Może przesadziłem, stwierdził w myślach Aleksiej, sięgając po małą skrzynkę z granatami. Wziął ją pod pachę i wyszedł z domu, kierując się w stronę cmentarza, gdzie, miał nadzieję, spotka Fiodora patrolującego teren. Może faktycznie nigdzie nie wysłali jego ojca. Może naprawdę zginął na Wysypisku. Młodzieniec pokręcił w zamyśleniu głową. Nie, to niemożliwe. Coś musiało się za tym kryć. A jeśli ktoś podrobił tę kartkę lub zmusił jego ojca do jej napisania? W takim razie po co kryłby ją w butelce po wódce? I kim był Czarny?
Z opuszczoną głową szedł przez wioskę i nawet nie reagował na powitania znajomych stalkerów. Słońce już skryło się za horyzontem, jednak niebo pozostawało idealnie czyste i Aleksiej mógł podziwiać pojawiające się tysiące gwiazd, w które zawsze uwielbiał się wpatrywać każdej pięknej nocy. Dziś nie zwracał na to szczególnej uwagi; chciał tylko odnaleźć Fiodora i jak najprędzej ponownie porozmawiać z Saszą. Może jego przyjaciel miał rację. Po co miałby iść na misję, która nie miała sensu?
Doszedł do końca wioski i rozejrzał się dookoła. Pusto.
Znowu go nie ma, pomyślał posępnie, ale coś kazało mu pójść dalej. Minął kilka grobów zarośniętych wysoką trawą i za jednym z nich zauważył klęczącego mężczyznę, który grzebał zagorzale w sporym plecaku w kamuflujących barwach wojskowych.
– Dobrze, że jesteś – powiedział Fiodor, nawet się nie odwracając. Aleksiej zdziwiony uniósł nieco brwi, ale nie wnikał, po czym mężczyzna go rozpoznał. Zapewne słyszał jego kroki i go zidentyfikował po charakterystycznym dla każdego człowieka specyficznym stawianiu stopy.
– Dokąd się wybierasz?
Młodzieniec stanął tuż obok klęczącego, patrząc na dziwny pancerz, w jaki odziany był Fiodor – znacznie mocniejszy i grubszy od poprzedniego, bardzo ciemny, z solidnymi rękawicami i nogawicami. Przypominał nieco znacznie lepszą wersję kombinezonów noszonych przez starszych rangą wojskowych. Ciężkie buty wyglądały na nie do zdarcia.
– Masz granaty? – odparł Fiodor, nie odpowiadając na jego pytanie. Zapiął suwakiem plecak i przewiesił go przez plecy, po czym powoli wstał i przeciągnął się, biorąc głęboki oddech.
Aleksiej skinął głową i wręczył mężczyźnie skrzynkę z bronią.
– Świetnie – mruknął z zadowoleniem, wkładając granaty do ładownic i mocując je do szerokiego pasa, przy którym znajdowały się jeszcze zapasowe magazynki i żółty licznik Geigera odbijający się jaskrawą barwą na tle ciemnej szarości. Poklepał się dłońmi po wypełnionych kieszeniach i rozejrzał dookoła.
– Gdzie się szykujesz? – po raz kolejny spytał Aleksiej, zaciekawiony poczynaniami Fiodora.
Ten uśmiechnął się blado, wkładając ciemnozieloną maskę przeciwgazową, jeden z nowszych modeli bez prążkowanej rury prowadzącej do pochłaniacza. Wziął solidny karabin szturmowy z wyraźnie wprowadzonymi modyfikacjami, na którym Aleksiej wypatrzył krótki napis M16A2. Zmarszczył minimalnie brwi, próbując sobie przypomnieć, czy widział już kiedyś podobną broń i przeklął w myślach swój brak znajomości w arsenale wojennym. Nigdy nie zwracał na niego szczególnej uwagi. Fiodor nagle odblokował karabin i strzelił w drzewo, sprawiając, że młodzieniec drgnął zaskoczony i odruchowo zsunął z pleców swój kałasznikow.
– No, działa – usłyszał zadowolony głos stłumiony przez maskę.
Fiodor zrobił parę kroków w stronę Szarego Lasu i zatrzymał się, obracając się w stronę Aleksieja.
– Pytałeś mnie, co zamierzam zrobić – zaczął. – Idę zapolować na wilka, zanim on pożre nasze obozowe owieczki. Niech wie, że tutaj czai się duży niedźwiedź. – I parsknął cichym śmiechem, w którym szatyn wyczuł niepasującą do tego mężczyzny nutkę niepokoju.
CZYTASZ
Deszcz łusek
Science Fiction26 kwietnia 1986 roku wybuchł reaktor elektrowni jądrowej w Czarnobylu. Oficjalnie zginęło zaledwie kilkanaście osób, ale nieoficjalnie wiemy, że ofiary liczy się w tysiącach. Skażenie objęło ogromny obszar, a jego skutki odczuwamy po dziś dzień. D...