Kiedy wracam do domu, do żony, jest już środek nocy. Księżyc, pulsując, stabilnie wisi na środku nieba - choć prawdopodobnie zrobi jeszcze kilka kroków wzwyż. Na ciemną zasłonę nocy przyszyto mnóstwo świecących gwiazd, które migoczą z gracją, nieco oświetlając drogę, którą idę. Chmury co jakiś czas przepływają obok księżyca, ale nie mają zamiaru zawitać tam na zbyt długo - muskają tylko srebrną tarczę i wyruszają w dalszą drogę. Sierpniowy wiatr wieje delikatnie, niosąc w niewidzialnych rękach zapachy kończącego się lata. Jest piękny wieczór, ale nie potrafię się nim cieszyć, bo krok w krok chodzi za mną ogromny obłok wspomnień z dzisiejszego wieczora.
Zmarł mój synek. Moje dziecko, którego tak bardzo pragnąłem. Prawda czy fałsz? Prawda czy fałsz?
Musiałem iść do zakładu pogrzebowego, chciałem zrobić to jeszcze tego samego dnia, a na szczęście prowadzi go nasz stary znajomy. Nie mogłem znieść myśli, że Katniss będzie w pokoju obok, podczas, gdy nasze dziecko będzie leżało w łóżeczku, przykryte po szyjkę, z czapeczką na główce - jak żywe. Może nawet podkradłaby się do niego w nocy, będąc przekonaną, że powinna je nakarmić, bo tak podpowiada jej matczyny instynkt, choć przecież by nie płakało, wołając o pokarm.
Obawiam się, że jej umysł jest zniszczony, zbyt wiele przeżyła. Myślę, że jest chora i powinna porozmawiać z lekarzem. Obydwoje powinniśmy.
Niosłem w rękach, przez pół miasta, kruche, zimne zawiniątko. Co jakiś czas odkrywałem jego maleńką twarzyczkę. Sam nie wiem po co... Może chciałem jeszcze kilka razy na niego popatrzeć, zanim go oddam, może w ten sposób próbowałem się z nim pożegnać. A może po prostu miałem wątłą nadzieję na to, że jednak się obudzi; że nie jest martwy. Ale jest. I zdałem sobie sprawę z tego dopiero wówczas, gdy mężczyzna zabrał mi je z rąk. Pocałowałem synka w czoło i przez moment wpatrywałem się w niego. On powinien jeszcze być w brzuchu Katniss, rozwijać się, by później urodzić się w bólu, łzach, ale i w szczęściu. Ja stałbym obok żony, trzymając ją za rękę i szepcząc kojące słowa. Każdy jej krzyk wywoływałby na mojej twarzy szeroki uśmiech - każdy krzyk przecież oznaczałby jeden krok bliżej naszego dziecka.
A tymczasem nawet nie było mnie w domu, gdy roniła. Powinienem był być pierwszą osobą, która zobaczy jej łzy. I scałuje jedną po drugiej, ostatecznie znów ją mocząc własnymi.
Nie zostałem u niego długo, nie chciałem, by Katniss była sama w domu. Wobec tego na wpół biegnąc, na wpół idąc, wracałem do domu, płacząc, tłukąc pięściami w mury i kopiąc wszystko, co akurat dostało się pod moje nogi. Ignorowałem te wszystkie dźwięki, które wydostawały się z mojego, zdartego już, gardła i niosły się po Dystrykcie. Niech to piękne, spokojne niebo słyszy, jak jestem przerażony i zrozpaczony... Niech wie, że nie powinno wyglądać na szczęśliwe. Niech w końcu zrozumie, że powinno płakać razem ze mną!
Staję przed drzwiami i wycieram mokrą twarz. Nabieram powietrza w usta i wypuszczam je - powtarzam tę czynność kilkukrotnie - po czym wsuwam klucz do zamka i wchodzę do środka.
Jest cicho, co mnie martwi, bo oczekiwałem donośnego płaczu, roznoszącego się po domu. Rozglądam się po ciemnościach i nadstawiam uszu. Jedyny dźwięk, jaki jestem w stanie odnotować, to szum wody, dochodzący z góry.
Biegnę po schodach, nie widząc czego się spodziewać. W mojej klatce piersiowej zagnieżdża się pewne niepokojące uczucie.
Kiedy wchodzę do sypialni, wszystko wygląda całkowicie dobrze. Moją uwagę przykuwa jedynie woda, sącząca się spod małej szpary pod drzwiami. Automatycznie szarpię za klamkę i w duchu dziękuję, gdy od razu daję radę je otworzyć.
CZYTASZ
After the Hunger Games PL
Fanfictionhttp://afterthehungergames.blogspot.com/ <-- wersja ocenzurowana! Po milionowym przeczytaniu całej trylogii Igrzysk Śmierci, poczułam ogromny niedosyt, związany z tą historią. W mojej głowie narodziły się sceny, które mogłyby się wydarzyć w życiu...