4. Trochę bliżej celu, cz. I

928 84 13
                                    



– Wiem, że przyjaźnisz się z Aleksiejem – kontynuował uporczywie Jegorij, patrząc na długowłosego, młodego mężczyznę siedzącego w fotelu z pogryzionym przez mole siedzeniem. – Dokąd się udał?

– A skąd mam to, do cholery, wiedzieć? – burknął zirytowany Sasza, przewracając ze znudzenia oczami i wzruszając ramionami. – Ma swoje życie.

– Gdzie się udał? – warknął rozeźlony grubszy mężczyzna, uderzając ciężko dłońmi o drewniany blat biurka. Pochylił się nad meblem, mrużąc oczy jak drapieżnik przyglądający się swojej ofierze. – Odpowiadaj!

Blondyn jednak złożył ręce na klatce piersiowej i z wyzwaniem spojrzał w jasne oczy dowódcy obozu.

– Nie wiem – odparł stanowczo, z naciskiem, unosząc nieco podbródek pokryty kilkudniowym zarostem.

Jegorij wyprostował się, opierając dłonie na biodrach. Przez dłuższą chwilę przyglądał się młodemu mężczyźnie, ale nic nie potrafił wyczytać z jego rzucających wyzwanie oczu. Odnosił jednak wrażenie, że coś kryje się pod tą pozorną stanowczością. W końcu westchnął ze znużeniem, obracając głowę w stronę regału z różnymi przedmiotami.

– Wyjdź – mruknął od niechcenia. – Może faktycznie uciekł albo ktoś go porwał.

Blondyn wstał i szybko opuścił pomieszczenie. Jegorij ponownie westchnął i opadł ciężko na swój skórzany fotel, z zamyśleniem opierając skroń o położoną na blacie rękę.

– I co myślisz? – rzucił pytanie w wypełniony ciszą pokój.

Gawrił jak na zawołanie wystąpił z mrocznego kąta, trzymając złożone ręce na klatce piersiowej. Jego twarz jak zwykle pozostawała nieprzenikniona w przeciwieństwie do oblicza Jegorija, z którego dało wyczytać się prawie wszystkie emocje.

– Kłamie – burknął od niechcenia, opierając się plecami o starą ścianę z odpadającą płatami jasną farbą. – Ponoć rozmawiał z Aleksiejem tuż przed jego zniknięciem.

Jegorij po raz kolejny westchnął ciężko, pochylając się i opierając zgięte w łokciach ręce o dębowy blat zniszczonego biurka. Spojrzał od niechcenia na leżące na nim papiery z licznymi schematami, rysunkami i raportami. Pokręcił ze znużeniem głową, wiedząc, że znowu czeka go długa i żmudna praca.

– Trzeba było go sprzątnąć – mruknął zamyślony Jegorij, odważając się spojrzeć na nieprzeniknioną twarz Gawriła. Coś błysnęło groźnie w jego szarych oczach. – Nie mielibyśmy problemu. Ale nie, ty musiałeś pozwolić mu uciec.

– Chrzań się – warknął ten, unosząc brew. – Sam dupy do tego nie ruszyłeś. Nie musisz odwalać brudnej roboty, więc się nie odzywaj, tylko dalej uprawiaj swoją biurokratyzację.

– A nie mam racji? – dowódca obozu nie przestawał upierać się przy swoim stanowisku. – Teraz mamy tylko dodatkowy kłopot. Aleksiej wie aż za dużo i cholera go wie, co zrobi. Pewnie pójdzie szukać swojego rodzica. A może już nawet dowiedział się o wszystkim prawdy.

Westchnął i potrząsając głową, skrył twarz w dłoniach. Spod przydługich paznokci widać było czarne paski zebranego brudu.

– Mam gdzieś jego zdechłego ojca – odparł Gawrił, spluwając za siebie siarczyście. – A nawet jeśli pójdzie go szukać, to lepiej dla nas. Sprzątnie go ktoś inny. Ewentualnie coś innego. – Złowrogi uśmiech wystąpił na jego twarz.

Jegorij pochylił znużony głowę, przymykając na chwilę oczy.

– Ja potrzebuję dowodu, że on nie żyje – powiedział powoli, podkreślając każde słowo. – Dobrze wiesz, że...

Deszcz łusekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz