Aleksiej nasunął specjalną latarkę w opasce na czoło, a drugą przyczepił do karabinku szturmowego. Powoli stawiał do tyłu kroki, przesiewając gęsty mrok jasnym światłem. Na wyłożonej płytkami podłodze leżało kilka przewróconych beczek, gdzieś sporo potłuczonego szkła i parę drewnianych skrzyń. Regał pod ścianą po prawej stronie Aleksieja był pusty, a obok niego stały dwa wysokie i szerokie zbiorniki wykonane z solidnej blachy, która pomimo upływu lat nie poddała się pożarciu przez rdzę. Młodzieniec przejechał nerwowym światłem pomiędzy nimi i natychmiast obrócił głowę w stronę wyjścia. Należało być szybkim i nieprzewidywalnym; nigdy nie wiadomo, co czaiło się w mrokach.
Panowała śmiertelna cisza, przerywana jedynie miarowymi krokami i przyspieszonymi oddechami stalkerów. Żadnych odgłosów dochodzących z wewnątrz, żadnej oznaki życia. To było jeszcze gorsze niż największy hałas. Cisza siała ziarna strachu i szybko pozwalała im wyrosnąć, by natychmiast obrosły serce i ścisnęły je, odbierając życie.
Duch idący parę metrów przed młodzieńcem na chwilę przystanął przy ścianie i nacisnął mały włącznik. Coś pstryknęło cicho i lampy na suficie zapaliły się, jednak prawie w tej samej chwili zgasły z głośnym trzaskiem. Mężczyzna zaklął pod nosem, przeklinając brak rezerw prądu.
Pomieszczenia, przez które przechodzili, w zupełności nie przypominały laboratoriów. Albo przynajmniej nie tak wyobrażał je sobie Aleksiej. Wszędzie leżały przewalone beczki, pod ścianami stały duże zbiorniki, a na niektórych stołach umieszczonych w pobocznych pokojach znajdowały się sterty porozrzucanych papierów, które wyglądały na porzucone przez spieszących się ludzi.
Doszli do wąskiego korytarzu, w którym już przy drzwiach znajdowała się stara, zaschnięta krew. Szatyn uniósł nieco brwi i rozejrzał się z niepokojem, przy okazji omiatając sylwetkę Ducha światłem, ale niczego nie dostrzegł w grobowych ciemnościach.
– Nie odwracaj się – upomniał go szeptem stalker i młodzieniec pokornie obrócił się w stronę drzwi.
Cały czas czuł, że w tych mrokach coś się czai. Odnosił dziwne wrażenie, że ciemność ożyła i właśnie wypuściła swoje dzieci. Z niepokojem szybko wertował każdy metr pomieszczenia, nie mogąc nic przeoczyć. Choć niczego nie dostrzegał, wiedział, że niebezpieczeństwo było w pobliżu i czekało na swój ruch. Spokojnie przyglądało się szkodnikom, patrząc, czy na pewno dążą w stronę nastawionej pułapki. Młodzieniec poczuł nieprzyjemne dreszcze biegnące po plecach. Czyjś ciężki wzrok obserwował go z miejsc, do których nie docierało nerwowe światło latarek.
Poza tym – cuchnęło. Cuchnęło potem, zgnilizną i śmiercią. Aleksiej wyczuwał w tym coś jeszcze, ale nie potrafił sprecyzować, co. Skrzywił się nieznacznie i przez dłuższą chwilę klął w myślach na smród, ale w końcu przestał zwracać na niego uwagę. Nos szybko przyzwyczaił się do okropnego odoru i próbował go ignorować.
Przełknął ciężko ślinę i usłyszawszy cichy świst Ducha, obrócił się w jego stronę, na wszelki wypadek mocniej przypierając kolbę karabinu do prawego ramienia. Omiótł światłem sylwetkę mężczyzny i opuścił broń, podchodząc do niego. W milczeniu spojrzał na rozszarpane ciało leżące na zakrwawionej posadzce. Ręce trupa leżały parę metrów od niego, głowa została wygięta pod nienaturalnym kątem, a noga rozerwana w kolanie. Pancerz w barwach kamuflujących i duży hełm z goglami nasuniętymi na oczy sugerowały, że poległym był ktoś służący w wojsku.
Duch wymienił porozumiewawcze spojrzenie z Aleksiejem i skinął głową, wstając i ruszając przed siebie. Jego wzrok wyraźnie mówił: „musimy uważać". Młodzieniec baczniej obserwował każdy detal pomieszczenia, próbując znaleźć niespodziewane niebezpieczeństwo. Tylko czego właściwie mógł się spodziewać? Co mogło dosłownie rozszarpać tego nieszczęśnika na strzępy?
CZYTASZ
Deszcz łusek
Ficção Científica26 kwietnia 1986 roku wybuchł reaktor elektrowni jądrowej w Czarnobylu. Oficjalnie zginęło zaledwie kilkanaście osób, ale nieoficjalnie wiemy, że ofiary liczy się w tysiącach. Skażenie objęło ogromny obszar, a jego skutki odczuwamy po dziś dzień. D...