Dobra! To ten rozdział, który miał być. Napisany drugi raz. Trudno. Zapraszam do czytania, komentowania i tak dalej... No.
DANNY
Uświadamiałem sobie, jak bardzo kocham tą kobietę za każdym razem, gdy na nią spojrzałem. Podziwiałem wszystko. Jej nienaturalnie blade usta, mały, lekko garbaty nos, pełne niemego rozbawienia oczy i blond włosy z rudymi odrostami. Była szczupła, miała szerokie biodra i niezależnie od pory roku nosiła topy sięgające nad pępek, czym wywoływała niemałą sensację wśród grona pedagogicznego. Ogólnie rzecz biorąc, budziła mieszane uczucia w naszych ułożonych nauczycielach starej daty, mimo że tak naprawdę nigdy nie była jednym z nich. Darła się okropnie, nie raz potrafiła zmęczyć do nieprzytomności, zdarzało się jej kląć jak szewc.
Była idealna. Nasza pani trener.
- Ponieważ wróciłam- stała na krześle, patrząc na nas z góry i żywiołowo wymachiwała rękami. Często właziła na meble- Skończyły się dobre czasy. A zaczęły cudowne- posłała nam siarczystego buziaka w powietrzu- Od teraz trenujemy pięć razy intensywniej, a ja krzyczę siedem razy głośniej. Rozumiemy się?
- Tak, trenerze!- odparliśmy wszyscy zgodnym chórem. Było to oczywiście fizycznie niemożliwe, bo organizm nikogo z nas nie wytrzymałby na tym etapie nawet trzykrotnie bardziej intensywnych treningów, ale kwestionowanie słów Anny Breton nigdy nie kończyło się niczym dobrym.
- Cudownie- pochwaliła nas i zeskoczyła ze stołka. Gdy zachwiała się lądując, trzech chłopców rzuciło się, by ją przytrzymać. W ostateczności ona wyszła z sytuacji z gracją, a oni rozcierali podeptane przez nią stopy, w całkowitej ciszy i bez jednego jęku. To się nazywa prawdziwe oddanie- Danny?- zwróciła się w moją stronę. Uniosłem głowę.
- Tak?
- Czy chcesz przebiec trzy kółka dookoła szkoły dla otrzeźwienia?- zaproponowała, niby to żartobliwie. Znałem ją zbyt dobrze, by się na to nabrać.
- Podziwiałem pani urodę- odparłem- Olśniła mnie. Ale już się napatrzyłem.
Z powagą pokiwała głową i odetchnęła.
- Całkowicie cie rozumiem- mruknęła, po czym podniosła głos- No dobra panowie. Koniec na dzisiaj. Uciekajcie zanim się rozmyślę- przysłoniła oczy dłonią, jak dama która nie chce patrzeć na bezeceństwa, po czym pacnęła się nią w czoło- Cholera- syknęła- Nie kupiłam szpinaku.
- Mogę skoczyć do tego sklepiku obok szkoły- zaoferował Matt- Jeśli to w czymś pomoże.
- Nie, nie, nic nie rozumiecie- machnęła ręką- Ale dzięki za dobre chęci. Idźcie już. Miłego wieczoru.
Odwróciłem się jako pierwszy. Nie zapytałem, o co chodziło ze szpinakiem. Reszta drużyny podążyła za mną, gawędząc o jakichś błahych sprawach. Maia czekała na mnie przed szkołą, więc chciałem do niej dołączyć jak najszybciej i nie miałem czasu na rozmowę z nimi. Trochę głupio się czułem, obawiałem się, że coś mnie ominie, ale zwalczyłem w sobie ciekawość i poszedłem prosto w stronę wyjścia. Nie chciałem stawiać dziewczyny w niezręcznej sytuacji.
Szkoła była o tej porze opustoszała. Gdy było się wystarczająco cicho, można było usłyszeć kroki sprzątaczek przemierzających górne korytarze, a nawet muzykę dochodzącą z kwatery woźnego znajdującej się w piwnicach. Nikt nie krzyczał, nikt się nie śmiał. Ci co zostawali na jakichkolwiek zajęciach dodatkowych zachowywali się jakby byli w kościele.
Wyszedłem na dwór i poczułem ulgę, widząc Maię. Tym razem miała na sobie grubą, pikowaną kurtkę, która ostro kontrastowała z króciuteńką, krwisto czerwoną sukienką. Makijaż jeszcze mocniejszy niż zwykle, mocno podkreślał jej i tak ogromne oczy. Właściwie to szkoda, że ścięła włosy, ładnie jej było w długich.
CZYTASZ
Stay away, asshole
RomanceNajgorsze, co może się przytrafić dwójce przyjaciół, to miłość. Szczególnie, jeśli jeden zakocha się w drugim. Dla Caina i Danny'ego druga liceum nie zapowiadała się interesująco. Miał to być jedynie kolejny rok, kolejne kilkaset nudnych, spokojnyc...