Przez ostatnie dwa dni Harry pozbył się wszelkich wątpliwości. Był w stanie poświęcić się dla Toma. Był tego pewien jak niczego innego na świecie. Kiedyś to samo zrobił dla niego Cedrik, a teraz przyszedł czas na niego. Nie miał pojęcia czego może spodziewać się po Bractwie Nieśmiertelnych. Nie miał pojęcia jak z nimi rozmawiać, ale jednego był pewien: bez względu na wszystko musi przywrócić Toma do życia.
Podczas przygotowań do rytuału zapłonął w nim nowy ogień. Po raz pierwszy w życiu miał wpływ na to co robi. Mógł sam zadecydować o tym czy ma żyć. Stało się to jego motywacją i tylko dzięki temu mógł w miarę normalnie funkcjonować.
Razem z Draco i Hermioną stwierdzili, że wezwą Bractwo przez pentagram. Wszystko było dopięte na ostatni guzik. Brakowało tylko ofiary. Matka Toma nie powiedziała, że musi to być człowiek. Powiedziała, że musi być to żywe stworzenie. Dlatego postanowili poświęcić sowę. Żadne z nich nie było zadowolone z takiego rozwiązania, ale stwierdzili, że jest to konieczne.
Stali w ogrodzie, pentagram był już narysowany, pozostało tylko wykonać rytuał. Cała trójka stała napięta do granic możliwości. Było więcej wad tego planu niż zalet, a Hermiona na początku w ogóle nie chciała się zgodzić. Dopiero kiedy Draco stanął po stronie Harry'ego poddała się, jednak wciąż starała się odciągnąć ich od tego planu. Z miernym jednak rezultatem.
- Jeżeli chcecie możecie wrócić do zamku. - Odezwał się w końcu słabym głosem Harry. Pomimo pewności siebie, gdy nadeszła długo oczekiwana chwila bał się, że coś pójdzie nie tak. - Nie musicie na to patrzeć.
- Zostaniemy. - Powiedziała Miona, a Draco jej przytaknął. Chcieli przy nim zostać, przynajmniej tyle mogli dla niego zrobić.
- To zaczynam. - Przełknął głośno ślinę i ciężkim krokiem wkroczył na środek pentagramu. Odetchnął głośno i już pewnym głosem zaczął rytualną formułkę. - Ja Harry James Potter, wybraniec Toma Marvola Riddla'e, posiadający w sobie krew Salazara Slytherina, a także będący w posiadaniu jego amuletu wzywam Bractwo Nieśmiertelnych. Chcę się z nimi spotkać w ich twierdzy, w tym celu poświęcam te oto zwierze jako zapłatę za wejście. - Starając się zadać jak najmniej bólu sowie, przebił jej serce nożem, a krew popłynęła po runach pentagramu, który zaczął emanować jasną poświatą. Już nie było odwrotu.
- Jako potwierdzenie swojej pozycji i tego kim jestem przelewam swoją krew. - Mówiąc to, przeciął sobie nadgarstek pozwalając spłynąć krwi, co spowodowało jeszcze większy rozbłysk światła.
Harry zamknął oczy gdy blask stał się zbyt jasny, by mógł cokolwiek zobaczyć. Nie wiedział co się dzieje wokół niego. Mógł tylko przypuszczać, że w jakiś dziwny sposób przemieszcza się do fortecy Bractwa. Czuł dziwny zawrót głowy i nagły odpływ sił. Nawet nie wiedział kiedy upadł. Wszystko wirowało, czuł to pomimo zamkniętych oczu. Kiedy je w końcu otworzył zobaczył, że nie znajduje się już w ogrodzie przed zamkiem Toma lecz na zupełnie obcej polanie.
Zewsząd otaczały go postacie w długich, szarych płaszczach. Wszystkie dumne i wyprostowane. Nie widział ich twarzy, ale mógł przysiąść, że mają je wykrzywione w pogardzie. Nie przejął się tym zbytnio. Dopóki miał amulet Sytherina nic mu nie mogli zrobić.
- Po co przybywasz Harry Jamesie Potterze? - Po przedłużającej się ciszy jedna z postaci zabrała głos.
- Nie po to, by umrzeć. - Odparł podnosząc się, lecz i tak członkowie Bractwa patrzyli na niego z góry. - Może i nie mam nad wami władzy tak jak Tom, ale płynie we mnie krew jego rodu, a także posiadam medalion. Przyszedłem, aby zmienić przeznaczenie.
- Zbyt długo je zmieniasz. Dlaczego więc sądzisz, że Ci pomożemy? Nie masz nic co mógłbyś nam ofiarować. - Postać pośrodku odrzuciła kaptur ukazując twarz starca. Głęboko osadzone oczy wyrażały zmęczenie i wrogość.
- Mylicie się, mam coś. - Harry wiedział, że oto nadeszła chwila prawdy.
- Czyżby?- Brwi dowódcy uniosły się w zdziwieniu. - Co Ty, zwykły chłopiec, który ma zbyt dużo szczęścia, może nam zaoferować?
- Siebie. - Czuł, że tymi słowami zainteresował rozmówców. - Owszem miałem w życiu wiele szczęścia, uniknąłem śmierci więcej razy niż mógłbym policzyć, więc na pewno chcecie moją duszę w zaświatach. Mogę wam to dać, w zamian za pewną przysługę.
- A co jeśli się nie zgodzimy? - Przywódca skrzywił się na wzmiankę o prośbie.
- Nadal posiadam medalion, a o ile mi wiadomo mając go jestem nieśmiertelny. - Rzucił lekko, mając nadzieję ze ten argument ich przekona.
- Działa on tylko na osoby, w których płynie krew Salazara. - Warknęła jedna z postaci. Zdecydowanie nie podobał im się kierunek, w którym zmierzała rozmowa.
- A ja ją posiadam. Tom przekazał mi ją, a także wiele innych darów które posiadał, dlatego też amulet zadziała na mnie. Nie mam co do tego wątpliwości, zresztą możemy się przekonać, co do słuszności mojej teorii. - Powiedział siląc się na spokój i stawiając wszystko na ostatnią kartę.
- Czego chcesz w zamian za swoje życie? - Odezwał się już spokojny dowódca. - Ty, który nie masz już prawa chodzić po ziemi. Zmieniałeś zbyt długo swoje przeznaczenie, nigdy nie przybyłeś gdy my tego chcieliśmy, dlatego teraz gdy sam dobrowolnie oddajesz się w nasze ręce spełnimy Twoją prośbę.
- Dobrze wiecie czego chcę. Za moje życie chcę żeby Tom Marvolo Riddle wrócił do życia. - Powiedział pewnie.
- Niestety, nie jest to w naszych kompetencjach. Nie możemy nagle sprawić, by osoba, która zmarła pojawiła się żywa na ziemi. Nie możemy tego zrobić. Wywołałoby to zbyt wiele komplikacji. - Z mściwą satysfakcją powiedział przywódca.
- To cofnijcie czas. - Desperacko powiedział Harry, a postać pośrodku zbladła. - Wtedy ja uratuję Toma przed śmiercią. Ja osiągnę swój cel i wy także.
- Z skąd będziemy wiedzieli, że dotrzymasz słowa? Możesz go uratować, jednocześnie żyć dalej. - Postacie były teraz nerwowe i Potter już wiedział, że odnalazł sposób na osiągnięcie celu.
- Macie moje słowo. - Powiedział zaciskając dłonie na medalionie.
- Nie, to nam nie wystarczy. Chcemy go. Oddasz nam teraz ten przeklęty wisior, a spełnimy Twoją prośbę. Cofniemy czas do momentu kiedy opuściliście Hogwart. Będziesz mógł uporządkować wszystkie sprawy, a jednocześnie wymyślić odpowiedni plan, żeby spełnić swoje pragnienia. Jednak wiedz, że jeżeli nie uda Ci się go ocalić, to my i tak przyjdziemy po Ciebie.
- Skąd będę wiedział, że dotrzymacie umowy? Już nie raz łamaliście warunki kontraktu, dlaczego teraz miałoby być inaczej? Bez amuletu zarówno Tom, jak i ja będziemy bezbronni w stosunku do was. - Harry'emu nie podobał się kierunek w jakim to wszystko zmierzało.
- Nie masz pewności, ale co Ci pozostaje? - Uśmiechnął się drwiąco przywódca. - Jeżeli jednak chcesz mieć pewność to wiedz, że zrobimy wszystko by pomóc Ci osiągnąć cel. Nie dlatego, że żywimy wobec Ciebie jakąś szczególną sympatię. Po prostu zbyt długo unikałeś śmierci i kiedy wreszcie mamy możliwość zabrania Cię w zaświaty, uczynimy to. - Przez chwilę panowała idealna cisza przerywana jedynie miarowym oddechem. - Jaka jest Twoja decyzja?
- Zgadzam się.- Nie miał pojęcia czy dotrzymają słowa, ale była to jego jedyna szansa i musiał ją wykorzystać. - Oto medalion. - Położył go na trawie, wiedział, że Tom byłby zły, że oddał go, ale w tej chwili niewiele go to obchodziło. - A teraz wyślijcie mnie do przeszłości.
- Wedle życzenia. - Przywódca skłonił się lekko uśmiechając się drwiąco. Było to ostanie co zauważył Potter, lecz było już za późno by cokolwiek zrobić.
CZYTASZ
Harry Potter i Czarna Prawda
FanfictionPraca udostępniona z chomika. HP/LV Harry'ego który zrozpaczony po śmierci Syriusza poddaje się i pisze do Toma. Wkrótce potem spotykają się i jednoczą w obliczu wspólnego wroga, a między nimi powstaje dziwna więź. Z czasem Tom staje się coraz bardz...