26. " Wszystko okej? "

412 30 4
                                    

Dzisiejszy dzień zdecydowanie nie należał do moich dobrych. Jak nie natarczywe dudnienie dzwonkiem z samego rana, przez tego bałwana, który teraz ściskał mnie niemiłosiernie mocno do siebie, do drzwi, tak teraz ten jego cholerny dzwonek telefonu i tekst piosenki Don't stop, Fleetwood Mac'a, który w kółko i w kółko grał. Jak już się okazywało, że kolejna natarczywa osoba zrezygnowała z dzwonienia do niego, tak już po krótkich sekundach okazywało się że jednak nie przestała się dobijać, co mnie coraz bardziej irytowało, a on nic sobie z tego nie robił. Już nawet zdążyłam zapamiętać cały tekst, wraz z melodią. Nawet kiedy się kończy. A ten dureń jak śpi tak spał, niewzruszony faktem, że mu coś dzwoni. Ominęłabym to jeszcze gdyby nie fakt, że miał to ustawione na fulla, a do tego ciągle wibrowało w jego kieszeni, przez co i ja to czułam, będąc na tyle blisko, nie z własnego wyboru.

- Harry. - uniosłam głos na tyle by się łaskawie obudził. Lecz on, albo udawał głupiego, że śpi, albo po prostu miał mnie gdzieś. A tym samym i kogoś kto go właśnie nęka ciągłym wydzwanianiem. - Harry! - krzyknęłam, uderzając go przy tym w pierś, jedynie tam mając dostęp.

- Co? - jedyne co udało mi się uzyskać w odpowiedni. Jego mocno zachrypnięty, zaspany głos i go tego jedno, głupie "co". No aż się prosi o kolejne przywalenie. Tylko tym razem w ten jego pusty łeb.

- Telefon Ci dzwoni. - jak najbardziej to możliwe, starałam się zachować spokój. Co było przy nim trudne. Nawet oczu nie otworzył. Za to wiedział jak się wtulić jeszcze bardziej we mnie. I to jego kolejne pomrukiwanie w odpowiedzi. Nie sądziłam, że to tak mocno może wkurzać. No cóż, to się dowiedziałam. - Harry do cholery odbierz go w końcu! - wkurzył mnie.

- To pewnie Horan. - w chwili gdy mnie trafiał szlag, on sobie od tak na spokojnie odpowiadał, nie martwiąc się niczym.

- Skoro wiesz kto to, to może byś tak w końcu to odebrał? - cisza. - Bez powodu raczej nie dzwoni.

- Robi za budzik.

- Co? - tego się nie spodziewałam. Na cholere mu budzik w wersji Horana?

- Za jakąś godzinę zaczyna się nam koncert.

- Więc może byś się tak zaczął zbierać? - nic, kompletnie nic nie działało na tego głąba. Dopiero moje ostatnie słowa spowodowały, że otworzył oczy. Teraz to już chyba nie potrzebnie bo zamiast coś zrobić to się patrzył w moje. Ta zieleń...

- W sumie... trzeba Cię jakoś ogarnąć. - to chyba pierwsze, pełne zdanie jakie udało mu się wypowiedzieć w moją stronę. I to nie udając, że dalej śpi.

- Dopiero co się obudziłam! Sam lepiej nie wyglądasz. - będzie mi tu wytykać moje nieuczesanie. Jeszcze się głupio roześmiał. Przyglądając mu się uważniej to chyba jednak to ja byłam tą która gorzej wyglądała. Jemu chociaż włosy nie sterczały w każdą możliwą stronę jak mi. - I odbierz w końcu ten cholerny telefon!

- Dobra, już. Tylko skończ krzyczeć.

*

- No w końcu! Ile można na was czekać? - ledwo zjawiliśmy się na stadionie, a już na samym starcie usłyszałam zrzędliwy głos Louisa.

- Tyle ile trzeba. - odpowiedział mu Harry, gdy ja tym czasem stałam nieopodal niego, po części zakrywając się jego ciałem przed widokiem innych. Było tu zdecydowanie zbyt dużo ludzi. I na pewno jedna z tych części uwielbiała go, a ja nie chciałam zostać zaraz zwyzywana przez kogoś kogo nawet nie znam. I to tylko dlatego, że go znam. W sumie to raczej mało osób mnie kojarzyło, za co byłam wdzięczna.

- Dłużej się trzeba było zbierać. - odburknął mu szatyn i poszedł gdzieś przed siebie. Jak się okazało, droga ta prowadziła za kulisy gdzie stała już reszta i obserwowała występ jakiegoś zespołu, który był ich supportem.

Faithful II H.SOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz