Peeta ciągnie mnie w stronę uścielonej żółtymi mniszkami łąki, gdzie na dużym kocu pod wierzbą leżą różnego rodzaju pokarmy. Od świeżego, jeszcze ciepłego chleba, przez koszyk chrupiących bułek, kozi ser, ciasteczka ze zwinnie namalowanymi niebieskimi kwiatkami, po jabłka i inne owoce, których skórka lśni od światła poranka. Uśmiecham się do chłopaka i razem siadamy na kocu w miejscach, gdzie nie nie zostało położone żadne jedzenie.
Jest ładne, ciepłe popołudnie. Słońce już zdążyło wypłynąć na horyzont i cieszy się swoją chwałą, ponieważ nieba nie zaśmiecają żadne nieproszone chmury. Promienie wyłaniają się się zza liści i gładzą nasze twarze niewidzialnymi, gorącymi dłońmi. Peeta ciągnie mnie i w rezultacie siadam między jego nogami, wtulając plecy w jego tors. Oplata mój brzuch rękami, szczelnie i ciasno. Przekrzywiam głowę i chowam policzek w zgięciu jego szyi. Czuję jak jego klatka piersiowa delikatnie unosi się i opada. Oddycha spokojnie. Oboje siedzimy w ciszy, jedząc.
Sięgam po kromkę chleba, której skórka chrupie, ale środek jest rozkosznie miękki. Odrywam kawałek i wrzucam do otwartych ust Peety.
- Role się odwróciły i to teraz ja karmię cię chlebem - mówię, śmiejąc się pod nosem, a on obdarza mnie jednym uśmiechem, pełnym białych zębów i wrodzonego ciepła.
Kiedy wszystko jest zjedzone, wyciągamy się na pustym kocu, gładząc napełnione brzuchy. Kładę głowę na brzuchu chłopaka i rozmawiamy. Przypomina mi się dzień, gdy przed naszymi drugimi Igrzyskami spędziliśmy cały dzień na dachu budynku szkoleniowego. Teraz czuję się podobnie... z tą różnicą, że mam świadomość pełnego bezpieczeństwa. W szczególności w ramionach Peety.
- Zaśpiewaj - nagle słyszę głos chłopaka, który przerywa ciszę. Podnoszę głowę patrzę na niego z podniesionymi brwiami. -Chcę coś sprawdzić- prostuje. W sumie dlaczego nie?
Siadam, opierając się o pień drzewa. Patrzę na chłopaka, który wciąż leży z rękami za głową. Szukam w głowie jakiejś spokojnej, ale wesołej piosenki. Od razu na myśl przychodzi mi jedna z tych, które śpiewałam razem z tatą. Minęło tyle lat, a ja nadal dokładnie pamiętam każde jedno słowo. Wydaję z siebie pierwsze dźwięki. Zamyka oczy, a na jego ustach pojawia się cień uśmiechu.
Kiedy kończę, Peeta uważnie mi się przygląda. Spuszczam wzrok i wbijam go w dłonie.
- Tak, jak myślałem- zaczyna rozmarzony. - Ptaki wciąż to robią.
- Co robią?
- Milczą, gdy śpiewasz. Wiesz, za pierwszym razem kiedy słuchałem jak śpiewasz, ptaki zamilkły. Wtedy się w tobie zakochałem.
Czuję ucisk w brzuchu, jakby wybuchła w nim bomba. To przyjemne uczucie. Czuję falę napływającego szczęścia, chociaż znam tę historię.
- Teraz siedzisz przede mną, śpiewając. Nie widzę w tobie większej różnicy, wciąż jesteś taka sama, urocza, uparta, piękna, z tym samym charakterem. Różnica jest taka, że teraz i ty mnie kochasz.
Moje policzki natychmiast stają się koloru dojrzałego pomidora. Kiwam głową, żeby pokazać mu, że się z nim zgadzam. Chłopak wstaje i podaje mi mocną dłoń, żebym i ja stanęła. Robię to ochoczo. Nasze stopy są ukryte pośród żółtych kwiatków, które przypominają mi o niesłabnącej nadziei. Trzymamy się za ręce, patrząc sobie głęboko w oczy i pięknie milcząc. Czuję, że jego dłonie zaczynają się pocić. Nie zwracam na to uwagi. Oddycha przez rozchylone usta.
Nagle zniża się. Klęczy na jednym kolanie. Puszcza moje dłonie i szuka czegoś w spodniach. Przyglądam mu się uważnie. Ręce zaczynają mi się strząść, a mózg daje sygnał. Serce podpowiada mi co się dzieje, ale wydaje mi się to szalenie nierealne, chociaż nie powinnam mieć takiego wrażenia.
CZYTASZ
After the Hunger Games PL
Fanfictionhttp://afterthehungergames.blogspot.com/ <-- wersja ocenzurowana! Po milionowym przeczytaniu całej trylogii Igrzysk Śmierci, poczułam ogromny niedosyt, związany z tą historią. W mojej głowie narodziły się sceny, które mogłyby się wydarzyć w życiu...