REPRYMENDA

167 24 3
                                    

Z galopującym sercem weszłam do gabinetu. Na wprost mnie za ogromnym mahoniowym biurkiem siedział Sebastos pochylony nad jakimiś papierami. Gdy Margo oznajmiła moje przybycie, wskazał na prawo gdzie znajdowały się dwie kanapy i ława. Dopiero kiedy usiadłam zorientowałam się, że zostaliśmy sami. Przełknęłam gulę rosnącą w moim gardle. Książę usiadł naprzeciwko mnie z obojętną miną. Przez chwilę słychać było tylko mój przyspieszony oddech.

-Zgaduję, że spacer się udał. – na dźwięk jego głosu poczułam ciarki wzdłuż kręgosłupa.

-To zdecydowanie nie było pytanie, ale i tak odpowiem. Miałam bardzo udany poranek. – pomijając kolejne groźby... Uśmiechnęłam się, ale książę pozostał niewzruszony.

-Cieszę się. – ton jego głosu, jednak mówił co innego. – Jednakże to nie jest powód, żeby się spóźniać.

-Wiem. Przepraszam, to się już więcej nie powtórzy. Czy to już wszystko? – przez chwilę wydawało mnie się, że się lekko uśmiechnął, ale może miałam zwidy.

-Nie. – uniosłam zaskoczona brwi. – Wolałbym, żebyś nie zajmowała cennego czasu moim współpracownikom.

-Komu?

-Księciu Sethowi i Seanowi.

-Myślałam, że to twoi przyjaciele. – słowa same wyszły z moich ust. Sebastos chciał już mnie poprawić, ale zrobiłam to pierwsza: - Pańscy przyjaciele.

-Tak. – wciąż patrzył wprost na mnie, a ja uciekałam wzrokiem na ławę.

-Więc czemu ich pan tak nie nazywa? – odważyłam się spojrzeć mu w oczy. To był duży błąd, gdyż straciłam wątek. O czym tak właściwie rozmawialiśmy?

-Nie rozmawiam o swoich więziach emocjonalnych.

-Nawet z tymi, których te więzi dotyczą? – najwyraźniej mój mózg wiedział jak zareagować, bo ja wciąż skupiałam się na tych nieziemskich oczach. Dostrzegłam w nich srebrne nitki przy samych źrenicach.

-Nawet. –w pierwszej chwili myślałam, że się przesłyszałam, bo powiedział to strasznie cicho. Sprawiał jednak wrażenie, jakby czekał na moją odpowiedź.

-Skąd więc mają wiedzieć, że są dla pana ważni? – żołądek mi się skurczył w oczekiwaniu na to co powie.

-Czują to.

-A jeśli nie są tego pewni? – już zamierzał coś powiedzieć, gdy wszedł jakiś strażnik anonsujący króla.

Oboje wstaliśmy i ukłoniliśmy się przed królewską mością. Ledwo na mnie spojrzał po czym oznajmił synowi, że mają jaką ważną sprawę do omówienia. Pośpiesznie więc wyszłam. Nie pamiętałam czy powiedziałam „Do widzenia". Byłam już na korytarzu, gdy Sebastos złapał mnie za łokieć i odwrócił twarzą do niego.

-Złam jeszcze jedną zasadę, a ukażę cię osobiście. – przybliżył się, tak, że czułam jego oddech na policzku. – Zrozumiano?

Nie byłam w stanie nic odpowiedzieć. Może chciałam być ukarana OSOBIŚCIE przez Sebastosa... Nie mogłam ufać mojemu głosowi, więc tylko skinęłam lekko głową. Wtedy zrobił coś, co zaparło mi dech w piersi. Założył mi kosmyk włosów za ucho, delikatnie muskając policzek. Skóra zaczęła mnie parzyć w miejscach, które dotknął. Niestety niedane mi było długo się tym delektować, gdyż ojciec wezwał go do siebie. Sebastos niechętnie mnie puścił i poszedł w kierunku drzwi cały czas patrząc na mnie. Przerwał nasz kontakt wzrokowy, dopiero gdy wpadł na drzwi. Zrobił się cały czerwony i zniknął w pokoju, a ja stałam tam uśmiechnięta jak głupia. Jak we śnie dotarłam do pokoju moich przyjaciółek, które oczywiście, chciały wszystko wiedzieć. Opowiedziałam im o spotkaniu z Sethem i że dostałam burę od księcia, ale nie wdawałam się w szczegóły. Nagle Ash się zerwała. Zaczęła biegać po pokoju, jakby czegoś szukała. Popatrzyłyśmy na nią ze zdziwieniem, więc wyjaśniła, że umówiła się z Sethem. Jednak gdy spytałyśmy jak się im układa to odpowiedziała tylko:

-Nie chcę rozmawiać o Sethcie. – ja to całkowicie rozumiałam, jednak Ria była innego zdania:

-Żartujesz?! Ja tu nikogo nie spotkałam! Na razie żyję waszymi opowiadaniami więc chcę wiedzieć co, jak, gdzie i dlaczego! –obie w szoku nie wiedziałyśmy co powiedzieć...

-Wszystko w porządku? – coś zdecydowanie było nie tak...

-Nie! Ja też chcę zagrać z kimś w piłkę albo się pokłócić! – zrobiła minę małego dziecka, któremu zabrano zabawkę. Chciałyśmy coś powiedzieć, ale ona jeszcze nie skończyła: - Nie chcę waszej litości, ja po prostu...

Wzięła długi oddech i wybiegła z pokoju. Chciałam za nią pobiec, ale Ash mnie powstrzymała.

-Zostaw. Daj jej trochę czasu.

Niechętnie się zgodziłam. Ash poszła na randkę, a ja do swojego pokoju. Zeus leżał na moim łóżku i oglądał telewizję. Totalnie mnie ignorował. Kiedy zaczęłam przepraszać, pogłośnił serial. Zdecydowanie wolałam jak na mnie krzyczał, niż jak mieliśmy „ciche dni". Podeszłam do niego, ale on wstał zmienił się w owczarka i wyszedł. Poczułam się opuszczona. Wcale mu się nie dziwię. Pewnie dostał już naganę od swojego „szefa". Arel zawsze wiedział kiedy Strażnik nie był przy swojej podopiecznej.

Wyszłam na balkon. Promienie słońca oświetliły mi twarz. To było takie przyjemne. Spokój i ciszę przerwał śmiech Belci. Otworzyłam oczy. Gdy wzrok przyzwyczaił się do jasności, dostrzegłam ją siedzącą tyłem do mnie na kocu obok kosza piknikowego. Mężczyznę siedzącego naprzeciw niej zasłaniały mi gałęzie. Dopóki nie wstał. Poczułam jakby ktoś coś ciężkiego położył na mojej klatce piersiowej. Co tam robił Sebastos? Z Belcią? Patrzyłam z niedowierzaniem, aż nasze spojrzenia się skrzyżowały. Zrobiłam zniesmaczoną minę i wróciłam do pokoju. Położyłam się zmęczona na łóżku, starając się nie myśleć o konsultacjach z krawcową ani o lekcji tańca. Ygh! Czy każdy poranek tutaj będzie taki męczący?


Kryształowa królowaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz