➳Epizod trzeci

1.6K 98 16
                                    

Przebiegam przez zieloną łąkę, którą spowija biała, gęsta mgła. To nie jest przerażający widok, to sielanka, która uspokaja mnie, chociaż nie wiem gdzie jestem.

Skaczę, a liście drzew smagają mnie po twarzy. Nie czuję bólu, to przyjemny dotyk. Patrzę pod nogi i widzę, że nie biegnę po ziemi, tylko po gałęziach drzew - nawet tak cienkich, że już dawno powinny się złamać. Ale się nie łamią.

Dostrzegam drobną sylwetkę, która stoi na witce kilka metrów dalej. Wygląda na tak wolną, swobodną i lekką, że mam wrażenie, jakby miała za chwile odlecieć. Otwiera usta i śpiewa. Najpierw dociera do mnie czyta melodia, a następnie słowa. Rozmawia z ptakami, a one ją rozumieją i odpowiadają ptasimi ćwierkami. Poznaję ten melodyjny głos, więc w moim brzuchu wybucha bomba emocji. Serce obija się o żebra. Biegnę szybciej, chcąc ją dogonić, skaczę pomiędzy koronami i już prawie jestem obok niej, aż nagle dziewczynka skacze, lądując na trawie cała i zdrowa. Chwyta w ramiona podobnej postury blondynkę, przykłada policzek do jej twarzy i śmieje się do rozpuku. Postanawiam pójść w jej ślady i po chwili stoję na ziemi, kilka kroków od dzieci, które śmieją się i dokazują. Wyglądają, jakby były najlepszymi przyjaciółkami, znającymi się od zawsze. Napełnia mnie ogromne szczęście, widząc tę scenkę. Podchodzę do nich i kucam, łapiąc je obydwie za dłonie. Ściskam ich chude dłonie, czując każdą kosteczkę. Do oczu cisną mi się łzy. Czuję na skórze delikatnie piszczące mnie promienie. Gdzieś w tle rozpościera się piękna i majestatyczna tęcza, która ozdabia krajobraz kolorowym ramieniem. Wygląda jakby dotykała czubka góry i ciągnęła się przed siebie bez konkretnego celu. Biegnie daleko i swobodnie. Potężnie ale i delikatnie za razem, co wyklucza się z logicznego punktu widzenia, ale w rzeczywistości ma prawo bytu. Chciałabym dotknąć tego zjawiska, poczuć jego wątpliwą teksturę i przyjrzeć się z bliska jego różnorodnym, nasyconym kolorom.

Oddech uwiązł mi w płucach na widok jej niebieskich oczy, wpatrzonych prosto we mnie. Przyglądam się jej skórze, która wygląda na jedwabiście gładką. Skórze, która nigdy nie miała do czynienia z ogniem. Skórze, która nie przejawia cierpienia palonego mięsa. Siadam i ciągnę je za sobą, więc leżymy na miękkiej ziemi pod wierzbą. Przygarniam je do siebie i rozkoszuję się ich chwilową obecnością.

Są identyczne, ale różne.

- Tu jest bardzo pięknie, Katniss - odzywa się w końcu Rue, jakby czytała mi w myślach.

- Kosogłosy chętnie śpiewają z nami, mamy tyle jedzenia, ile chcemy. Nie ma Igrzysk Głodowych i jesteśmy bezpieczne! - wskazuje ręką na niebo - nieskazitelnie czyste i niebieskie, którego nie niszczy żadna skaza. Patrzę na jej brzuch i nie dostrzegam w nim żadnej rany. Żadnej krwi. Żadnej broni. - Tu jest nam bardzo dobrze - dodaje Prim, kładąc policzek na ręce towarzyszki.

Zastanawiam się czy znajdzie się tu miejsce na mój mały domek z ogródkiem. Mogę przyprowadzić tu męża, żebyśmy mogli żyć w tak sielankowym i pięknym miejscu. Peecie by się tu podobało, myślę. Znalazłby tu wiele natchnienia. Tylko jak ja się tu znalazłam?

Nagle Rue uśmiecha się szyderczo. -Wiedziałam! Wiedziałam, że go kochasz!

Wraca do siadu i wbija oczy we mnie z udawanym wyrzutem. Wytyka język. Śmieję się w głos, wycierając z twarzy potok łez. - Bardzo go kocham.

- Pamiętam, że często ciągnęłam cię do witryny piekarni, żeby pooglądać pięknie ozdobione ciasta, torty i ciasteczka. Tak na prawdę miałam cichy układ z Peetą. Przyprowadzałam cię tam, żeby mógł na ciebie patrzeć. Chociaż przez te kilka sekund - wyznaje, a ja wpatruję się w nią z szeroko otwartymi oczami, ale na moją twarz wkrada się się cień uśmiechu, wspominając tamte lata. Rzeczywiście bywałyśmy częstymi gośćmi pod budynkiem piekarnią w mieście, ale zawsze myślałam, że moja siostra najzwyczajniej w świecie lubiła napawać oczy tym pięknem.

After the Hunger Games PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz