24. " ... ile znaczę ja. "

364 31 2
                                    

Czułam się okropnie z myślą, że to przeze mnie Jus musiała zostawić chłopaka na kolejne dni, tylko dlatego, że ja chciałam już wracać do domu. Bardzo dobrze wiedziała, że nie miałabym jej za złe gdyby tam z nimi została. Mimo, że czułabym się samotna w tych czterech, ledwo znanych mi ścianach i zapewne nie raz błagałabym w myślach by wróciła. Nie mogłabym jej jednak tego rozkazać. Pomimo wszystko, ona wolała wrócić ze mną niż zostać tam z nim. To kolejne dwa tygodnie jak nie będzie go widzieć i to w połowie moja wina. Gdyby nie ta cała ciąża... Wszystko byłoby teraz takie proste. Mogłabym nawet spędzić z nimi te kolejne kilka dni jeżdżąc od kraju do kraju. Byleby wszystko wróciło do normy.

Nigdy tak na prawdę nie chciałam być matką. Nie chciałam mieć dzieci. I to się pewnie nie zmieni. Harremu nie potrafię powiedzieć o tym, że być może za kilka miesięcy urodzi się mu... nawet nie wiem dokładnie. Dziecko... To by mu wszystko zniszczyło. Niby chciałby mieć kiedyś dziecko, widzę jak obchodzi się z innymi. Jaki jest przy nich szczęśliwy. Ale czy i z tym byłby? Ja nie. Nie potrafiłabym być dobrą matką. Ja nawet nie jestem odpowiednią dziewczyną dla niego. Tylko co ja mam teraz zrobić? Na aborcję mnie nie stać, a ... W sumie nie wiem nawet czy bym potrafiła zabić to co już we mnie rośnie.

Nawet jeśli by mi się udało to co potem. Jus już o tym wie, nawet kobieta u której wynajmujemy to mieszkanie. Aż sama byłam zdziwiona jak zaproponowała nam, że możemy pomieszkać tu bez jakichkolwiek zobowiązań przez następny miesiąc, a później się pomyśli. Jak na moje to i tak ktoś maczał w tym palce. Kto normalny by się na takie coś godził. Przecież to że jestem na tyle głupia by się przespać bez żadnego zabezpieczenia z facetem, to tylko i wyłącznie już mój problem. Sama powinnam się z nim uporać. Problem w tym, że chyba nie do końca wiem jak.

Za każdym razem potrafiłam znaleźć jakieś odpowiednie wyjście z całej tej sytuacji, a teraz? Teraz mam kompletną pustkę w głowie i sama nie mam pojęcia co mam z nią zrobił. Tli się w niej tylko jedna myśl. Zakończyć to wszystko. Wiem jednak jedno, nie potrafiłabym zapomnieć samego faktu, że takie coś się wydarzyło, a co gorsze... Wciąż widywać Harrego i wiedzieć, że on o niczym nie ma pojęcia. Nigdy by się miał nie dowiedzieć, że zabiłam jego wciąż jeszcze nienarodzone dziecko. Chodzić, śmiać się, rozmawiać z nim. Nawet przebywanie w jego towarzystwie byłoby katuszą.

Moje rozmyślania przerwał jednak nieoczekiwany dzwonek do drzwi. Nikt z chłopaków to raczej nie mógł być, a Jus ma klucze. Sama jeszcze zamykała drzwi jak wychodziła. Nawet nie zapytałam się jej gdzie idzie. Co ze mnie za przyjaciółka... " Pani Clarkson. " Widoku starszej kobiety jednak się nie spodziewałam.

- Tak? - sama nie wiedziałam w gruncie rzeczy jak mam się z nią przywitać. Widziałam się z nią tylko raz w życiu i to przy odbieraniu od niej kluczy. Z czego Jus z nią rozmawiała, a nie ja.

- Witaj dziecko. - uśmiechnęła się do mnie szeroko i serdecznie jak to na miłe staruszki przypadało.

- Oczywiście. - zaraz po tym jak wskazała na drzwi, ja uchyliłam je dla niej szerzej by spokojnie mogła wejść do pokoju. Jak mogłabym postąpić inaczej. W końcu to jej dom, a ona nam go udostępnia bez większego ale. Dziwiła mnie tylko jej wizyta. Nie musiałam jej nawet nigdzie kierować, sama skierowała się prosto do salonu. - Może napije się pani czegoś? - zapytałam z grzeczności stając zaraz obok niej.

- Odrobina wody by nie zaszkodziła. - pogłaskała mnie mile po ramieniu. Jak mocno nie znosiłam dotyku obcej osoby, tak w tym momencie nie mogłam nic jej takiego w tej kwestii powiedzieć. Czym prędzej więc poszłam do kuchni i wyjmując dwie czyste szklanki, nalałam do nich świeżej wody.

- Proszę. - ułożyłam ją tuż przed kobietą, usadowioną już na kanapie.

- O dziękuję, Ci bardzo. - ponownie jej dłoń dotknęła mojego ciała. Tym razem jednak okazała się być to i moja dłoń.

- Mogę wiedzieć co panią do nas sprowadza? - zapytałam z niewielką gulą w gardle. Tematów do rozmowy to my z nią raczej nie miałyśmy. Prócz jednego... Brakowało by tylko, by nas od tak stąd pogoniła po uznaniu, że to nie ma sensu nas tu przetrzymywać.

- Słyszałam co Ci się dziecino przytrafiło. - no świetnie. Przyszła gadać ze mną o tym cholernym dziecku.

- No tak. - odparłam, kompletnie zapominając, że nie rozmawiam z żadną moją rówieśnicą.

- Justine ostrzegała, że niezbyt cieszysz się z takiego obrotu sprawy. - Jus... Mogłam się domyśleć, że ją na mnie nasłała. Skoro ona nie potrafiła mi pomóc to polazła po kogoś innego. A ja jej ufałam.

- Widzę, że często z panią rozmawia. - teraz już chociaż wiem gdzie codziennie znika na trochę.

- Tylko w dniu gdy poleciłam jej lekarza dla pani. - odparła cichym już głosem. - Dlaczego panienka się nie cieszy. Przecież to miła wiadomość. - zaczęła pocierać moje ramię.

- Nie dla mnie. - już sama jej obecność powodowała jeszcze większy smutek u mnie. Kobieta nic jednak nie odpowiedziała, jakby czekając aż dalej będę mówić. Problem w tym, że ja nie chciałam o tym rozmawiać. Ty bardziej nie z obca mi osobą. Nie mogąc jednak znieść jej wzroku, kontynuowałam. - Jestem na to za młoda.

- Dziecko, kiedyś taki wiek był normą.

- Ale nie teraz. - wyrwałam się, podnosząc nieco głos i odsuwając kawałek od niej. Nie chciałam by mnie dłużej dotykała.

- Obawiam się że to chyba jednak nie tyko o wiek chodzi. Mam rację? - na samo to pytanie, pokiwałam twierdząco głową. Miała. Miała ta cholerną rację. - Więc o co takiego? Ten chłopiec, to zły materiał na ojca?

- Idealny. - nie miałam co kłamać. Harry wydawał się być wprost idealny jeśli mowa o dzieciach. Tylko co mi po tym.

- Skoro tak...

- Nie jestem z nim w żadnym związku. - przerwałam jej, czując jak pod moimi powiekami tworzą się pojedyncze łzy. - Nie jestem. - powtórzyłam już ciszej.

- Kochanie... - na nowo chciała mnie dotknąć lecz tym razem odsunęłam się bardziej.

- Proszę, nie... - popatrzyła na mnie smutnym wzrokiem. Prawie jakby się bała, że mnie czymś urazi. - Nie lubię jak mnie ktoś dotyka. - dodałam po chwili, ocierając wszystkie ulane łzy.

- Rozumiem. - cofnęła dłoń, kładąc ją zaraz obok drugiej.

Następne godziny minęły nam na rozmowie o tym jak to dziecko wszystko potrafi zmienić w życiu. Że nie warto się obawiać o przyszłość. Dowiedziałam się że ona tak samo jak ja, kiedyś zaszła w ciążę. Po latach nawet spotkała się z tym partnerem. Żyli później razem przez kolejne czterdzieści lat póki nie zmarł. Zaproponowała mi nawet pomoc w ostateczności, wiedząc jak to ciężko jest wychować dziecko w pojedynkę.

Musiałam przyznać, ta kobieta posiadała ogromne serce. Nie tylko pod względem pomocy lecz... potrafiła sprawić, że na chwilę ucieszyłam się z całej tej sytuacji. Przeszło mi nawet przez myśl by zatrzymać to niewinne stworzenie. Wciąż jednak nie wiedziałam jak mam o tym wszystkim powiedzieć Harremu. Ostatnie co chciałam widzieć to jego minę i myśl, że rujnuje mu rozwijającą się karierę. Wiem ile znaczy dla niego muzyka. Nie wiem jednak ile znaczę ja. 

Faithful II H.SOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz