16. " Bierzemy! "

413 29 0
                                    

Krążenie po wszelakich sklepach było z każdą kolejną sekundą coraz bardziej uciążliwe dla moich nóg. Do tej pory wie wiedziałam jak mogłam okazać się aż tak lekkomyślna i zgodzić się na pójście z nim na ten zakichany ślub. Co mi wtedy odbiło? A, no tak. Wgapiał się we mnie tymi swoimi wielkimi, zielonymi ślepiami nie pozostawiając innego wyboru jak odpowiedzenie mu, tak. Jak ja go za to nie znosiłam.

- Mam dość. - usłyszałam po raz kolejny zrzędliwy głos Jus, która kroczyła tuż obok mnie. - Ile jeszcze sklepów musimy odwiedzić by znaleźć sukienki, które spodobają nam się tak samo jak ich niskie ceny, na które będzie nas stać?

- Nie mam pojęcia. - przystanęłam przed kolejnym w rzędzie całej tej uliczki sklepów. - Ale mam już serdecznie dość.

- Oj ja też! I głodna jestem. - oparła się czołem o mój bokiem co mi się nie koniecznie spodobało. Ale niech jej już będzie.

- Mam pomysł.

- Dajesz!

- Nie daje. - oburzyłam się. No co ona.

- Oh wiesz co mam na myśli. I cieszę się bardzo z tego powodu. - poklepała mnie po brzuchu co najmniej jakbym była jakimś puchatym miśkiem z wypchanym brzuchem.

- Odwołajmy to. - podniosła się.

- Cześć dziewczyny! - nim zdążyła się odezwać, donośny krzyk doszedł nas gdzieś z tyłu. - Co porabiacie. - Niall... skąd on się tu do cholery wziął?

- Hej. - o jest i Harold. Zaczyna się po prostu wyśmienicie. Nie dość, że dali nam marne kilka dni na znalezienie jakichś w miarę odpowiednich kiecek tak by nie odstawać od nich aż nad to, to jeszcze spotykamy ich na ulicy. - Sukienki!

- Mamy i geniusza. - odparłam na dziwny entuzjazm Harrego. Bo w końcu co może być takiego ciekawego w ganianiu po sklepach i szukaniu ciuchu. NIC. Kompletnie nic. Dobrze, że chociaż Jus podzielała moje zdanie.

- Szukacie? - zignorował mój wcześniejszy komentarz.

- Nie, lubimy z rana oglądać sklepowe witryny. - machnęłam rękami w powietrzu. Dostrzegłam jak Jus opiera się głową o Nialla. Znalazła sobie kolejną ofiarę. Choć jemu to raczej w niczym nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie. Jego dłonie wolno poruszały się po jej plecach. Skup się Lou! Styles Cię znów męczy!

- Jak zwykle w formie. - dalej szczerzył się jak głupi. Co z nimi jest nie tak. Kurde no! Jest 10 rano, a oni w pełnej formie.

- Nie macie aby czegoś do roboty?

- Tak się składa, że właśnie skończyliśmy. - ciągnął. Tamta dwójka niezbyt była skora do pomocy mi. Stali cicho. Za cicho.

- I musieliście akurat tędy przechodzić? - zwróciłam się w jego stronę.

- Akurat zmierzałem do Ciebie by wyciągnąć się na te poszukiwania. - nachylił się nade mną zdecydowanie za blisko, wypowiadając wolno każde ze słów, akcentując je przy tym swoim ochrypniętym głosem i zostawiając uczucie po jego gorącym powietrzu przy moim uchu.

- Pilnuj się! - ostrzegłam go, wskazując na niego palcem zaraz po odepchnięciu od siebie na bezpieczną dla mnie przestrzeń. On jedynie uniósł ręce ku górze w obronnym geście, ciesząc się przy tym jak jakiś niedorozwinięty. On coś knuje...

- A teraz chodź. - złapał mnie za nadgarstek i pociągnął w stronę wejścia.

- Harry... - chciałam się wyrwać lecz na niego nic nie działało. No i czego on nie zrozumiał w pilnowaniu się!?

Faithful II H.SOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz