Rozdział 21

11.3K 877 750
                                    

Czytaliście rozdział 20? Bo mam wrażenie, że wattpad ześwirował i nie wszyscy są dobrze poinformowani. Rozdział 20 istnieje!

DANNY

Kiedy nazajutrz budzę się zaplątany w pościel i nie czuję przy sobie Caina moje serce na chwile się zatrzymuje. Doskonale pamiętam ciężar jego ramienia na moim ciele, ciepło jego oddechu na mojej szyi. Powoli przewracam się na drugi bok, mając nadzieję, że znajdę go po drugiej stronie łóżka. Nic z tego. Kołdra leży odrzucona na bok, poduszka gdzieś dalej na podłodze. Drzwi są zamknięte. 

Unoszę się na łokciach i odgarniam włosy z twarzy. W powietrzu unosi się zapach Caina, musiał jednak wywietrzyć zanim wyszedł, bo w pokoju jest zaskakująco rześko. Moje mięśnie protestują, nie mogę poruszyć nogami. Gdy próbuję usiąść z moich ust wydobywa się jęk. Upadam z powrotem na poduszki i zaciskam zęby. To zawsze tak bolało?

Zanim zwlekam się z łóżka mija dobre dziesięć minut. Jest mi zimno, wszystko mnie boli, jestem zupełnie nagi i z pewnością wyglądam żałośnie. Stawiając małe kroczki docieram do szafy Caina, skąd wyciągam pierwszy-lepszy t-shirt. Po chwili poszukiwań wygrzebuję również swoje własne spodnie, które musiałem tu zostawić kilka miesięcy temu. W duchu gratuluję sobie tego posunięcia i szybko się ubieram. 

Jestem odrobinę zdezorientowany. Jak powinienem się zachować, kiedy wyjdę z pokoju i nie znajdę Caina w mieszkaniu? Wzdycham ciężko i przecieram oczy. Branie odpowiedzialności za to co robiłem zawsze przychodziło mi z pewnego rodzaju trudnością, teraz nie było inaczej. Zazwyczaj sytuacja wyglądała zupełnie inaczej - kiedy chodziłem z Ethanem, wstawaliśmy razem. Mięliśmy nawet swój mały rytuał - budzik był zawsze ustawiony na piątą, niezależnie od dnia tygodnia. Kiedy dzwonił, wyłączaliśmy go i przez kolejne kilka godzin po prostu się wylegiwaliśmy, Ethan mówił, ja słuchałem, albo na odwrót. Czułem się przy nim całkiem naturalnie. Mimowolnie się uśmiecham, przypominając sobie te trwające wieki poranki i uświadamiam sobie, że będę za nie Ethanowi wdzięczny do końca życia. 

Ostrożnie naciskam klamkę i możliwie jak najciszej przechodzę przez korytarz. Mieszkanie świeci pustkami, jest niemal absolutnie cicho.  Jedynym, co pozwala mi sądzić, że nie jestem w nim sam jest niemal niesłyszalny szczęk sztućców i ciche skwierczenie, dochodzące z kuchni. Z sercem w gardle chwytam się futryny i zaglądam do środka, nie wiedząc czego się spodziewać. 

Cain stoi przy kuchence. Jest odwrócony tyłem do mnie, lekko się garbi. Włosy związał w coś, czego nawet przy najszczerszych chęciach nie można byłoby nazwać kucykiem. W ręce trzyma patelnię i - o Boże

On piecze naleśniki. 

Całe napięcie ulatuje ze mnie w przeciągu kilku sekund. Spodziewałem się wszystkiego, tylko nie tego. Przyciskam dłoń do ust i z trudem powstrzymuję się od śmiechu. Jak w ogóle mogłem pisać jakiekolwiek negatywne scenariusze? Cain odwraca się, zaintrygowanym parsknięciem jakie z siebie wydałem i odkłada patelnię na palnik. Robię kilka kroków w jego stronę, wciąż z ręką przy twarzy i staram się wyglądać, jakby poruszanie się nie było dla mnie męką. 

- Chodzisz jak kaczka - oświadcza Cain, wyraźnie starając się powstrzymać się od śmiechu. 

- Ach, tak? - usiłuję brzmieć jak bardzo obudzony człowiek, ale średnio mi to wychodzi. Zakładam ręce na piersi i zadzieram wysoko podbródek - Zapomnij o powtórce. 

- Kto powiedział, że jej chcę? - uśmiecha się złośliwie i choć czuję małe ukłucie złości, to wiem, że żartował. Prycham i ostentacyjnie odwracam wzrok. Niech przeprasza. To przez niego nie mogę się teraz ruszać.

Stay away, assholeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz