Rozdział 5.

87 5 2
                                    

Podał mi różę bacznie mnie obserwując. Nadał byłam w szoku. Gdy sięgałam po nią drżącą ręką wpatrywałam się w jego piękne ciemne oczy okolone równie ciemnymi rzęsami. Chyba bawiła go moja reakcja.

Ale jak miałam inaczej zareagować? Byłam pewna, że spotkam się ze zwykłym chłopakiem z Nowego Jorku, który do szczególnych osiągnięć mógłby zaliczyć wygraną w turnieju koszykówki. Nie miliony fanów, światowe trasy koncertowe i ten piękny głos który potrafił oczarować już po chwili słuchania.

Był do tego obrzydliwie bogaty. W miesiąc zarabiał pewnie więcej niż moi rodzice przez całe życie.

Tylko spokojnie Tessa – powiedziałam do siebie. - Traktuj go normalnie.

Wzięłam głęboki oddech, ułożyłam usta w delikatny uśmiech i odezwałam się spokojnie.

- Wiem jak masz na imię. – odpowiedziałam obejmując palcami kwiat po czym włożyłam go do kieszonki na piersi. – Ale nadal nie rozumiem kilku rzeczy.

- Czego nie rozumiesz Hope? – zapytał łagodnie wpatrując mi się w oczy.

W takich oczach można się było utopić i zapomnieć o świecie. Staliśmy bardzo blisko siebie. Czekał na moja odpowiedź, ale nie popędzał mnie. Doskonale zdawał sobie sprawę, że mnie zaszokował.

Nie zamierzałam uciekać tak jak zapowiadał. Na pewno nie.

- Czyli to jednak ty... - Tylko Drew nazywał mnie Hope. Nie było mowy o pomyłce. - Ale jak? Dlaczego Drew? Dlaczego nie po prostu Justin? – pytałam zupełnie skołowana. Musiałam ułożyć sobie wszystko w głowie żeby wszystko zrozumieć.

Jakim cudem pisałam przez tyle czasu z nim, z Justinem, i nie zorientowałam się?

Starałam się przypomnieć sobie jakieś szczegóły, które mogły już wcześniej naprowadzić mnie na to kim jest.

- Już wyjaśniam... Przejdziemy się? – zapytał i wskazał dłonią ścieżkę za sobą. – Wszystko ci powiem. – dodał. – Tam jest fajna górka z której sporo widać. Możemy iść i usiąść.

- Dobrze. – przytaknęłam i zrobiłam krok w prawo żeby nie wpaść na niego.

Byliśmy tak blisko siebie. Dzieliło nas kilkanaście centymetrów. Tylko krok i byłabym w jego ramionach.

Szliśmy powoli ocierając się o siebie ramionami. Sięgałam mu głową do szyi. Po chwili przerwał ciszę i odezwał się pewnie.

- Prawda jest taka... - zaczął. – Że i tak nikt by mi nie uwierzył gdybym powiedział jak naprawdę mam na imię, dlatego postanowiłem, że przedstawię się jako Drew. – wyjaśnił. – Nie sądziłem też, że trafię tam na kogokolwiek, z kim będę chciał rozmawiać dłużej niż dziesięć minut. – odwrócił się do mnie idąc i badał wzrokiem moją twarz. Był bardzo przystojny. Rzęsy okalały jego piękne brązowe oczy które teraz spoglądały w moje. Przygryzł wargę i znów spojrzał przed siebie. – To miała być tylko zabawa. Nudziłem się. – dodał. – Ale trafiłem na pewną Tesse z którą po prostu nie da się przestać rozmawiać i oto tu jesteśmy. – uśmiechnął się podnosząc jeden kącik ust i czekał na to co powiem.

- Nadal nie rozumiem dlaczego. Dlaczego nie powiedziałeś mi wcześniej? Przecież rozmawiamy już tak długo. Mówiłeś mi tak wiele... – powiedziałam niepewnie. Zwróciłam twarz w jego stronę, gdy zaczęliśmy wchodzić na niewielką górkę gdzie usiedliśmy na samym szczycie.

Świetny widok na tak piękny zachód słońca.

- Gdy już wiedziałem, że nasza znajomość nie skończy się tamtego wieczoru chciałem żebyś mnie poznała takim jakim jestem. Nie kłamałem ci w żadnej kwestii gdy mnie pytałaś. Chciałem po prostu żebyś poznała prawdziwego Justina. Nie tego Justina o którym piszą w gazetach. – powiedział spokojnie, może nawet lekko smutno i znów na mnie spojrzał. – Przepraszam, że od razu nie powiedziałem ci jak mam na imię. Właśnie dlatego też nazywałem cię Hope. Bo to twoje drugie imię. Tak jak w moim przypadku Drew.

The Only HopeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz