- Byłaś już kiedyś w prawdziwym studio nagraniowym? - pyta nie spuszczając wzroku z drogi gdy wyjeżdża na główną ulice. Jego usta nadal wygięte są w delikatny uśmiech. Widać że jest skupiony. Całkiem niezły z niego kierowca.
- Nie. Nigdy. - mówię szczerze. - Pewnie nie jedna twoja fanka chciałaby być teraz na moim miejscu. - dodaje żartobliwie i wyglądam przez okno patrząc na przechadzających się chodnikiem ludzi. Tłok był tam nie mniejszy niż na jezdni. Oglądałam ich jak również drapacze chmur obok których przechodzili. Potężne budynki ze szkła i stali. Taki już urok tego miasta.
- Pewnie tak... Ale to ciebie dziś tam chce. - odpowiada wpatrzony w taksówkę przed nami. Kolejny charakterystyczny dla Nowego Jorku znak. - Z reguły nie zapraszam fanek do studia. - puszcza mi oko i odwraca się znów w stronę żółtego samochodu. - Ty nie jesteś moją fanką, w każdym razie jeszcze nie. - dopowiada pewny siebie.
- Skąd wiesz że nie? - droczę się i wreszcie zapinam pas. Wyciągam nogi do przodu i patrzę na niego z boku. Odwraca czapkę daszkiem do tyłu i mówi.
- Gdyby tak było to rzuciłabyś się na mnie już w parku. Nie zrobiłaś tego. - odwraca się do mnie i szczerzy zadowolony. Sięga przez siedzenie i łapie moją dłoń leżącą na kolanie i ściska ją lekko.
A moje serce znowu przyspiesza. Jak tak dalej pójdzie to umrę na zawał przed trzydziestką.
Nie puszczaj mnie. - mówię w myślach ale on mnie nie słyszy i zabiera rękę gdy ruszamy na światłach.
- To nie daleko. - mówi po chwili. - Zaledwie dwie przecznice stąd. - przeciera oczy palcami i znów się odzywa. Widać że jest przemęczony. - Zajedziemy od tyłu. Tam już czeka Kenny, mój ochroniarz. - wyjaśnia, a ja słucham żeby nie pominąć ani słowa. - Zaparkuje tak że otworzysz drzwi i w razie jakichkolwiek problemów, a dokładniej paparazzi Kenny cię zasłoni i wejdziesz niepostrzeżenie do budynku. Mnie mogą zobaczyć. - śmieje się cicho ale mówi dalej. - Ważne że nie rozpoznają ciebie.
- Dobrze. - potakuje i przełykam ślinę lekko zestresowana. Paparazzi? Zupełnie wylecieli mi z głowy.
- Hej, spokojnie. - znów sięga po moją dłoń i splata nasze palce. - Nic ci się nie stanie, to nie terroryści. - ściska moją rękę. - Po prostu są trochę irytujący... I nie chce żeby widziano nas razem dopóki nie będziesz na to gotowa. - tłumaczy spokojnie.
- Nie boje się. - udaje urażoną akurat gdy skręca w boczną ulicę.
- Akurat Shawty. - odkłada moją dłoń znowu na moje kolano żeby złapać kierownicę i móc spokojnie zaparkować. - O wilku mowa. Tylko dwójka dziś więc nie będzie problemu. - mówi, a ja stresuje się widząc dwóch gości z aparatami rozmawiających między sobą gdy siedzieli na krawężniku. Byli ubrani od stóp do głów na czarno więc łatwo było ich nie zauważyć.
Justin parkuje bokiem tuż przy drzwiach, więc do przejścia mam dosłownie trzy metry. Wysoki czarnoskóry mężczyzna czekający przy drzwiach podchodzi do samochodu od mojej strony, na pierwszy rzut oka widać że czeka na sygnał chłopaka aż ten pozwoli mu otworzyć moje drzwi. - To musi być Kenny. - mówię w myślach i odpinam pas.
- Nie stresuj się. Po prostu wysiądź i idź do drzwi. Będę za tobą.
I tak właśnie robię.
Justin skina głową a Kenny otwiera moje drzwi. Wyskakuje z suva i idę powoli do wejścia. Słyszę trzaskanie drzwiami i głośne kroki kilku osób.
Justin! - słyszę wołanie. - Tylko kilka zdjęć, spójrz na nas! - wołają a Justin ich ignoruje, stoi już za mną i wyprzedza żeby wpuścić mnie do środka. Ochroniarz stoi za nami zasłaniając nas oboje. Krew dudni mi w żyłach ze stresu. Jeszcze nigdy nie ukrywałam się przed paparazzi. Kilka sekund i jestem już bezpieczna w środku. Kenny omija nas. Po chwili tracę go z oczu.

CZYTASZ
The Only Hope
FanfictionKolejny zwykły dzień w życiu Tessy kończy się nocą spędzoną na anonimowym czacie z tajemniczym Drew, z którym natychmiast połączyła ją nić porozumienia. Oboje nie myśleli, że skończy się to czymkolwiek niż tylko chwilą dobrej zabawy. Anonimowość, no...