6. Opuszczone przez Boga, cz. II

641 69 0
                                    


 Heinrich tymczasem śpiewał pod nosem coś po niemiecku, stukając stopą w wylaną betonem podłogę.

Żył sobie kiedyś stalker – przeszedł na rosyjski i zmienił intonację. – Co zawsze trzymał Walker...

Westchnął cicho, na chwilę przerywając śpiew.

I gdybym wiedział, co jest dalej – zanucił do poprzedniej melodii. – To bym śpiewał śmielej... A teraz piosnka mi się nie rymuje... jak zawsze wszystko się rujnuje...

Siewa z lekka zażenowany pokręcił głową, uśmiechając się pod nosem. Ziewnął potężnie, zakrywając dłonią usta.

Niemiec wstał i podszedł do okna, spoglądając na powoli rozjaśniające się niebo.


Gdy w Wolności służyliśmy

Wódki sobie nie żałowaliśmy

Każdego wieczoru dobre granie

Rankiem do Powinności strzelanie


Zawiesił na chwilę głos, opuszczając głowę.


Lecz kiedyś tam wrócę

Każdego obałamucę

I Czechowi w łeb strzelę

Sam stanę w Wolności na czele


– Nieźle zmyślasz drugą zwrotkę – prychnął Siewa i zaśmiał się cicho. – Poza tym, Czechow już dawno nie jest liderem Wolności, zapomniałeś?

Fick dich – mruknął Niemiec, wzruszając ramionami. – Za mojego życia nim był.

Aleksiej zamrugał zdziwiony kilka razy i spojrzał zdumiały na Heinricha. Ten nadal stał do nich tyłem i wpatrywał się w rozchodzące się po niebie ciemnoniebieskie chmury.

Artefaktów kiedyś szukałem – nucił już pod inną melodię, wsuwając dłonie do kieszeni. – Trafiłem na pijawek zgraję.

Siewa westchnął ciężko.

– Skończ z tym fałszem – przerwał mu znużony, wstając z kanapy. Rozległ się cichy syk sofy, który przypominał jęk ulgi. – Rozjaśnia się.

– Mogłem iść na muzyka, a nie gnoić się z resztą stalkerów w tym zapchlonym miejscu – burknął pod nosem Heinrich, obracając się w stronę swojego towarzysza. – Może by mnie teraz znali jako... jako... – zawiesił głos i pochylił zamyślony głowę. Po chwili nią pokręcił. – Nieważnie. Jako kogoś tam by mnie znali.

Siewa tylko uśmiechnął się ze skrywaną drwiną.

– Oczywiście.

Wyszedł z pokoju, zostawiając na chwilę Aleksieja z Heinrichem samych. Młodzieniec wstał i otrzepał spodnie z kurzu, po czym wziął swój kałasznikow. Wysoki blondyn przyglądał się jasnymi oczami Aleksiejowi, cały czas marszcząc przy tym brwi.

– Chłopcze, nie spotkaliśmy się już kiedyś? – spytał, gdy szatyn czyścił z nudów lufę karabinu. – Skądś cię kojarzę...

Młodzieniec pokręcił przecząco głową, czując nagły przypływ bólu. Syknął cicho, przykładając dłoń do skroni.

Heinrich przyjął odpowiedź w milczeniu, a w tym samym czasie wrócił Siewa z radosnym uśmiechem na pokrytej płytkimi zmarszczkami twarzy.

– Możemy ruszać – oznajmił pogodnym tonem, pocierając kilkudniowy zarost.

Deszcz łusekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz