Rozdział 1

16.1K 1.3K 481
                                    

CAIN

Przysiadłem na parapecie, obejmując nogami swoją torbę i założyłem słuchawki na uszy. Czekając na Danny'ego chciałem odciąć się od szkolnego gwaru i paplaniny. Wygrzebałem z kieszeni telefon i odtworzyłem pierwszą lepszą playlistę, zirytowany powolnym działaniem mojej komórki. Nieśmiertelny, czarny iphone, z potłuczonym ekranem. Przeżyliśmy razem kilka lat i mimo tego, że działał z iście ślimaczą prędkością,  nie wymieniłbym go na nic innego. 

Rozejrzałem się korytarzu, mając nadzieję, że w pobliżu nie będzie akurat jakiegoś nauczyciela, który każe mi zejść z parapetu. Nasi kochani profesorowie podzielili się w moim przypadku na dwie grupy. Byli ci, którzy mnie kochali i ci, którzy byliby w stanie oddać wszystko, bym z tej szkoły wyleciał. Jedni nienawidzili drugich i, jak głosiły legendy, co przerwę odbywały się na mój temat debaty w pokojach nauczycielskich. Nie wiem czym tak szokowałem, ale na razie wychodziło mi to jak najbardziej na dobre, więc nawet nie próbowałem załagodzić sytuacji. 

Z zadowoleniem stwierdziłem, że korytarzem idzie jedynie pani Betches, jedna z tych dobrych, niosąc naręcze papierów. Przez chwilę zastanawiałem się, czy jej nie pomóc, jednak skończyło się na tym, że posłałem jej swój markowy uśmiech szkolnego buntownika. Odpowiedziała mi swoim, nieco wymuszonym,  ale wciąż ładnym i odmaszerowała w kierunku sekretariatu. 

Nienawidziłem, kiedy Danny się spóźniał. 

Zawsze było to wprawdzie spowodowane jego treningami i tym, że nasi uroczy szkolni siatkarze wręcz uwielbiali urządzać sobie bójki pod prysznicem. Wiedziałem, że sportowcy są dziwni. Moi kochani koszykarze na przykład, na każde zawody wlekli za sobą mango, a podczas rozgrzewek przed ważnymi meczami wariowali tak, że nie dało się ich uspokoić i w efekcie spędzaliśmy cały czas w szatni w kompletnej ciszy, bo gdyby tylko któryś otworzył usta, rozpoczęła by się kłótnia wszechczasów. 

Siatkarze przeżywali takie ciężkie chwile pod prysznicami. 
Tylko, że nikt z nich nie chciał się zamknąć. 

Sądzę, że to był największy problem. 

Odetchnąłem i z braku innego zajęcia zacząłem obserwować innych uczniów. 

Niektórzy z nich siedzieli na ławkach, inni stali w kilkuosobowych grupkach i dyskutowali o czymś, zawzięcie gestykulując. Moje oczy przebiegały po znajomych twarzach moich klasowych kolegów i koleżanek. Kilkukrotnie zatrzymałem się dłużej przy jakiejś osobie, odnotowując jakąś zmianę w jej wyglądzie, czy zachowaniu. Większość z nich była opalona i nieco wyższa niż w przed wakacjami, ale kilkoro z nich zmieniło się dosyć diametralnie. 

Na przykład Maia, jedna z bardziej atrakcyjnych dziewczyn w naszej klasie, ścięła swoje długie, czarne loki i teraz, zamiast być otoczona wianuszkiem przyjaciółek siedziała sama w koncie, pochylona nad swoim odtwarzaczem mp3. Skrzywiłem się, widząc cienie pod jej oczami i przyrzekłem sobie, że kiedy tylko znajdę chwilę, zapytam ją, co się właściwie stało. Dogadywaliśmy się całkiem nieźle, kiedyś nawet nocowała u mnie po imprezie, kiedy była zbyt wstawiona, by samodzielnie wrócić do domu. 

Kiedy się tak zastanawiałem nad tym, co mogło się przydarzyć Mai, poczułem, jak ktoś szturcha mnie w ramię. Jednym ruchem ręki zsunąłem sobie z uszu słuchawki, krzywiąc się, gdy spadając zahaczyły o mój jeszcze niewygojony kolczyk na chrząstce. Uniosłem wzrok, spodziewając się zobaczyć Danny'ego i zamarłem. 

Nade mną stał Ethan. 
Jego jasno brązowe włosy opadały mu na oczy, a usta były wykrzywione w najbardziej... Właściwie nie wiem, jak można określić ten uśmiech. Niby tylko uniósł kąciki ust, ale ja miałem wrażenie, jakby conajmniej wybuchnął śmiechem i powoli mnie nim atakował. Przygryzłem policzek, by nie odwzajemnić gestu i pytająco uniosłem brwi. 

Stay away, assholeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz