20. "Martwię się..."

396 29 4
                                    

Nie widziałem jej już od ponad tygodnia, a mimo to, ciągle dostrzegałem ten sam smutek i niepokój co w dniu mojego wyjazdu. Siedząc przy tym stole coraz bardziej chciałem ja stąd zabrać i móc porozmawiać. Zapytać co się takiego dzieje, że nie ma humoru. Wiedziałem jednak, że nie dam rady sam z niej czegokolwiek wyciągnąć. Nie była typem osoby, która rozmawiała o tym co ją gnębi czy smuci. Zbyt często zatrzymywała wszystko w sobie co według mnie nie było za dobrym rozwiązaniem. Moją jedyną deską ratunku w tej sytuacji była teraz tylko i wyłącznie jej przyjaciółka. Szkoda tylko, że aktualnie Horan nie zamierzał jej wypuścić choć na chwilę z rąk, na tyle bym mógł ją niepostrzeżenie porwać i zapytać co się takiego wydarzyło w tamtym tygodniu o czym nie wiem.

Lou z każdą kolejną sekundą wyglądała coraz to markotniej. Po za dłubaniem w jedzeniu nie robiła kompletnie nic. Nawet nie jestem pewien czy zjadła cokolwiek. Niemal wszystko na jej talerzu było rozbełtane przez widelec, który trzymała w dłoni. Podczas moich obserwacji dostrzegłem bujne brązowe loki opadające tuż przy znanej mi twarzy Jus, nachylającej się teraz nad uchem Louise i mówiącej słowa, których za cholerę nie mogłem zrozumieć. Może i nie byłem specem od czytania z ruchu warg ale jednak niektóre słówka były tak charakterystycznie wypowiadane, że nie trzeba było go znać. Jak na złość żadnego z tych nie wypowiedziała. Obserwując je dokładniej, doszedłem do wniosku, że zapewne mówi do niej w tym całym, niezrozumiałym dla mnie polskim języku. I mógłbym przysiąc, że miała ku temu powód. Zazwyczaj nie używały go w naszym towarzystwie. Ba, nie przypominam sobie w ogóle bym od ich przyjazdu tu, kiedykolwiek słyszał jak mówią w nim.

Gdy tylko brunetka dostrzegła mój wzrok na sobie, od razu odsunęła się od Clarke i uśmiechając do mnie subtelnie, wróciła do swojego talerzyka, leżącego tuż przed nią. Mógłbym przysiąc, że coś tu nie gra. Nie wiedziałem tylko co. Raczej prócz tej dwójki nikt nie miał pojęcia o co tak właściwie chodzi. O ile to ja nie panikowałem już aż nad to. Ale jednak, fakt iż Lou coraz rzadziej ze mną rozmawiała, pisała i odkąd tu przyjechały nie zamieniła, prócz przywitania, żadnego słowa, coraz bardziej mnie utwierdzało w moich przekonaniach że coś się tamtego dnia wydarzyło.

Widząc jak mocniej marszczy brwi, starając się ominąć mój wzrok jak najbardziej było to możliwe, odpuściłem. I tak za namową, dzieliłem z nią pokój więc chcąc czy nie, wyciągnę to co ją gryzie na światło dzienne. Odwracając swój wzrok, starałem się jakoś wkręcić w burzliwą wymianę zdań między przyjaciółmi, z której i tak nic nie wiedziałem. Pewnie dlatego, że połowy z niej nawet nie słuchałem.

*

- Jus... - dostrzegając dziewczynę, szybko pociągnąłem ją za ściankę zza której nikt nie mógłby nas zobaczyć, a co ważniejsze usłyszeć.

- Potrzebujesz czegoś? - jej zaskoczony wzrok sprawił, że na moment zapomniałem o co chciałem ją zapytać nasuwając mi inną myśl. Po jej pytaniu, dotarło do mnie, że ja praktycznie, odkąd się znamy, prawie w ogóle nie zamieniłem z nią większej ilości zdań niż to zdarzało się z przypadku. Nic dziwnego, że stała teraz przede mną z dwoma kubkami jakichś napojów i nie wiedziała kompletnie co ja mogę od niej chcieć.

- Nie... - zająknąłem się. - Znaczy... - podrapałem się po karku, wyswobadzając jej nadgarstek z drugiej. Obserwowała mnie zbyt uważnie bym mógł od tam wyskoczyć do niej z takim pytaniem. Nie mogłem jednak zwlekać.

- No mów. - ponagliła mnie w delikatny sposób z lekkim uśmiechem na twarzy.

- Nie wiesz może co się dzieje z Lou? - spojrzałem na nią zmieszany. Dziewczyna jednego z moich najlepszych kumpli, a ja nawet nie wysiliłem się by ją w jakikolwiek sposób poznać bliżej niż przypadkowe spotkania.

Faithful II H.SOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz