojrzała na mnie zdziwionym wzrokiem.

— To już twój problem, Jamie.

— Nie bądź taka! Ja ci prawie komplementy, a ty łamiesz mi serce. — Zrobiłem minę zbitego szczeniaczka, kładąc dłoń na sercu.

— Albo tłumaczę ci tę matematykę, albo stąd wychodzisz.

— Dobra, złośnico, tłumacz.

***

~~Penelope~~

— Rozumiesz już? — spytałam zirytowana, widząc, że nie był zbytnio skupiony na tym, co teraz tłumaczyłam.

— Umiem ją, to był tylko pretekst.

— Słucham? — otworzyłam szerzej oczy, machając książką, przez co „niechcący" zepchnęłam go z łóżka.

— Chciałem spędzić z tobą czas, więc musiałem coś wymyślić.

— Idź już sobie!!!

Szatyn tylko się zaśmiał, po czym wstał z ziemi i ponownie ode mnie oberwał.
Nasze przepychanki przerwał nam przerażający krzyk mojej mamy. Zeszłam więc na dół, ciągnąć za sobą Biezlesa, aby móc go wyrzucić z domu.

— Co? — spytałam, siadając na kanapie w salonie.

— Jutro my niestety z Chloe będziemy musiały jechać do hotelu i tam przenocujemy, więc rano idźcie razem do szkoły, bo Jamie pewnie jeszcze nie zna dokładnie drogi — tłumaczyła matka. Czy one robią to specjalnie?

— Ok — rzuciłam obojętnie.

— Czy ja wiem, czy takie niestety. — Zaśmiał się Jamie, za co dostał ode mnie karcące spojrzenie.

Moja mama na szczęście olała zdanie wypowiedziane przez Biezlesa. Wzięła telefon i gdzieś wyszła. Wstałam z kanapy i ruszyłam do głównych drzwi, ciągnąc za sobą szatyna.

— Wyganiasz kolegę? Wiesz ty co.

— Żegnaj, sąsiedzie. — Wypchnęłam go za drzwi, od razu zamykając je na klucz.

Wypuściłam wstrzymywane powietrze, kierując się szybko do pokoju. Zasłoniłam rolety, nie chcąc, aby niechciane osoby mnie obserwowały. Położyłam się na łóżku, analizując słowa chłopaka. Prawie zasypiałam, ale mój brat postanowił wpaść do pokoju, zakłócając mi spokój.

— Słuchaj, mama zaprosiła Zoe jutro na kolację, proszę cię, abyś nie wydała się z incydentem, który miał miejsc kilka dni temu, ok?

— Masz na myśli wasz seks w kuchni na blacie? — powiedziałam prosto z mostu, obserwując, jak brat czerwieni się z zażenowania.

— Penelope!

— Nie powiem, możesz być spokojny.

— Dzięki — powiedział, chcąc wychodzić już z pokoju, ale odwrócił się na chwilę. — Ty z Jamiem coś ten tego?

— Prędzej skoczę z mostu niż z nim coś ten tego — oznajmiłam, przewracając oczami.

— Dobra, wierzę ci. — Zaśmiał się, opuszczając mój pokój.

Co prawda Jamie nie był taki zły, jeśli chodziło o wygląd, ale charakter pozostawiał wiele do życzenia. I w dodatku, naprawdę mnie wkurzał.

_____________________________________________________________________________

Będzie mi bardzo miło, jeśli zostawisz po sobie głos, albo komentarz.

Give Me A ReasonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz