4. Trochę bliżej celu, cz. II

738 71 7
                                    


 Noszący ciemny pancerz szczupły mężczyzna siedział pod ścianą z wypisanymi spray'em sprośnymi tekstami i w milczeniu przysłuchiwał się rozmowie towarzyszy, patrząc cały czas na swój karabin snajperski. Trzymał dłoń na drewnianej kolbie, a drugą gładził chłodną stal zaczepionego na końcu lufy tłumika. Marszcząc brązowe brwi, spojrzał na  kompanów kryjących się w półmroku, przenikając ich ciała bezlitosną szarością. Mruknął coś sarkastycznego pod nosem i pokręcił głową, opuszczając wzrok przepełniony znużeniem.

– Zamknijcie się w końcu – powiedział niemal aksamitnym głosem, któremu nie brak było stanowczości. – Myślcie racjonalnie i przestańcie się kłócić. To niby ma wam pomóc?

– Nie lepiej po prostu strzelić mu z dachu w łeb? – kontynuował niższy mężczyzna ze  słomianymi włosami, ignorując polecenie towarzysza. – Prościej i szybciej.

– Ty jesteś naprawdę takim kretynem czy tylko udajesz? – zirytowanym głosem odparł wyższy, kręcąc głową. – Na terenie Powinności?

– Powinność to Powinność – wzruszył tamten smukłymi ramionami. – Dla nich liczy się tylko kasa, ot, co.

– Jednostki można przekupić – mruknął mężczyzna miękkim barytonem, po chwili wykrzywiając wąskie wargi w drwiącym uśmiechu. – Ale całą bandę? Jest ich za dużo. Nawet nie masz tyle kasy.

– Jestem pewien, że dla dobra sprawy...

– Tak, tak, tak – przerwał mu coraz bardziej znudzony, patrząc ze złością w brudny sufit. – Już to widzę, jak ci pomogą. Wtedy ta misja kosztowałaby ich znacznie więcej niż jest wart ten szczeniak.

– Wiesz dobrze, że mam...

– Zamknijcie się w końcu, do cholery jasnej! – warknął rozeźlony mężczyzna, który  dotychczas siedział z rozłożonymi nogami i w milczeniu przysłuchiwał dyskusji. – Skończcie pieprzyć głupoty!

– A niby co mamy robić? – odparł niemniej zły wyższy stalker, patrząc wyzywająco na tego, który się odezwał.

– Pogrzebcie sobie w jajkach, jeśli wam się nudzi.

Mężczyzna zacisnął zęby, mrużąc niebezpiecznie oczy.

– Jeszcze jedno słowo i...

– I co, zastrzelisz mnie? – zadrwił i wstał, impulsywnie odblokowując karabin snajperski. Zamek szczęknął głucho, sprawiając, że dwójka mężczyzn drgnęła odruchowo. – Jesteśmy tu w jednym celu, wysłani przez jedną osobę. I przysięgam, że gdybym mógł wybierać, to was bym nie wziął ze sobą za cholerę!

– Może zamiast sobie dalej przygryzać, weźmiecie się za robotę? – odezwał się w  końcu niższy mężczyzna, patrząc, jak pozostała dwójka piorunuje się spojrzeniami. Niewiele brakowało do wybuchu kłótni, która zapewne skończyłaby się na strzałach.

Gdy rzucili na niego spojrzenie, które – gdyby mogło – potrafiłoby zabić, zaczął żałować, że w ogóle się odezwał. Mężczyzna z karabinem snajperskim wziął głęboki oddech i  wypuścił powoli powietrze, starając się opanować. Ścięgna na jego dłoni drgały nerwowo.

– Próbuję was uświadomić, że możemy być podsłuchiwani – wycedził na tyle cicho, by tylko towarzysze mogli go usłyszeć. Obydwoje przysunęli się o pół kroku, pochylając odrobinę głowy. – Pamiętajcie, że jesteśmy tu zupełnie obcy.

– Musimy się dowiedzieć, czy Kosa to na pewno ten, którego szukamy.

Na ustach mężczyzny z szarymi oczami pojawił się nieprzyjemny uśmiech, który  sprawił, że obydwóm kompanom przeszedł zimny dreszcz po plecach.

Deszcz łusekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz