Tatuś wciąga spodnie i otwiera drzwi. Do mieszkania wchodzi nieznajomy. Jest ubrany elegancko - ma na sobie garnitur, a w ręce trzyma skórzaną teczkę. Wyciąga dłoń do taty i mówi:
- Dzień dobry. Nazywam się James Rinehold. - przydstawia się. - Czy to pan Val Fiber?
- Tak to ja. O co chodzi? - tatuś pyta. Ja tymczasem stoję za nim i trzymam dłoń na jego plecach.
- Jestem prawnikiem i muszę z panem porozmawiać. - mecenas patrzy się na mnie. Tata się odwraca i daje mi znak żebym poszła so swojego pokoju.
***
Rozmawiają długo. Z niecierpliwienia chodzę po pokoju. Żeby zająć sobie czymś czas odrabiam lekcje. Właśnie kończę matmę, kiedy słyszę jak drzwi się zamykają. Natychmiast wybiegam z pokoju i zastaję tatę ocierającego twarz.
- Co się stało? - pytam.
- Nic, skarbie. Mam tylko małe problemy z jakimiś papierami. To nic wielkiego. - wstaje i podchodzi do mnie. Łapie mnie za ręce. Uśmiecham się do niego, ale nie jestem pewna czy mówi prawdę...
Tatuś pov:
Moja księżniczka zasnęła. Teraz mogę wyjść. Jestem, tak wkurzony, że mam ochotę coś rozbalić. Najlepiej twarz tego skurwiela.
Wychodzę z bloku i kieruję się do samochodu. Jest 23:30. Nie powinienem zostawiać Vicki teraz samej, ale nie mam wyboru. Muszę sobie z kimś poważnie porozmawiać.
Jadę 30 km za miasto. Mam nadzieję, że w dalszym ciągu mieszka w tym burdelu co 16 lat temu. Powinienem już go dawno zabić. Ale ciągle to odkładałem, aż się to na mnie zemściło. Teraz naprawię swój błąd.
Wjeżdżam na mały parking przed posesją, wysiadam. Otwieram, jak zwykle, otwartą furtkę i wchodzę do ogrodu. Na trawie walają się stare puszki po piwie. Koło drzewa leżą rzygi. Chyba nikt tu nie sprzątał od 20 lat. W sumie to mnie nie dziwi, zawsze tu tak było. Nie mogę uwierzyć, że tu mieszka osoba, która kiedyś była dla mnie wszystkim.
Otwieram drzwi. Nie oczekiwałem, że będą zamknięte. Z resztą chyba nawet najbardziej zdesperowany złodziej by tu nie wszedł. Wchodzę do zadymionego salonu. Przy stole siedzi dwóch pijaków. Jeden już zaliczył zgon, drugi jeszcze się trzyma. Jednak nie ma tu osoby której szukam. Idę do kuchni. I tu znajduje się moja ofiara. Dobiegam do niego i łapię za koszulę. Facet nie spodziewał się mnie. I bardzo dobrze, lepiej dla niego.
- Ty skurwielu!!! - krzyczę na niego, i powalam go prawym sierpowym. Facet osuwa się na ziemię. Nawet nie próbuje walczyć. Tylko na mnie patrzy. - Nie odbierzesz mi córki! - syczę. Biorę do ręki nóż. Patrzę tak chwilę na niego i spowrotem na leżącego mężczyznę.
- To moja córka. - odzywa się po chwili facet - I owszem odbiorę ci ją! - w tym momencie mężczyzna podnosi się i wyciąga broń...
********
Hejka. Mamy następny rozdział. Pozdrawiam Perzowicza, który natchnął mnie i z tego powstał ten oto rozdział.
Komentujcie!