Nie Żyje ×

5.3K 190 8
                                    

Wyszłam z kafejki i ruszyłam w stronę parku, nie czułam się na siłach aby wrócić do domu.
Usiadlam na pobliskiej ławce, bo było mi słabo.
Podziwialam widoki niedaleko mnie. Śpiew ptaków... o tak to lubię.
Jednak po krótkim czasie, byłam znudzona siedzeniem bezczynnie na ławce. Postanowiłam rozprostować kości i przeszłam sie kilka metrów , to po parku, to gdzieś dalej. Jednak taki spacer mnie nieźle zmęczył, ale schudnę parę kilogramów.

- Wróciłam - krzyknęłam i zdjęłam swoje Converse'y.
Zadyszana podreptałam do pokoju.
Rzuciłam torbę na krzesło i klapnęłam całym ciężarem na łóżko. Po chwili wstalam i podeszłam do szafy, aby wyciągnąć z Niej coś do odziania.
Wyjęłam czarne legginsy i kremową koszulkę. Zmieniłam jeszcze skarpetki i psiknęłam parę razy perfumem. Nie mam pojęcia w jakim celu, ale no pewnie dla swojego samopoczucia.
O czym ja gadam?

- May obiad - usłyszałam z dołu.

Od razu zesztywnialam jak tylko uslyszalam słowo "obiad" dopiero co przegladalam sie w lustrze i narzekalam na swój tłuszcz, a ona mi tu o obiedzie pierdzieli.
Ze skwaszona miną schodze do kuchni i siadam na jednym z krzeseł.
Mama przyniosła talerze pełne jedzenia, Dan potarl ręce i zaczął jeść. Spojrzałam na swoj talerz. Na talerzu były dwa ziemniaki, jakieś mięso podejrzewam, że kurczak. I sałata. Przełknelam ślinę i wsunelam widelec do ust. Gdy tylko przełknelam ten maleńki skrawek ziemniaka, poczułam silne mdłości. Szybko odeszłam od stołu.
- May, Dlaczego nic nie zjadlas? - mocno gestykuluje mama.
- Nie jestem głodna - odpowiadam i biegnę na górę, gdzie jest łazienka. W oczach mam łzy. Nie chce tego. Gdy tylko zwymiotowalam, umylam zęby i wybiegłam z płaczem do pokoju.
Położyłam się na łóżko i zakrylam twarz poduszka, głośno lkajac.
"jestem taka beznadziejna, nie chce tego. To mnie dobija. Nie chce wciąż wymiotowac, nienawidzę tego"
Gdy Spojrzałam w okno, coś mnie pokusiło abym podeszła i popatrzyła. Wstalam i usiadłam na parapecie. Moim oczom ukazał się obraz dzieci... Które biegaly, śmiały się i wyglupialy. Na dalszym planie dostrzegłam dwoje zakochanych w sobie ludzi. Tak myślę, że cos ich łączyło, bo czule się obejmowali. "W moim wieku już każdy ma kogoś, ale kto chciałby mnie? Mnie taka gruba?"
Gdy siedziałam i patrzyłam na zakochanych, do pokoju weszła mama ze zmartwiona miną.
- Kochanie, porozmawiajmy - przystawila krzesło obok parapetu i usiadła, biorąc moje dlonie w swoje. Chcąc nie chcąc, wyrwałam je i skrzyżowalam na piersi. Mama westchnęła i zaczęła.
- Przepraszam za to że mnie przy tobie nie było - potarla dłonie, a ja na nią Spojrzałam czując pieczenie w oczach "Nie rozklejaj się May, nie przy Niej" - karce się w myślach.
- Za co ty mnie przepraszasz? - podniosłam głos i zmierzyłam ja wzrokiem.
- Za te lata nie obecności - spuściła głowę.
- Trochę za późno się ocknelas - prycham. "tak naprawdę brakowało mi jej... Nie chce jej ranić, ale nic innego nie zdolam zrobić, nie wybacze tak łatwo tych lat co jej nie było. Nie umiem."
- wiem... Przepraszam - wstala - Zawsze możesz ze mną rozmawiać, kocham Cię i jesteś dla mnie najważniejsza - odeszła i gdy była kolo drzwi odwróciła się - a i jeszcze jedno, Monic pytała czy nie chciałabyś jej pomóc w kawiarni - wyszła.
Boli mnie to wszystko. Naprawdę chce znow miec przy sobie matkę.
Zawsze babcia byla ze mna. Zawsze. Gdy matka i ojciec wyjechali tu, do Londynu ja zostałam z babcia.
Zawsze ona mi pomagała, była ze mną zawsze. Z moich brązowych oczu ulecialy łzy. Nie mogłam ich zatrzymać. Oparłam głowę o okno i płakałam. Tęsknię za babcia. Wzięłam telefon i wybrałam numer babci.
Ktos odebral... Nie wiem kto.
- Halo - głos jakiejś kobiety odbił się echem od telefonu. Byłam zdezorientowana.
- Halo? Mogłabym rozmawiać z babcia? - nieśmiało zapytałam.
- Babcią, a jak ma babcia na imie - to sa chyba jakieś kurwa żarty.
- Anna Berry - powiedziałam
- A ty kim jesteś?
- Nazywam się May Cassey i jestem wnuczka Anny Berry - powiedziałam oburzona.
- To panienka nic nie wie? - odezwała się po krótkim czasie kobieta. Czego nie wiem?!
- czego nie wiem?! - krzyknęłam.
- Panna Berry nie żyje - co?!?!?
Cos tam jeszcze mówiła ale juz nie kontaktowalam. Moja babcia. Najdroższa babcia nie żyje. Nie ma jej. Dlaczego?! Zamknęłam oczy i osunelam sie po scianie na podłogę. Objęłam nogi rekami i znowu zaczęłam płakać.

Hejka x

Co tam? Ja umieram. Cały czas spędzam przed książkami. Help. Gimnazjum to najgorsze co może być. Nieeee :( wgl na nic nie mam czasu przez co nie mam ja pisać. Przepraszam. Teraz bd pisac w weekendy. Postaram sje dla was <333
Co do rozdziału... Podoba sie?
Ktos da gwiazdke? Ktos skomentuje? Może chcecie jeszcze jeden dziś? C;

I Have Anorexia Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz