23. " Przy niej czuje się dobrze. "

419 33 2
                                    

Czas w trasie ciągnął się niemiłosiernie, jak jeszcze nigdy wcześniej. Sądziłem, że jak dziewczyny przyjadą nas odwiedzić to będzie jakoś ciekawiej, szybciej to będzie lecieć i nim się obejrzę, znów wrócę do własnego łóżka. Okazało się być jeszcze gorzej. Niby spędzaliśmy od groma czasu ze sobą ale jednak to nie było to o czym myślałem.

Louise mimo zapewnień, że mi wybaczyła moje ostatnie słowa, mało się do mnie odzywała. Byłem pewien, że nie rzuci się na mnie od razu po tym jak ją przeprosiłem lecz nie sądziłem, że aż tak będzie mnie unikać. Każdego dnia potrafiłem ją już przepraszać za to co jej powiedziałem. Za każdym razem gdy tylko odsuwała się ode mnie czy siedziała smutna w kolejnym z hotelowych pokoi. Wszyscy się świetnie bawili, prócz nas. Potrafiłem się nawet ucieszyć z faktu, że mi przywaliła jak tylko wróciła wtedy do naszego pokoju. Zaraz po tym jak zacząłem za nią chodzić i błagać by mi wybaczyła te okropne słowa. Należało mi się jak nigdy.

Najbardziej chyba jednak zabolał mnie fakt, że nadszedł właśnie dzień w którym one wracają do Londynu, a my zostajemy nadal w trasie bez możliwości dłuższej przerwy. A przecież mogły zostać z nami do samego końca. I tak wydawało mi się że większą rolę odegrała w tym Lou, chcąc jak najszybciej ode mnie uciec. Z każdym dniem odzywała się do mnie pomału trochę więcej lecz to wciąż nie było to samo co wcześniej. Jak mocno nie potrafiłem jej denerwować to i tak z chęcią spędzała ze mną czas, choćby na durnych rozmowach. Mimo, że za każdym razem się zarzekała, że gada ze mną tylko dlatego iż nie ma co robić i jej się zwyczajnie nudzi. Po kolejnym dniu z rzędu wiedziałem, że to zwykła bujda na resorach. Kiedyś była częściej przy mnie uśmiechnięta. A teraz... ? Co ja takiego ominąłem?

- Harry! - usłyszałem głos Liama wołającego mnie gdzieś z drugiego końca pasa. - Pomógłbyś! - dopiero teraz zauważyłem, że jako jedyny stoję jeszcze przy bramie i ani na krok od niej nie odszedłem.

W chwili gdy reszta brała swoje rzeczy do samolotu, ja dopiero zebrałem się do dołączenia do nich. Sam nie wiem czy to był pech czy szczęście ale akurat w tym samym momencie co ja, Louise podeszła do bagażnika auta, którym przyjechaliśmy na lotnisko. Uśmiechając się do niej delikatnie, uchyliłem dźwiczki ukazując przy tym nasze torby. Nie oczekiwałem, że w ogóle na mnie spojrzy, co więcej, jej nieśmiały uśmiech w moją stronę wręcz mnie zaskoczył. Nie powiem, od razu poczułem się odrobinę lepiej. Wiedziałem chociaż, że nie jest już na mnie aż tak zła.

Prócz mojej małej i jej większej torby, nie było tam nic więcej. Resztę naszych gratów pozabierały auta, w których znajdowała się już ekipa zmierzająca do następnego przystanku na liście naszej tegorocznej trasy. Mieliśmy tylko podrzucić dziewczyny do Anglii i lecieć dalej. Dzięki temu, że przelatywaliśmy nad nią to było to możliwe. Całe tysiące kilometrów będę z dala od niej. I to przez kolejne tygodnie. To tylko sześć koncertów, a i tak jakby za dużo. Szczególnie, że nie są dzień po dniu i wychodzi o wiele więcej dni.

Widząc jak Lou męczy się z wyciągnięciem swojej torby, dotarło do mnie, że przydałoby się w końcu zachować jak facet i pomóc jej nim sobie coś zrobi. Dostrzeganie tego co się dzisiaj wokół mnie działo, przychodziło mi z dość sporym trudem. Jakbym co chwile się zawieszał na otaczające mnie środowisko.

- Daj. - wyciągnąłem w jej stronę rękę. - Wezmę ją. - dziewczyna przez chwilę patrzyła na mnie niepewnie lecz w efekcie końcowym, postanowiła dać sobie pomóc odsuwając dłonie z pasków torby.

- Dzięki. - to było może z dziesiąte słowo, które wypowiedziała do mnie dzisiejszego dnia. Brakowało mi jej głosu jak nigdy. I sam nie byłem nawet do końca pewien dlaczego.

Wyciągając jej rzeczy, przestało być dla mnie dziwne dlaczego nie mogła sobie z nią sama poradzić. Była zdecydowanie za ciężka. Nawet ja nie miałem takiej jak ona. Zawsze mnie zastanawiało, po licha one pakują tyle rzeczy w te torby na wyjazdy. Bierzesz co Ci potrzebne i tyle. A nie, dla nich wszystko było potrzebne.

Nie wiedząc nawet kiedy, nagle znalazłem się dosłownie wewnątrz samolotu w poszukiwaniu miejsca siedzącego i dla mnie. Normalnie, pewnie uznałbym to za zrządzenie losu, ale w tym przypadku...? Jedyne jakie było jeszcze wolne to te znajdujące się obok Louise. Moje nogi po części odmawiały posłuszeństwa, lecz co miałem zrobić? Stać jak głupi przecież nie będę. Siadając obok, pierwsze co udało mi się dostrzec to jej złączone ze sobą kolana, a między udami wciśnięte dłonie. Lekko napięte mięśnie i wzrok wbity w okno. Mogłem przysiąc, że oczy ma pełne strachu. Przez ten cały mętlik w mojej głowie, zapomniałem nawet jaki ma lęk wysokości. Tylko dlaczego w takim razie zajęła miejsce przy oknie? Nie bacząc na nic, jedną dłonią sięgnąłem za jej nadgarstek na co się nieco wzdrygła. Mogłem w ten sposób wydostać ją z jej uścisku. Drugą zaś, szybko lecz ostrożnie, wplątałem swoje palce między jej, zaciskając przy tym nasze dłonie obiega swoimi. Na jej twarzy ujrzałem delikatny uśmiech jakby właśnie na to czekała.

Niepewnie ale po chwili ułożyła swoją głowę na moim ramieniu przez co mogłam oprzeć się o nią swoją brodą. Zasnęła szybciej niż bym się mógł spodziewać, a ja miałem ciągle nieodpartą myśl jakbym coś tracił. Ją. Od dłuższego czasu byliśmy prawie nierozłączni. A teraz... Z każdym kolejnym dniem było jej przy mnie coraz mniej. Jest ona jedną z nielicznych osób przy których czuję się dobrze, a co najważniejsze, nie krzyczy na mój widok gdy mnie widzi. Tak jak to robią inny. Traktuje mnie ciągle jak zwykłego chłopaka. Nie jak jakąś wielką gwiazdę z dużego ekranu. Może to to od samego początku mnie do niej ciągnęło.

*

Nim zalecieliśmy do kraju, na dworze panował już niezły mrok. Dość szybko poszło wypakowywanie bagaży dziewczyn. To powodowało, że i znikały z każdą sekundą coraz szybciej. Prawie ominąłem moment gdy mieliśmy się z nimi pożegnać. Znów... Jakoś nie przepadałem ostatnimi czasy za tą kwestią. Fakt, że nikt nie wiedział, że się dzisiaj tu znajdziemy, powodował brak jakichkolwiek fanek w okolicy. Już kilka minut później, my na nowo lądowaliśmy w samolocie, a one znikały przy aucie.

- Wiesz, że nie możesz tego ukrywać przed nim w nieskończoność? - usłyszałem niespodziewanie głos Jus. Mimo jej szeptu, udało mi się usłyszeć każde padające z jej ust słowo.

- Wiem. - zawtórowała jej Louise. "O co im chodzi? I dlaczego mam dziwne wrażenie, że to dotyczy również i mnie?"

Faithful II H.SOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz