Rozdział 37

4.9K 244 17
                                    

Powoli przekręcałam zamek w drzwiach. Na dworze świtało już słońce, a ludzie budzili się do życia. Ja jednak w przeciwieństwie do nich miałam w planach położyć się spać po nocy pełnej wrazeń. Miałam tylko nadzieje, że nie zastanę Elizy w łóżku. Denerwowałam się na samą myśl o spotkaniu z nią, jednak zdawałam sobie sprawę, że odwlekanie tego, co i tak miało się wydarzyć, wcale mi nie pomoże. Musiałam załatwić tę rozmowę jak najszybciej. W mieszkaniu było cicho, aczkolwiek czułam, że nie jestem sama. W przedpokoju unosił się słodkawy zapach perfum. Orientalno-cytrusowe pachnidła drażniły moje nozdrza. Były one bardzo skoncentrowane i wystarczyło, że na godzinę przed wejściem do domu pokropiła się nimi, a zapach przez długi czas był wyczuwalny.
Powoli zmierzałam w kierunku sypialni. W moim łóżku najspokojniej w świecie spała Eliza, co prawda można było pomyśleć, że leżała tak dłuższą chwilę, ja jednak nie nabrałam się na jej pół wilgotne włosy. Furia jaka ogarnęła moje ciało była coraz trudniejsza do opanowania. Zacisnęłam dłonie w pięści i z mocnym zamachnięciem zwaliłam szklankę leżącą na nocnej szafce. Huk jaki wywołał upadek szkła na podłogę wybudził Elizę ze snu. Jej krzyk nie przestraszył mnie, a jedynie dodał więcej adrenaliny. Eliza zerwała się z łóżka i ze zdezorientowaną miną popatrzyła na mnie.

Prawdopodobnie wyczuła odór alkoholu i papierosów, bo skrzywiła się i ze znudzeniem odwróciła się w kierunku łóżka.

- Kosma, połóż się. Jesteś pijana. Później posprzątam szkło.

Zdenerwowana złapałam za rąbek jej koszuli i przysunęłam ją do siebie. Nasze twarze dzieliły milimetry.

- Powiedz. Mi. Co. Robiłaś. Z. Tym. Facetem - wysapałam, zmniejszając odległość między nami.

Zlękniona Eliza, chciała się odsunąć, ale łóżko stojące za nią, powstrzymało jej ruch wstecz. Już wiedziała, że nie będzie odwrotu.

- Jaki facet...? - spytała zlękniona.
- Nie udawaj idiotki! - huknęłam - ten, z którym wsiadałaś do taksówki. Widziałam Ciebie, tego faceta i dziecko, które przyszło do nas z Twoimi rodzicami.

Eliza usiadła na łóżku i schowała twarz w dłoniach, cała się trzęsła i mimo, że wyglądała bardzo krucho, nie mogłam sobie pozwolić na litowanie się nad nią.

- Mów prawdę - upomniałam ją, na co ona wybuchnęła głośnym płaczem.

- Ale co mam Ci powiedzieć? - zapytała cichutko.

- Prawdę.

W ciszy oczekiwałam odpowiedzi, ale ona wcale nie następowała. Eliza włosami zasłoniła całą twarz i niczym w amoku tarła swoje ręce. Zdawałam sobie sprawę, że wstrząsające nią drgawki nie były spowodowane zimnem, a jedynie strachem. Jej ciało całe struchlałe, doskonale to potwierdzało.

- Czy doczekam się wyjaśnień? - ponagliłam - Kim jest ten mężczyzna i to dziecko? - kolejny raz zadałam pytania.

- Nieważne - odparła.

- Wstydzisz się prawdy?

Moje zszarpane nerwy sprawiały, że byłabym w stanie zdemolować cały pokój w którym się znajdowałyśmy, jednak ostatnimi resztami silnej woli, opanowywałam to odczucie.

Patrząc na nią, czułam obrzydzenie. Obrzydzenie do jej kłamstw. Wplątałam się w kolejny zapętlony świat, który zamiast wyciągać mnie na wyżyny, pchał na dno. Staczałam się, z każdym dniem coraz bardziej siebie zatracając. Nie było już Kosmy pełnej wigoru. Była natomiast Kosma wypełniona nienawiścią do bytu i siebie samej.
Dlaczego zawsze natrafiałam na kobiety pełne intrygi? Świadomość odkrywania drugiego dna przytłaczała mnie, nie wierzyłam, że coś może być po prostu proste. Niezawiłe, nieskomplikowane, prawdziwe. Nic nie było prawdziwe. Wszystko było fikcją. Matrixem, okalającym moją osobę.

Każdej swojej kobiecie ofiarowywałam najwięcej jak potrafiłam, a one zawsze mnie krzywdziły. Nie chodziło o robienie z siebie ofiary, a o czystą opinię popartą latami doświadczeń.

Najpierw Łucja, później Sara, a w tamtym momencie Eliza. Eliza! Ta idealna Eliza, która wyciągała mnie z największego bagna w moim życiu. Ta piękna Eliza, która miała w sobie tak dużo ciepła. Ta prawdziwa Eliza, która zawsze była sobą... A w tamtym momencie ta Eliza rozwiewała moje najszczersze opinie. Już nie była idealna, nie była prawdziwa. Była pełna obłudy, przeciwieństw. Już nie była taka prosta w odczycie, już nie miałam pojęcia o czym myślała.

To dziwne, jak bliski człowiek w ciągu jednej sekundy może stać się obcą personą. To było dziwne, jak komuś bardzo ufałeś, a on od dłuższego czasu cię okłamywał. To dziwne...

Jakże dziwne to wszystko było. Cała ta sytuacja; te potłuczone kawałki szkła na ziemi, to łóżko i te łzy kapiące na podłogę. Jakże trudne do zdefiniowania były uczucia rosnące we mnie; czy to była nienawiść, czy może pogarda?

Jednak czy miałam prawo ją oceniać? Czuć do niej pogardę? Przecież tak bardzo mi pomogła, bez wyrażania w moim kierunku awersji.

Po tych myślach, na moment wybudziłam się z szału. Wiedziałam, że musiałam ją wysłuchać, zrozumieć jej ogląd na całą sytuację, ale w jaki sposób miałam to zrobić, w momencie, gdy ona nie chciała mi nic tłumaczyć?

Usiadłam koło niej i zmusiłam ją do spojrzenia mi w twarz.

- Proszę, powiedz mi tylko prawdę. Chyba na to zasługuję? - spytałam - Obiecuję Cię nie oceniać.

Ona najwyraźniej również się uspokoiła i przemyślała całą sytuację, bo skinęła, niemal niewidocznie, głową.

- Ale nie chcę z Tobą rozmawiać o tym w domu - powiedziała.

Zdziwiona spojrzałam na nią, zastanawiając się co złego, jest w moim domu.

- Dlaczego?

- To twoje terytorium. Czujesz się bezpiecznie. Ja również chcę się tak czuć. Chodźmy w jakieś bezstronne miejsce, a wtedy wszystko ci opowiem. Od samego początku...

***

Jak wrażenia po rozdziale? Jeszcze za wczesnie na rozwiązywanie problemu. Mam nadzieję, że dobrze zilustrowałam wam całe emocje towarzyszące całej sytuacji.
Tak jak zwykle 85 gwiazdek i 5 komentarzy.









Bolesne ukojenie - lesbian love storyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz