Rozdział 14.

49 3 2
                                    

Jestem w tak głębokim szoku, że przez chwilę tylko wpatruję się w niego, czekając na odpowiedź z jego strony, wskazującą na to, że to wszystko to tylko jeden wielki żart i że próbował mnie tylko rozbawić. Czekam, czekam, ale ten moment nie następuje. Justin siedzi naprzeciwko, jego mina nie wyraża żadnych konkretnych emocji. Widzę jedynie, że jest ostrożny, jakby nie wiedział co może powiedzieć, a czego nie. Widzę nagły ruch, jego chęć złapania mojej ręki którą jednak cofa i kładzie na swoim udzie.

- No powiedz coś. – prosi. – Bo oszaleje jeśli choć przez minutę dłużej będziesz nadal na mnie patrzeć jakbym właśnie powiedział, że chce cię zabić.

- Ja po prostu. – jąkam. – Jestem w lekkim szoku. – tylko tyle jestem w stanie wydusić.

- Co ty nie powiesz Sherlocku. Wyglądasz jakbyś zobaczyła ducha. Jeśli nie chcesz to po prostu mi powiedz. Wiesz, że się nie zezłoszczę.

- Tu nie chodzi o to, że nie chce. Po prostu zupełnie się tego nie spodziewałam. Ja...

- Nigdzie się nie spieszę. – tym razem nie hamuje ruchu i po prostu łapie mnie za rękę. Cieszy mnie to. Wypuszczam powietrze, które trzymałam w płucach nie mogąc dokończyć zdania. – Poczekam jeśli trzeba. Odpowiedz mi kiedy będziesz pewna na sto procent, dobrze?

- Po prostu... - mówię ciszej. – Chcę to wszystko przemyśleć. Dobrze przemyśleć. Co nie znaczy, że tego nie chce.

- Taką mam nadzieje, skarbie. – uśmiecha się lekko. – Może zabiorę cię do domu. Chyba masz dość wrażeń jak na jeden dzień.

- Tak. – znów jąkam. – To będzie najlepszy pomysł.

                                                                                                      ***

Leżymy w moim łóżku. Przebrałam tylko jeansy na dresy, nie mając ochoty na prysznic, czy ubieranie piżamy, ogarnę się rano.

Justin przytula się do moich pleców. Jest mi tak dobrze w jego ramionach, gdy czuje jego silne ręce, jego ciepło, cichy oddech łaskoczący mój kark, czy lekko wyczuwalne bicie serca, gdy dzieli nas tylko materiał jego koszulki i mojego t-shirtu. Bawię się jego lewą dłonią. Głaszczę tatuaże zaczynające się na nadgarstku. Nie widzę ich dokładnie w ciemności, ale to nie ma znaczenia. Jego tatuaże, jak sam wspomniał to jego historia. Historia dzieciaka, którego pochłonął show-biznes robiąc z niego najbardziej rozpoznawalną osobę na świecie. Historia osoby potępianej za każde potknięcie w życiu, która nie daje się złamać i nadal robi swoje. Wiem, że chce poznać całą historie tego dzieciaka zamkniętego w ciele wytatuowanego, uroczego chłopaka, którego media próbują wykreować na białego gangstera. Chcę poznać tę prawdziwą, opowiedzianą przez niego.

Nikt z nas ani razu nie wspomniał o wydarzeniach z dachu. Coraz bardziej chce po prostu mu powiedzieć, że się zgadzam, tak po prostu. Ale nie zrobię tego, muszę to wszystko przemyśleć.

Bo nie wiem czy to wszystko udźwignę.

- Może kiedyś pójdę na twój koncert. Jestem ciekawa jak wypadasz na scenie. – przycisnęłam jego dłoń do swojego brzucha splatając nasze palce.

- Kiedy tylko chcesz. – całuje mnie w ramię. – Mogę cię ściągnąć do Miami na pierwszy koncert kontynuujący trasę. Dostaniesz miejsce w pierwszym rzędzie, albo za kulisami. Jakie tylko będziesz chciała.

- Moi rodzice się nie zgodzą. – przewracam oczami choć wiem, że tego nie widzi.

- To ściągnę ich z tobą. Mogę nawet załatwić, że to będzie wygrana w konkursie, tak, żeby nie mieli żadnych podejrzeń.

The Only HopeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz