Rozdział 13 część I

9K 431 133
                                    

Święta

Harry nie spał tej nocy. Cały czas myślał o tym, co się zdarzyło. To co on powiedział, nie było przemyślane i rozsądne. Sam fakt, że wyznał Voldemort ' owi miłość wprawiało, go w zakłopotanie. Sam do końca nie wiedział co czuł. Było to coś innego, niż do Cedrica. Wtedy, gdy tylko widział Puchona mimowolnie uśmiechał się, a jego serce przyśpieszało. Każdy pocałunek z nim przynosił szczęście. Z Tomem było inaczej. Zupełnie inaczej. Riddle podobał mu się. Jako mężczyzna był piękny, a oczy miał nieziemskie. Gdy tylko go widział, miał ochotę przytulić go i nie puszczać, a te pocałunki sprawiały, że serce waliło mu, a on czuł, że się rozpływa.

Teraz kiedy się nad tym zastanawiał, nie był do końca pewny jakie uczucie wolał. Jednego był pewny. Musiał sobie wszystko poukładać, dowiedzieć się co naprawdę czuje.Te ferie zimowe we Francji były mu potrzebne.

Wstał o piątej. Umył się, ubrał i zjadł śniadanie. Sprawdził czy wszystko zabrał i poszedł go gabinetu Snape. Miał za pomocą sieci fiuu znaleźć się w Londynie, a stamtąd na lotnisko. Podróż trwała cztery godziny, co dla Harry'ego było zbawieniem, bo zdała od Hogwartu, mógł się spokojnie wyspać. Cały czas jednak blokował Toma, wiedział, że dla ich połączenia odległość nie ma znaczenia. A on chciał się uwolnić choć na chwilę od Czarnego Pana.

Na lotnisku w Paryżu czekała już na niego limuzyna, która zawiozła go pod piękną kamienice nad Sekwaną. Była to dzielnica czarodziejska, coś w rodzaju ulicy Pokątnej. Gdy tylko wysiadł z samochodu, zobaczył dwójkę nastolatków czekających na niego. Nie dało się nie zauważyć, że to bliźniacy. Oscar miał krótkie, blond włosy, które postawione na żel wydawały się dłuższe, niż w rzeczywistości. Był wysoki ok. 189 cm. Nie był chudy, wręcz przeciwnie. Jego umięśnione ciało sprawiało, że wyglądał jak młody Bóg. Jego siostra, Meggi miała tego samego koloru włosy, tylko że do pasa. Była ciut niższa od brata, lecz jej sylwetka była idealna. Oboje mieli tą samą porcelanową cerę i jasnoniebieskie, bystre oczy.

- Dawno się nie widzieliśmy. Miło was widzieć. - Powiedział podchodząc do nich. - Od razu Meggi rzuciła się do niego ściskając go. Oscar ograniczył się do uścisku dłoni. - No nie mów, że dalej się gniewasz. - Harry zrobił słodkie oczka, za co oberwał w ramię.

- Teraz już się nie gniewam. - Chłopak wystawił rząd równych ząbków. - Dobrze Cię w końcu zobaczyć. - Przyznał po chwili.

- Właśnie dobrze, że jesteś. W końcu, jesteś nam winny długą, naprawdę długą opowieść. - Powiedziała Meg i zaciągnęła go do domu.

Wnętrze domu urządzone było w stylu barokowym. Wszędzie było widać przepych, a jednocześnie wyczucie stylu. Dom nie był bardzo duży, jednakże idealnie zagospodarowanie przestrzeni sprawiło, że wszystko było idealnie. Gdy cała trójka rozsiadła się wygodnie w salonie, z filiżankami herbaty. Harry zaczął opowiadać. Nie pomijał żadnego zdarzenia, mówił wszystko. Czuł po raz pierwszy potrzebę wyrzucenia z siebie wszystkiego. Oni słuchali, nie wtrącali żadnego komentarza. Nic. W końcu doszedł do momentu, kiedy to pocałował Toma. Zobaczył cień przechodzący po twarzy bliźniaków, nie przerwał jednak swojej opowieści, tylko dokończył ją spokojnie.

- Harry, czy ja dobrze rozumiem? - Meg nabrała powietrza. - Czy Ty zakochałeś się w człowieku, który zabił Ci rodziców, jest masochistą i w ogóle okrutny? Nie. Chyba coś pomieszałam.

- Meg, mówiłem Ci przecież, że nie wiem dokładnie, co do niego czuje. To wszystko jest dziwne. Jak można zakochać się w kimś z dnia na dzień. Wcześniej, jakoś nie zauważyłem, żebym wodził za nim wzrokiem.

- A może nie wiedziałeś, że go kochasz? Bałeś się, że możesz coś do niego czuć, więc zupełnie nieświadomie spychałeś to uczucie w głąb serca i uwolniłeś je dopiero z tym pocałunkiem. - Car patrzył na niego, uważnym spojrzeniem.

Harry Potter i Czarna PrawdaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz