Rozdział 23

170 26 0
                                    


Debata trwała długo. Ustaliliśmy wszystko. Co się okazało? Canteci posuwają się coraz dalej. W przyszłości nadal próbują wynaleźć coś by stworzyć istotę ze zdolnościami przemieszczania się w czasie. Na marne. Są jednak niezłomni i istnieje ryzyko, że kiedyś im się w końcu uda. Z zabiciem Corvusa też posuwają się cały czas do przodu. Mają agentów którzy wchodzą w naszych i zbierają informacje. Sami też mamy szpiegów, stąd też wiemy gdzie mniej więcej są Canteci. Walka się zaostrza z każdym stuleciem. Nie ma chwili oddechu.

- Więc? - zapytał pośrednik rasy fauna.
Merlin chwilę myślał nad odpowiedzią.
- Być może niedługo zaatakują - podrapał się po twarzy skupiony na jednym punkcie stołu, zmarszczył brwi. - Eh... raczej nie daliby nam rady. Mamy sporo sprzymierzeńców, czyli inne rasy – starał się mówić o pozytywach. - Ale Canteci mają ludzi... tysiące... miliony ludzi... jeżeli nie miliardy... - sapnął ciężko.
- Ta wojna nie będzie szeroko rozprzestrzeniona - przerwał pewnie Nabilis (wampir). - Wątpię by chcieli wszystkim rozpowiadać, co robią. Wywołało by to kontrowersje które mogłyby ich zniszczyć.
- Czyli po prostu wkroczą po cichu - wywnioskowałam z zamyśleniem, patrząc w jakąś nieokreśloną pustkę przed sobą.
- Zapewne - mruknął pośrednik elf. - Trzeba zwiększyć gotowość naszych i zacząć rekrutować straże.
- Nie wiemy niestety kiedy chcą zacząć. - westchnął ciężko Ravun.
- A nasi szpiedzy? - zapytał z nadzieją inny pośrednik pół jaszczur.
Naviti (driada) pokręciła głową, krzywiąc się z niesmakiem.
- Na wiele się tu nie zdadzą. Canteci nie dopuszczają do swoich planów absolutnie nikogo. Stawiają mnóstwo straży.
Zapadło pełne napięcia milczenie. Po jakimś czasie przerwał je nieco przygnębiony Silver.
- A więc możemy tylko siedzieć i czekać - sapnął ciężko.
- Niestety tak - mruknął Merlin odchylając się na krześle.
Znów zapadła ciężka cisza. Wszyscy błądzili w myślach. Nikt nie czuł się bezpieczny.

Wstałam pierwsza, przyciągając spojrzenia i poszłam w stronę wyjścia. Za mną po chwili poczłapała Demi a potem Silver, następnie reszta. Przerwa w debacie. W debacie o życie.

Weszłam między zakurzone regały i usiadłam na samotnym krześle. Oparłam łokcie o kolana, a brodę na dłoniach złożonych w pięść. Patrzałam w dal bez uczuciowo, kryjąc niepokój. Niedługo zaczną się zamieszki. Wojny. Być może zginę. Nie wiem czy w ogóle będzie miał kto za mną tęsknić. Pewnie, jeszcze nie raz zobaczę znak Canteta. Nie wiem dlaczego, ale chciałabym jeszcze, chociaż po raz ostatni zobaczyć Karona i stworzyciela. Najlepiej gdyby to wszystko było już za nami.

Zamieszki, wojny, śmierć. 


CorvusOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz