Rozdział 12

9.2K 1K 569
                                    

CAIN

Idąc do swojego pokoju byłem na skraju omdlenia. 

Kręciło mi się w głowie, nie wiedziałem, co właściwie się ze mną dzieje. Wiedziałem tylko, że muszę jak najszybciej odejść gdzieś daleko od Danny'ego. Odejść, zamknąć drzwi, zamknąć oczy. Jak najszybciej zapomnieć. 

Nie kochałem Danny'ego. Nie mógłbym pokochać mężczyzny, nigdy żadnego nie kochałem, dlatego też zakochanie się w jakimś- nawet jeśli był nim mój najlepszy przyjaciel, najbliższa mi osoba- było niemożliwe. 

A jednak go pocałowałem. Pocałowałem go, tylko dlatego, że byłem w jakiś chory sposób wściekły o to, co zrobił z Rebeccą. Pocałowałem go zupełnie bez powodu, a potem zostawiłem samego, nie zważając na to, jak bardzo roztrzęsiony był. 

Cain, jesteś takim idiotą. 

W mieszkaniu było ciemno, przez co znalezienie klamki było znacznie utrudnione. Kiedy wreszcie jej dosięgnąłem, szarpnąłem nieco zbyt mocno i niemal wbiegłem do swojego pokoju. Chciałem już być sam. Drzwi zamknęły się za mną z trzaskiem. Skrzywiłem się, ale nie miałem siły przejmować się hałasem. Po prostu zrobiłem kilka kroków, by paść na łóżko i ukryć twarz w pościeli. Była miękka i pachnąca, w jakiś sposób dawała mi poczucie bezpieczeństwa. Gdy tak leżałem, nic nie mogło mnie dosięgnąć. Byłem chroniony przed miłością, przed nienawiścią, przed ludźmi. Tylko nie przed własnymi myślami. One były najgorsze. 

Myślałem, że wyrzuty sumienia już od dawna się mnie nie czepiają. Przez siedemnaście lat swojego życia zrobiłem chyba wszystko, przed czym kiedykolwiek ostrzegali rodzice swoje dzieci, a nawet więcej, powoli zabijając w sobie poczucie winy. Myślałem, że nic nie jest w stanie doprowadzić mnie do tego, bym żałował tego, co zrobiłem. Okazało się, że byłem w błędzie. Uścisk w piersi nie zmniejszył się ani odrobinę, a wręcz przeciwnie, nasilał się z każdą sekundą, sprawiając, że zacisnąłem dłonie w pięści. Kidy Danny wyznał mi miłość, czułem coś na kształt współczucia. Współczułem mu tego, że jego uczucie nigdy nie będzie odwzajemnione, że ja przecież nie mógłbym go pokochać. 

Przeraziło mnie to, że mimo wiedział o moim uprzedzeniu, kochał mnie tak bardzo, że zdecydował się do tego przyznać. 

Kiedy mnie pocałował przez chwilę byłem wściekły. Miałem ochotę go ugryźć. Dosłownie. Chciałem przygryźć jego wargę, jego język w ten sposób, żeby bolało go przez bardzo długi czas. Brzydziłem się, nie chciałem, by mnie całował, gdy tak niedawno miał w buzi język kogoś innego. 

Potem ja pocałowałem go. Analizowanie tego zdecydowanie nie było dobrym pomysłem. Gdy oderwał się ode mnie i zaczął płakać miałem ochotę na niego nakrzyczeć. Powiedzieć: Zamknij się. Uderzyć go po raz kolejny, potrząsnąć nimMiałem ochotę zrobić to wszystko, jednak byłem pewny, że nie zadziała. Był tak rozbity, że nie zwróciłby na mnie uwagi, nawet gdybym zepchnął go z kanapy. Frustracja rosła we mnie z każdą jego pieprzoną łzą, by w końcu znaleźć ujście w tym pocałunku. Chciałem go po prostu jakoś uciszyć. Zanim zorientowałem się, co robię, było już za późno. Zdecydowanie za późno. 

Westchnąłem w poduszkę i usłyszałem jego kroki na korytarzu. Tylko kroki. Nie płakał. Przez chwilę się krzątał, prawdopodobnie zbierając swoje rzeczy. Przez chwilę zastanawiałem się nawet, czy nie powinienem do niego wyjść i jakoś się wytłumaczyć, ale nie potrafiłem zmusić się do wstanie z łóżka. Danny z pewnością nie chciał mnie widzieć, a ja zrobiłem mu tego wieczoru wystarczająco dużo złego, by miał do tego prawo. Drzwi się zamknęły. Cisza. 

Przewróciłem się na plecy i spojrzałem na sufit. Poszedł. 

Czułem się jak ostatni dupek. Nie, źle powiedziane. Ja byłem ostatnim dupkiem.

Stay away, assholeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz