FRESH START

177 22 2
                                    

"Turn a page, I'm a book half unread"

Całą noc nie mogłam spać. Spojrzałam na budzik: 6.25. Zrezygnowana wstałam, ubrałam wytarte jeansy, dużą szarą bluzę i czerwone conversy. Włosy spięłam w luźny kok i wyślizgnęłam się z pałacu. Owiało mnie rześkie powietrze. Przede mną rozciągały się długie aleje obsadzone różnokolorowymi kwiatami, spotykającymi się wokół fontanny. Poczułam przyciąganie z jej strony, więc szybko przebiegłam alejkę, ściągnęłam buty i weszłam do wody. Och, jaka zimna... Zrobiłam dwa piruety zanim podniosłam głowę. Nade mną znajdował się pulchny amorek, który sikał prawie na mnie. Belcia chce mnie pogrążyć, główny juror mnie nie lubi, inny mi grozi, a teraz to! Zrobiłam jedyną rzecz, która w tej sytuacji przyszła mi do głowy. Roześmiałam się.

-Jak zawsze w nieodpowiednim miejscu.

Odwróciłam się. O drzewo opierał się nie kto inny jak... SEAN WILDER! Cała krew odpłynęła mi z twarzy. Czyżby przyszedł spełnić swoją groźbę?

-Czemu tak pan uważa? – starałam się, żeby zabrzmiało to spokojnie. Niestety nie wyszło.

-Nie przypomina sobie pani?

-A powinnam? – trochę zbiłam go z tropu, jednak moje zadowolenie nie trwało długo...

Podszedł do mnie, wyciągnął z fontanny i posadził na murku. Co on do cholery robi?! Zanim się zorientowałam ściągnął z siebie sweter, a następnie wytarł mi nim nogi oraz włożył trampki. Byłam tak zaskoczona, że mu na to pozwoliłam. Gdy skończył wstał i pociągnął mnie za sobą.

-Nie powinno cię tu być. – idąc w stronę pałacu dostrzegłam Setha. No tak! Przecież się z nim umówiłam na spacer... Odwróciłam głowę do mojego towarzysza, kiedy dodał: - Samej. Gdzie twój Strażnik?

-To nie pański problem. – uśmiechnął się.

-Jeśli ktokolwiek się o tym dowie, to ty będziesz mieć problem. – zamienił groźny ton na obojętny. Niechętnie przyznałam mu rację. Powinnam wziąć ze sobą Zeusa... – A jak do tego dodam niszczenie mienia...

-Niczego nie zniszczyłam!

-Wybrudziłaś wodę w fontannie. – zakryłam twarz dłońmi. – Zdecydowanie źle zaczęliśmy naszą znajomość... - dostałam olśnienia.

-Ja zapominam o naszym pierwszym spotkaniu, a ty o.. – popatrzyłam w stronę fontanny.

-Wolałbym, żebyś zapomniała o drugim...

-Co proszę? – zamrugałam skołowana.

-No na pierwszym groziłaś, że mnie zwolnisz jak zostaniesz królową, a na drugim widziałaś mnie bez spodni... - teatralnie potarł brodę w zamyśleniu. – Wolałbym więc, abyś zapomniała o tym drugim. – puścił do mnie oczko.

Całkowicie zapomniałam, że pierwszy raz go widziałam zaraz po przyjeździe, gdy byłam ignorowana.

-Doba zapominamy o wszystkim. Ok? – spytałam z nadzieją.

-Zgoda.

-W takim razie miło mi pana poznać.

-Już mówiłaś mi na ty. – uśmiechnął się.

-Ale o tamtym zapomnieliśmy! – walczył, żeby się nie roześmiać. – Kira Black.

Wyciągnęłam rękę do niego. Ku mojemu zaskoczeniu zamiast nią potrząsnąć, schylił się i pocałował, co wysłało dreszcze wzdłuż mojego kręgosłupa. Szybko wyrwałam rękę.

-Sean Wilder. – do Setha została ostatnia prosta, myślałam więc, że pokonamy ją w ciszy. Pomyliłam się... - Myślisz, że czeka na Ashlyn?

-Seth? – przytaknął. – Nie. Umówiłam się z nim wczoraj na spacer.

-Naprawdę bardzo lubisz spacerować? –bardziej zabrzmiało to jak stwierdzenia, ale i tak na nie odpowiedziałam:

-Tak. Można wtedy tyle zobaczyć... - uśmiechnął się, jednak nic więcej nie powiedział.

Po pożegnaniu z Seanem (i kolejnym pocałunkiem w dłoń), Seth poprowadził mnie w kierunku stawu. Odezwał się dopiero, gdy już tam dotarliśmy.

-Spełnił swoje groźby? – miał minę rozradowanego dziecka.

-Nie. – zmienił minę na nadąsaną.

-Podoba cię się?

-Hahaha.... Nie! – on też się roześmiał. – Ale myślę, że da się go lubić. – mrugnęłam do Setha.

-A NIE MÓWIŁEM! – odetchnęłam świeżym powietrzem.

-Pięknie tu macie.

-Nie widziałaś najlepszego. – wziął mnie za rękę i pobiegliśmy daleko. Prawie pod samo ogrodzenie. Przede mną znajdowały się trzy boiska, każde przygotowane do czego innego. Seth zabrał piłkę do kosza ze stojaka i zaczął kozłować między nogami. Normalnie jak pięciolatek!

-Lubisz grać w kosza? – spytałam, gdy on się popisywał.

-Tak. Seb też. – ostatnie zdanie wypowiedział konspiracyjnym szeptem.

Porzucaliśmy trochę. Na początku nie trafiałam, ale później prawie każdy rzut kończył się celnym trafieniem. W momencie, gdy piłka wpadła do kosza, usłyszałam za sobą brawa. Oczywiście był to Sean...

-Mamy cztery minuty, żeby pojawić się na śniadaniu.

Super! Black jak zwykle spóźniona!

-Kto ostatni ten idzie z Leą na zakupy! – i tyle widziałam Setha.

Sean patrzył zaskoczony, więc wykorzystałam sytuację i puściłam się biegiem do pałacu. Niestety milioner wyprzedził mnie przed samymi drzwiami do jadalni, gdzie czekał oparty Seth z wielkim uśmiechem i oznajmił mi:

-Popołudniu Lea po ciebie przyjdzie.

-Nieładnie tak pozbywać się kuzynki.

-To jest obrona konieczna. – roześmialiśmy się i weszliśmy na salę.

Wszyscy patrzyli w naszym kierunku. Sean usiadł koło księcia. Widziałam dezaprobatę w oczach króla i jego syna. Czyżby chodziło im o mój strój? Seth odprowadził mnie na miejsce i odsunął moje krzesło. Kiedy usiadłam i podziękowałam, odwrócił się w prawo do Ash. Wziął jej rękę, złożył na niej delikatny pocałunek i szepnął: „Do zobaczenia". Ruda się zarumieniła. Śniadanie dokończyliśmy w ciszy. Jednak zaraz po odłożeniu sztućców podeszła do mnie Margo z informacją, że Sebastos chce mnie widzieć. Idąc za nią do gabinetu prawie wyskoczyło mi serce. Ale mi się za to dostanie... A potem jeszcze czeka mnie kazanie od Zeusa. Ugh! W co ja się wpakowałam.


Kryształowa królowaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz