Prolog

5.4K 311 38
                                    


Istnieją trzy rzeczy, które dają się poznać tylko w trzech sytuacjach: odwaga tylko na wojnie, mądrość tylko w gniewie, przyjaźń tylko w potrzebie. *


Jasnowłosy mężczyzna ze znużeniem podrzucał niewielki pistolet z błyszczącą kolbą, trzymając skrzyżowane nogi na blacie ciężkiego biurka. Przez dłuższy czas wpatrywał się bezmyślnie w leżącą na komodzie półlitrową butelkę wódki, aż w końcu sięgnął po kilka pożółkłych kartek schowanych w szufladzie. Przeglądając je, westchnął ciężko, jednocześnie potrząsając z niezadowoleniem głową.

- Jak tak dalej pójdzie, to stracimy Most - mruknął do siebie, marszcząc brwi i pocierając prawą ręką skroń. Lewa dłoń ujęła smukłymi palcami szklankę z chłodną kawą. - Później mogą się posypać następne stanowiska i...

Zamilknął, sięgnąwszy po staromodne wieczne pióro i zaczął coś pisać na ostatniej stronie dokumentu. W zamyśleniu potarł się ostrą końcówką po podbródku, zostawiając długą smugę czarnego tuszu kontrastującą z jasnym zarostem. Mruknął do siebie coś niezrozumiałego, znowu potrząsając głową.

Nagle rozległo się głośne pukanie do drzwi i zanim siedzący zdążył choćby rzucić okiem na wejście, do niewielkiego pomieszczenia wkroczył średniego wzrostu mężczyzna z krwawiącą raną na twarzy. Jasnowłosy, odłożywszy wieczne pióro, odchylił się w fotelu, splatając palce dłoni na klatce piersiowej i obdarowując przybysza beznamiętnym spojrzeniem. Ten wyraźnie zdenerwowany rzucił mały przedmiot na leżące na biurku dokumenty, po czym oparł się ciężko o ciemny blat mebla, pochylając się. Od stalkera czuć było mocny zapach alkoholu i świeżej krwi.

- Masz to, czego chciałeś - rzekł przybysz nad wyraz spokojnie, wbrew emanującej złości w piwnych oczach. - Sęp nie żyje, a oto dowód.

Siedzący rzucił krótkie spojrzenie na metalowy nieśmiertelnik ubrudzony szkarłatem, unosząc z namysłem brwi. Podrzucił go parę razy i skrył w pięści, przenosząc obojętny wzrok na wysokiego mężczyznę.

- A co z laboratorium? - spytał cicho, przechylając głowę jak zaciekawione dziecko. Jego twarz pozostawała nieprzenikniona.

Przybysz minimalnie zmrużył migdałowe oczy, wsuwając pokaleczoną dłoń do kieszeni w spodniach. Wyjąwszy ją, położył niewielki przedmiot na biurku, który pulsował niebieskim światłem. Siedzący na fotelu uniósł cienkie brwi i skinął głową z uznaniem, sięgając po rzecz. Uśmiechnął się tajemniczo, przyglądając się jej.

- Dobrze - mruknął zadowolony, z powrotem przenosząc wzrok na mężczyznę. - Naukowcy dali się tak łatwo przekonać?

Nie wyglądał przy tym na zdziwionego; wręcz przeciwnie, w jego oczach pojawiła się iskierka kpiny.

Ciemnowłosy nagle drgnął, rzucając rozeźlone spojrzenie siedzącemu.

- Nie żartuj sobie teraz ze mnie - syknął groźnie, zaciskając dłonie w pięści i pochylając się niżej nad biurkiem. Mężczyzna spokojnie wytrzymywał ciężki wzrok, nie dając po sobie nic poznać. - Wiedziałeś, że tam nie ma żadnych naukowców. Posłałeś mnie specjalnie, bym został zabity przez stado wygłodniałych pijawek!

Jasnowłosy zaśmiał się cicho pustym głosem, z ironią unosząc brew. Wyszczerzył równe zęby w jeszcze szerszym grymasie szyderczego zadowolenia.

- Gdybym ci powiedział, co tam naprawdę siedzi, to byś nie poszedł - oznajmił ze stoickim spokojem, a uśmiech na jego owalnym obliczu nagle zniknął. - Żyjesz i masz to, co chciałem. Po co drążyć temat?

Stalker milczał, a w jego piwnych oczach błyskały się iskierki zdenerwowania. Mięśnie na obrośniętej gęstym zarostem twarzy drgały w mimowolnych skurczach. Po szczupłym policzku leniwie spływała kropla szkarłatnej krwi, ginąc gdzieś na bokobrodach.

- Zrobiłem, co kazałeś - powiedział już opanowanym głosem, napinając muskuły rąk i oddychając głęboko. - Teraz odchodzę.

- Nie tak prędko! - sprzeciwił się jasnowłosy, prostując się na fotelu i unosząc wskazujący palec w geście protestu. - Jeszcze...

- Mieliśmy umowę. Wykonałem swoją część, więc teraz mogę...

Mężczyzna potrząsnął zirytowany głową.

- Nie możesz! - przerwał podniesionym głosem, spoglądając groźnie w piwne oczy stalkera. - Nie możesz - powtórzył znacznie spokojniej, gdy przybysz zamilkł. - Przygotowałem dla ciebie ostatnie zlecenie. Gdy je wykonasz, pozwolę ci odejść.

- Ale mówiłeś, że po zabiciu Sępa i przeszukaniu laboratorium będę mógł to zrobić!

Średniej postury mężczyzna siedzący na fotelu skinął głową, składając dłonie w piramidkę i spoglądając poważnie na zakrwawionego przybysza. Szkarłatna plama na jego klatce piersiowej cały czas ciemniała, a oderwany kawałek kamuflującego pancerza zwisał bezwładnie, ukazując parę dość głębokich ran po ostrych pazurach.

- Owszem, mówiłem tak - zgodził się, skinąwszy jeszcze raz głową. - Tak się jednak składa, że jeden z naszych zaginął w okolicach Martwego Miasta. Próbowaliśmy się z nim skontaktować, ale się nie udało. Przejmiesz jego misję i przy okazji spróbujesz go odnaleźć, dobrze?

Przybysz oddychał ciężko, wyraźnie tłumiąc szalejące wewnątrz emocje; jedynie piorunował spojrzeniem opanowanego mężczyznę. Ten wytrzymywał spokojnie wzrok, unosząc po chwili pytająco brwi. Coś w wyrazie jego twarzy podkreślało, że nie przyjmuje odmów, a tym bardziej nie znosi sprzeciwów.

- Stawiasz mnie przed faktem dokonanym - stwierdził głucho stalker, ocierając wybrudzone krwią usta. Kilka kropel potu spłynęło z niewysokiego czoła, pozostawiając wąskie smugi na umorusanym pyłem obliczu. - Wiesz, że nie mogę ci odmówić.

Siedzący uśmiechnął się nonszalancko, opierając dłonie o ciemny blat biurka i odsuwając leżące papiery na bok. Wieczne pióro zjechało po gładkim drewnie i spadło z cichym stukotem na podłogę.

- Gwarantuję, że po tej misji będziesz mógł odejść - odparł, nie przerywając kontaktu wzrokowego.

- O ile w ogóle przeżyję - mruknął do siebie przybysz tak cicho, że mężczyzna zamrugał kilka razy oczami i rzucił mu pytające spojrzenie, wyraźnie nie rozumiejąc, co powiedział stalker. Ten westchnął ciężko, przymykając powieki i marszcząc brwi. - Chyba nie mam wyboru. Niech będzie, daj mi wytyczne.

- Przyznam szczerze, że nie spodziewałem się, iż będziesz raczył odwiedzić mnie osobiście, dlatego zostawiłem informacje u Jegorija - oświadczył mężczyzna za biurkiem, uważnie przypatrując się ciemnowłosemu, jakby poddawał go ocenie.

Przybysz obdarował siedzącego pełnym politowania spojrzeniem, ale się nie odezwał, lecz skinął w zgodzie głową, spoglądając zamyślony gdzieś w bok. Po chwili znowu westchnął i odwrócił się,  po czym ruszył w stronę drewnianych drzwi.

- Jak skończysz, to nie musisz tutaj wracać. Zostaw wszystko u Jegorija i możesz odejść!

Przybysz prychnął pogardliwie pod nosem, mrucząc ironicznie:

- Oczywiście, że mogę. Niech cię diabli, Wasiliewie. Co za parszywa kanalia...!

Zapewne zamierzał rzec to tylko do siebie, ale siedzący na fotelu zdołał to usłyszeć. Uniósł jedynie brwi i skwitował w milczeniu drwiącym uśmiechem. Dopiero gdy stalker znalazł się za drzwiami, po pokoju rozniósł się cichy, szyderczy śmiech. Mężczyzna odsunął fotel i podszedł do niewielkiej komody wykonanej z mahoniowego drewna, po czym chwycił radiotelefon i wykonawszy krótką komendę, rzekł chłodnym głosem:

- Kruk? Tu Wasiliew. Czapla za chwilę opuści bazę. Poślij za nim kilku chłopaków. Niech go obserwują, bo on znowu coś kombinuje. Bez odbioru.



______________________________________

* Ten wstęp powinien znajdować się przed prologiem, ale nie chciałam robić postu dla jednego zdania, więc wrzuciłam tutaj. 

Deszcz łusekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz